... to co uczyniła akademia dając jej oscara za "Michael Clayton" to jedna wielka farsa.
d'accord! ale akurat za role w "Claytonie", która może nie była od razu "oskarowa" - moim zdaniem zagrała ją ale wyśmienicie! Może rzeczywiście - w porównaniu do jej innych ról - wypadla ona bardziej "konwencjonalnie" lecz na pewno nie była żadną przecietną! No a jak już nie "oskarowa" (cokolwiek miało by to oznaczać), za to może powiedzmy hollywoodzka... Zgodzimy sie?
A tego Oskara otrzymała po prostu za całokształt - wielu ludzi traktuje ją jako symbol i muzę. Choć inspiruje jednak nie tylko gejów czy lesby. Jej wyjątkowa postać bywa natchnieniem dla całego szeregu twórców, od filmowych poczynając, muzyków, projektantów mody, na performerach i twórcach sztuki nowoczesnej kończąc.
Co do kina - pomimo walki o nią Hollywoodu - starała się jednak pozostać w nurcie kina niezależnego. Wybierała więc propozycje ról oryginalnych i wymagających od niej niezwykłego kunsztu aktorskiego. Długo uciekała od komercyjnych przedsięwzięć, wybierając pracę z niezależnymi reżyserami. Jak bowiem zapewniała, ceni sobie artystyczną wolność - i może wlaśnie ta (powiedzmy) nic szczegolnego warta rola jako - prawniczki pracującej dla wielkiej korporacji - była po prostu dla tej maszyneri pod nazwą Hollywood - pierwszą i może juz ostatnią tz. jedyną szansą, w ogóle ją w koncu gdzieś dorwać i uhonorować i oczywiście sie jej na przyszłość serdecznie polecić... ;D