Tom Hiddleston

Thomas William Hiddleston

8,6
70 110 ocen gry aktorskiej
powrót do forum osoby Tom Hiddleston

Opuściłam krakowskie Mikro w niemym zachwycie. Może mało jeszcze w życiu widziałam, ale z podaniem Szekspira w takiej formie jeszcze się nie spotkałam - i dobrze. Być może fakt, że, mówiąc szczerze, trudno mi wyjść z podziwu nad tym, co obejrzałam, wypacza moją opinię i powinnam dać sobie chociaż tydzień, żeby emocje nieco opadły, to, cóż, jestem w tej kwestii jak dziecko - chcę się już, już! podzielić tym, co czuję.
Bo podobało mi się niezmiernie. Wyjątkowa sceneria, nieco modernistyczna, ale z zachowaniem odniesień do dawnego Rzymu; nowoczesna muzyka w przejściach, która,o dziwo, nie zgrzytała, ale płynnie wpasowywała się w klimat; stylizacje aktorów - cóż, osobliwe, ale w jakiś sposób łatwiej docierała do mnie dzięki temu wszystkiemu cała sztuka. Trochę ogołocona z szekspirowskiego patosu i wszechobecnego metaforyzmu, ale nie w zły i krzywdzący sposób, wręcz przeciwnie: dzięki tym wszystkim zabiegom łatwiej było dostrzec uniwersalność sztuki, jej adekwatność do różnych czasów, od Rzymu po XXI wiek. Sam Donmar Warehouse wydaje mi się nawet w jakiś sposób idealnym miejscem na tę sztukę niż tradycyjne teatry - cały jego układ, scena i miejsca dla publiczności, w jakiś sposób pasował do formy, w jakiej przedstawiono Coriolanusa. Nie wiem, czy ten sam sposób funkcjonowałby już na przykład w RNT. Nie... po prostu tego nie widzę. Było tak jak trzeba.
W kwestii aktorstwa zasadniczo wrażenia również mam bardzo dobre. Wydaje mi się, że większość obsady trzymała wysoki poziom i bezbłędnie poradziła sobie z postawionym zadaniem (które, swoją drogą, łatwe nie było, bo to nie tylko Szekspir, to osobliwie przedstawiony Szekspir, a zadzierać z Szekspirem trzeba umieć, gdyż łatwo się poślizgnąć). Trudno mi wymieniać wszystkich, szczególnie z bardziej backgroundowej obsady, którzy świetnie sprawdzili się w swoich rolach (BTW, kto rozpoznał Deana Thomasa z "Harry'ego Pottera" ^^?), ale nie mogę pominąć tych, którzy w moich oczach wysuwali się na pierwszy plan i najbardziej wryli mi się w pamięć. Po pierwsze: Deborah Findlay jako Wolumnia, czyli matka Kajusza Marcjusza - wyjątkowa i niezwykła, z pewnością specyficzna w swojej roli, ale oglądałam ją z nadzwyczajną przyjemnością. Hadley Fraser - może się mylę, ale czy jest ktoś, kto nie zachwycił się jego Aufidiuszem? Słaby to argument, ale... po prostu. Mark Gatiss - i tutaj trudno mi się rozpisywać. Mark Gatiss udowadnia w roli Meneniusza, że nie bez powodu tak bardzo kochamy brytyjskich aktorów. No i wreszcie Tom Hiddleston, który w każdym calu podźwignął tę niezwykle trudną rolę, jaką był Koriolan. Chociaż osobiście zawsze go uwielbiałam i, nie ma co kryć, najbardziej mnie skusił do obejrzenia tego spektaklu, to starałam się patrzeć na niego z jak największym dystansem, nie wypaczać mojej oceny sympatią do aktora. Tom był... był tym, kim powinien być Kajusz Marcjusz Koriolan w tym quasi-modernistycznym Szekspirze. Był szczery, porywający, był jak autentyczna, tętniąca życiem postać na wyciągnięcie ręki, kiedy się go oglądało. Ta konkretna interpretacja Koriolana dawała niezwykle ogromne pole do popisu dla aktora, a Tom wykorzystał je w 120% - z niezaprzeczalnym talentem, z kunsztem, jakby wręcz urodził się w tym teatrze. Możemy go kochać za niewymagającego Marvela, ale ten facet to zwierzę sceniczne, to bestia teatralna i jeśli chcemy się nim w pełni zachwycić - nie za jego buźkę, nie za jego głos, nie za jego impersonations - to po prostu trzeba go oglądać w teatrze, w takich sztukach. Ukłony, no po prostu... ukłony. Będę się modlić, żeby NTL wyemitowało jeszcze jakiś spektakl z nim w obsadzie, bo tak właśnie harują prawdziwy aktorzy na swoją reputację.
Jedynym, moim zdaniem przynajmniej, aktorskim zgrzytem była Birgitte Hjort Sørensen w roli Wirgilii, żony Koriolanusa (nie będę już maltretować dziecka, chociażby dlatego, że i tak miało mało do zrobienia w sztuce, więc można było nie zwracać na niego uwagi). To, że ktoś potrafi krzyknąć na scenie teatralnej nie znaczy jeszcze, że jest dobrym aktorem. Kiedy trzeba było pokazać prawdziwe emocje, Birgitte, co tu dużo mówić, wymiękała, jakby zwyczajnie nie wiedziała, jaką wagę emocjonalną wypada przekazać w konkretnych wypowiedziach. W moich oczach była tylko blond lalką od całowania Toma w strategicznych momentach. Być może tylko ja tak to odebrałam, ale zgrzytała mi za każdym razem, gdy pojawiała się w scenie - szczególnie też dlatego, że bardzo często przyćmiewała ją Deborah, której praktycznie cały czas towarzyszyła. Najlepiej widać to chyba w jednej z ostatnich scen, kiedy Wolumnia i Wirgilia - żeby nie było spojlerów - rozmawiają z Kajuszem Marcjuszem.
To żeby nie kończyć tak gorzko, cała sztuka robi naprawdę niesamowite wrażenie i aż woła, żeby obejrzeć ją jeszcze raz. To doświadczenie niewątpliwie zostanie ze mną na długo.
Możecie pomyśleć, że ten elaborat jest egzaltowany aż do mdłości, ale to moje osobiste zboczenie - teatr to moje życie, a brytyjskie spektakle mogłabym oglądać bez końca, więc zawsze przy takiej okazji włącza się we mnie ta wylewna panna, która trajkocze jak katarynka.

Niemniej jednak gorąco zapraszam do dyskusji, jestem niezmiernie ciekawa, jakie wrażenie na Was wywarł 'Coriolanus' - jeśli go już widzieliście, jeśli nie - może jakie są Wasze oczekiwania. Pozdrawiam serdecznie :).

Strzygaa

Co za wypracowanie o.O (To była moja pierwsza myśl xD ) Też byłam w Mikro i już wiem czemu nazywa się mikro xD
Co do sztuki, non stop wkurzałam się na siebie za zbyt słaby angielski na oryginalnego Szekspira, po prostu nie chcąc utracić żadnej sekundy z gry aktorskiej, nie mogłam patrzeć na napisy, pewnie dlatego w niektórych momentach zachodziłam w głowę co mi umknęło. W efekcie wyszłam z kina z bólem głowy xD Ale opłacało się! Dech zapiera! Nie widziałam do tej pory tak pomysłowo zrealizowanej sztuki. Znajome które zaciągnęłam do kina były zachwycone. A ja od niedzieli tylko chcę więcej, ciągle wracam do Coriolana :D Zgadzam się co do Wirgili, bohaterka była pusta. Nie zauważyłam by miała jakąś głębszą rolę w konflikcie, mimo że reżyserka wspomniała w wywiadzie o jej uniwersalności (coś o łagodzeniu konfliktów, rozdarciu w domowym kółku).
Jedyne czego żałuję, to że moja miejscowość, mimo że nie mała, straciła wszystkie kameralne kina i szykuje się tu monopol Heliosa. Więc jeśli będę chciała zobaczyć coś ponownie z nt live to czeka mnie wycieczka.

Koleja

Czyżbyś była koleżanką z przemoczonymi butami w pierwszym rzędzie po lewej? Lub jedną z tamtych dziewczyn? Bo dobrze Was pamiętam, siedziałyście baardzo blisko mnie ;).
Przyznam szczerze, że nie czytałam 'Coriolanusa' (poniekąd po to, żeby sztuka była dla mnie zaskoczeniem, chociaż, wiadomo, to Szekspir ;)), więc nie wiem, jaka jest rola Wirgilii w oryginale, dlatego jej nieporadność w sztuce mogła wynikać albo z braku wystarczających umiejętności aktorki albo z nieudanego okrojenia tekstu do scenariusza w tej kwestii (chyba że Szekspirowi coś po prostu nie wyszło, w co nigdy nie uwierzę ^^). Rozumiem, że miała być równowagą dla matki Kajusza Marcjusza, ale Birgitte w swojej grze była bardzo monotonna, a jeśli próbowała zaszaleć, to "na chybił trafił". Sztuczność i niekonsekwencja biły od niej na kilometr. Może i przez to spłyciła rolę swojej bohaterki, kto wie. Muszę teraz dopaść sztukę na papierze i przeczytać od deski do deski ;).
Trzeba się chyba urodzić w GB, żeby nie mieć problemu z rozumieniem Szekspira. Początkowo też byłam trochę zamieszana w jednoczesnym słuchaniu i zerkaniu na napisy, bo "cholera, co on powiedział?", ale jakoś w trakcie oglądania rozumienie stało się, że tak powiem, intuicyjne. Nie wiem już, kiedy słuchałam, kiedy spoglądałam na napisy po wsparcie ;).
Helios jest, jeśli chodzi o kina komercyjne, chyba najbliższy memu sercu i zdecydowanie go polecam. Porównując go z innymi kinami, jest, że tak powiem, najbliższy widzowi - to znaczy, karmi go dużą ilością popcornu i nie zdziera z niego tyle pieniędzy ;). W dodatku pracownicy mają raczej liberalne podejście do spraw, w Multikinie chyba by Cię wykopali, gdybyś próbowała wnieść chipsy na salę, w Heliosie na maratonie pytali mnie tylko, czy nie mam ze sobą alkoholu, ludzie wnosili biedronowe reklamówki z żarciem ;). Tyle że tu z kolei Multikino wyprzedza Heliosa w wydarzeniach typu retransmisje teatralne, operowe, sylwestry filmowe itp. Marzy mi się, żeby ludzie tak zbombardowali sieć Heliosów, że chociażby NTL zaczną realizować ;).
A w Krakowie w ogóle nie ma Heliosa :(.
Studyjne to studyjne, mają swój klimat i pewne rzeczy tylko i wyłącznie tam ogląda się najprzyjemniej ;).
Wypracowanie, tak jak mówiłam, bierze się z mojej głębokiej pasji do teatru i wszystkiego, co z nim związane ;). Poza tym nie umiałabym opisać wrażenia, jakie wywarł na mnie ten konkretny spektakl w dwóch, trzech czy nawet dwudziestu zdaniach. Wciąż mi się wydaje, że to za mało, że sprawiedliwości nie oddałam ;).

Strzygaa

Na temat Wirgilii - nie oglądałam jeszcze sztuki, ale u Szekspira Koriolan może ze dwa razy zwraca się do żony i w zasadzie nie pełni ona tam większej roli niż włóczenie się za Wolumnią i ocieranie łez. Z tego co słyszałam w wersji donmarowej relacja Koriolana z żoną jest trochę bardziej rozbudowana, jeżeli nie w dialogu to przynajmniej niewerbalnie.

HiddenStone

Wierzę, że czyniono próby, by ją rozbudować - jestem nawet skłonna przyznać, że te próby gdzieś tam widać (oczywiście nie licząc tych ciągłych pocałunków, bo to nie jest rozbudowywanie relacji), tyle że aktorka zupełnie nie podołała. Nie wiem, czy nie jest aktorką szekspirowską, czy nie jest aktorką teatralną, czy po prostu w ogóle nie jest aktorką - jej postać sprawdzała się dobrze tylko i wyłącznie w momentach siedzenia z kamienną miną pod ścianą (kiedy obejrzysz, zrozumiesz, co mam na myśli). Była bardzo toporna i nieudana w swojej roli, mówię tak ostro, bo naprawdę starałam się przekonać do niej przez całe przedstawienie i nie udało mi się (zwłaszcza ostatnia wspólna scena z Kajuszem Marcjuszem i Wolumnią ją zrujnowała). Może przesadzam, nie wiem - to tylko i wyłącznie moja opinia.
Zbliżenia kamery na twarz Birgitte, kiedy próbowała odegrać emocje, też jej nie pomogły, bo widać było w tym jakąś sztuczność; dobrze wyprofilowaną maskę z konkretnie nazwaną emocją, nie aktorstwo (bo kiedy przychodziło do tekstu, emocjami szafowała, jakby je wyciągała przypadkowo z talii kart, kompletna ruletka). A teatr to teatr, kamera była tam z zupełnie innej okazji, nie po to, by pomóc jej wyrazić, w jakim akurat stanie emocjonalnym znajduje się postać.
To tylko moje odczucia, nikomu nie narzucam. Trzeba samemu obejrzeć i tyle ;). W każdym razie Wirgilia to postać poboczna, cała sztuka jest ewidentnie majstersztykiem. Gdybym miała ocenić przyjemność z jej oglądania w skali od 1 do 10, wyłamałabym się i utworzyła po prostu kategorię "przyjemność z oglądania 'Coriolanusa'" - takie to było unikatowe doświadczenie ;).

Strzygaa

Birgitte Hjort Sørensen Nie trudno znaleźć :P Aktorka po szkole aktorskiej.
Dunka i jak to Skandynawowie oszczędna w wyrazie ;) Na początku też mnie nie przekonała, ale potem było lepiej. Jej gra nie przeszkadzała, a to plus, poza tym chyba taka miała być - nie zawadzać i nie wybijać się :P

Strzygaa

Gratuluję dedukcji. :D
Dokładnie to ja miałam te przemoczone buty xD Co do Heliosa, to przyklasnęłabym ci jeszcze parę lat temu, ale na przestrzeni lat, zauważyłam spadek. Osobiście dotknęła mnie utrata zniżek na kartę Świata Książek (wiem, że księgarnia obecnie nie funkcjonuje, została wykupiona), oraz co raz częściej, gdy wchodzi do kin film który chcę obejrzeć to Helios go nie gra. Przykład na czasie - Only lovers left alive. Był okres, że bardzo często chodziłam do Multikina i ani razu nie zwrócono mi uwagi na własne picie/pożywienie xD Może po prostu Helios ma pecha w moim przypadku, ze względu na mój gust bardziej odpowiada mi oferta Multikina :D
Wracając do sztuki, nie czytałam, ale mam nadzieję, że w końcu mi się to uda. Na razie poluję na dvd z 50-lecia Donmarhouse o ile się nie mylę ;)

Koleja

Jakie to cudowne, tak się rozpoznać! Także, ekhem, witam koleżankę ;).
Co do oferty, zgadzam się, i tu jest największy problem. Ale, tak jak mówiłam, Heliosa polecam ze względu na komercyjne filmy, takie, gdzie idziesz się pobawić, najeść popcornu i tak dalej. 'Only Lovers Left Alive' to jeden z filmów, które raczej nie podpadają pod tę kategorię, toteż trudno się ich spodziewać w Heliosie. I tu właśnie Multikino góruje - bo oferuje inne alternatywne rozrywki na ekranie poza komercją. Co nie zmienia faktu, że dalej uważam, iż jeśli chodzi o podejście do widza, to tylko Helios ;) (chociaż może to też kwestia moich jak najmilszych doświadczeń w związku z tym kinem i różnych zgrzytów na linii duże Multikino-mała ja :)).

Strzygaa

O rety, jak to ładnie wszystko napisałaś, zazdroszczę lekkiego pisania i umiejętnego wyrażania swoich myśli. Z góry już przepraszam za swój bałagan w wypowiedzi.

Jest właśnie wpół do pierwszej w nocy, nie tak dawno temu wróciłam z rzeszowskiego Multikina z "Koriolana".
Co mogę dodać, żeby nie powtarzać twoich słów? Sceneria bardzo przyjemna, ten prostokąt na ziemi był świetnie pomyślany i do tego jeszcze mównica namalowana przez aktora w czasie trwania spektaklu - coś pięknego. W ogóle, to zasyfiali podłogę z klasą, jak to tylko Brytyjczycy potrafią. Najpierw ziemia, potem płatki róż, a jak polali wodę(swoją drogą, czy to nie było wprost fenomenalnie piękne? http://hxcfairy.tumblr.com/post/77647227625 Tom... po prostu... ahfkasdhakshdfalk ;_;) to się zastanawiałam jak oni to chcą dalej na tej scenie grać. Posprzątali to profesjonalnie w każdym razie.

Najbardziej mnie chyba poruszyły konkretnie dwie sceny: kiedy Marcjusz przychodzi z propozycją do Aufidiusza(ten czający się za Marcjuszem koleś ze sztyletem jednakowoż nieco mnie rozbawił ;) i mamy kolejno piękny monolog i oddanie się na łaskę Aufidiusza a zaraz potem jego entuzjastyczne przyjęcie go za swojego przyjaciela. Druga to, chyba oczywiste, błagania matki o pokój i zaniechanie ataku na Rzym. Powiem tyle: twarz Toma Hiddlestona.
Wolumnia to generalnie cudowna postać, Szekspir jak nikt potrafi pisać silne, kobiece postacie, moja faworytka w pierwej części. Ale... ale autentyczność i wzruszenie, emocje i spojrzenie Koriolana... O łzach nawet nie wspomnę. Tom płakał oczami i nosem, niemal widziałam jak się jego dusza trzęsie, słowo daję!

Ahh, czekają na przystanku na autobus miałam tyle do powiedzenia i o tylu rzeczach chciałam napisać, a teraz... puf. Zrzucam winę na późnią godzinę(omg, przepraszam, rym niezamierzony! ;) W każdym razie, postacie drugoplanowe były również cudowne. Para konsulów była świetna, tak samo jak przydupasy Aufidiusza. Mark Gatiss? Trzymajcie mnie proszę, nawet jakby się bardzo starał, to nie potrafił by zagrać źle, taki dobry jest!

Teraz przygotowuję się na spektakl "Frankenstein" z Benedict Cumberbatch. Już za tydzień. (Matura? Ale jaaaka matura? Jestem zajęta teatrem i przeglądaniem tumblra, dziękują bardzo.)

Szczur_chan

No to "zobaczymy się" na Frankensteinie, bo też się wybieram do rzeszowskiego Multikina za tydzień (po raz trzeci zresztą, dwa razy już widziałam ten spektakl w Mikro, ale... who cares; sztuka zapiera dech w piersiach, byłabym gotowa wydać ostatnie pieniądze, gdybym dzięki temu mogła ją oglądać codziennie ^^). Powiedz, rezerwowałaś już miejsce :)?
Zdarza mi się, że przy dłuższych szekspirowskich monologach, okraszonych nawałem jego wyszukanych metafor i ociekających patosem zaczyna mnie to czasami nieco irytować - oczywiście, nie umniejszając Autorowi, kwestia osobistego gustu. Jednak to, co uczyniła Deborah z monologiem Wolumni zatrzęsło mną w posadach, że się tak wyrażę ;). Przez całą sztukę moja sympatia wobec jej kreacji rosła i rosła, uwielbiam takie istoty, jak pani Findlay - toż to nie aktorka z zawodu, to aktorka z gatunku! Klasa i szyk szekspirowski w świetnej interpretacji, nic dodać, nic ująć. Tom grał całym sercem i duszą w każdej scenie z jego udziałem, chociaż scena z Aufidiuszem, o której mówisz, jest niewątpliwie świetna, trudno mi się zadeklarować, czy jest właśnie tą jedyną, która najbardziej mnie poruszyła. Bo... bo wszystko jakoś docierało głębiej, a w kulminacyjnym momencie moje serce chyba stanęło ^^. Chwała Szekspirowi, który potrafił pisać tak, żeby poruszać nie tylko ludzki umysł, ale i duszę bez względu na wiek, płeć, narodowość czy czasy; chwała obsadzie, która pokazała najwyższą klasę na scenie; wreszcie, chwała Josie Rourke, bo nikt jeszcze o niej nie wspomniał, ale jakiś ogromny wkład miała w to, że ostateczny kształt spektaklu był taki, a nie inny.
Pozdrawiam serdecznie :)
(Wgl, to takie cudowne widzieć taki piękny odzew tu, na FW, mogłabym o teatrze dyskutować tak bez końca ^^!)

Strzygaa

O "Frankensteinie" dowiedziałam się dopiero jak wróciłam z kina do domu i od razu następnego dnia kupiłam bilet, bo rezerwować się nie da.

"scena z Aufidiuszem, o której mówisz, jest niewątpliwie świetna, trudno mi się zadeklarować, czy jest właśnie tą jedyną, która najbardziej mnie poruszyła."
Wspomniałam o niej ze względu na to, że zdziwiło mnie, jak szybko Koriolan zmienił fronty, jak bardzo zraniona została jego dumna, że potrafił oddać się w służbę odwiecznego wroga, jak to się stało, że zemsta i gniew przysłoniły mu (może lepszym określeniem było by "nakręciły go") do takiego czynu. Nawet więcej - jeśli Aufidiusz miał go nie przyjąć, to Koriolan prosił o śmierć. Lubię postać Marcjusza, jest nieco inna niż inni głownie bohaterowie Szekspira, a za sprawą Toma po prostu ta scena wydała mi się jakoś... bliska, sama nie wiem jak to określić, zmusiła mnie do innego spojrzenia na sprawę i jego postać.
Ten moment, kiedy pada na kolana i wznosi ręce, czekając na werdykt... Uuuooah, mocna rzecz, bardzo mi się to wszystko podobało.

Na spektaklu było parę zabawnych fragmentów, to podobno dzięki grze aktorskiej, bo obiło mi się o uszy, bo samego "Coriolanusa" jeszcze nie czytałam, że ta konkretna sztuka Szekspira była jako chyba jedna pozbawiona zabawniejszych fragmentów. Wiadomo komuś coś na ten temat więcej?

Strzygaa

Wczoraj miałam okazję zobaczyć "Koriolana" w gdańskim Multikinie. Sala pełniutka, tylko zastanawiałam się ile osób przyszło na sztukę, ile na Toma a ile na Szekspira? Ja osobiście poszłam na Szekspira, a wyszłam z Tomem w głowie. Wcześniej kojarzyłam go z komercynymi filmami marvelowskimi, gdzie owszem zagrał dobrze, ale ani do Avengers ani do Thora serca nigdy nie miałam, choć sf lubię. Usłyszałam jednak kiedyś fragmet wywiadu, że Tom bardzo ceni Szekspira jako autora, zawsze chciał go grać i był to jednym z powodów dla których został aktorem. Poszłam więc się przekonać czy nie ściemnia :P Przeczołgała mnie ta sztuka, zdenerwowała, rozzłościła, rozśmieszyła, a z ostatnim tchnieniem Koriolana i ze mnie uszło powietrze. Tom zaorał mi serce, jego rola jest świetnie zagrana. Aktorka grająca jego matkę nie ustępowała mu pola. Żony nie skomentuję, miałam wrażenie, że jej jedyną rolą jest podchodzenie i całowanie Koriolana, nic więcej sensownego nie potrafiła z siebie wydusic. Była sztywna i ewidentnie odstawała nawet od ról 3-4 planowych. Nie cierpię przepisywania Szekspira, prób wciśnięcia go w nowoczesność, gdyż zazwyczaj są nieudane - tutaj wszystko pasowało do siebie, minimalistyczna scenografia i nowoczesna muzyka współgrały z "archaicznym" angielskim. Za tydzień też się wybieram, czekam, aż moje serce tym razem zaora Ben :)

Eirene

Ja już się przyznałam, że obejrzałam spektakl przede wszystkim ze względu na Toma (i Marka Gatissa, w drugiej kolejności ^^), ale cóż poradzić, czasami łasam na komerchę w klimacie Marvela, gdzie Tom kupił moje serce :). Natomiast Szekspir Szekspirem, tylko kompletny ignorant mógłby zlekceważyć ten fakt, rezerwując bilet na retransmisję; przyznam szczerze, że nie wszystkie jego sztuki do mnie trafiają, ale 'Coriolanus' na przykład był mi raczej nieznany przez tymże spektaklem. Poza tym, wiele się słyszy o tym, że Tom jest aktorem szekspirowskim, więc trafiła się świetna okazja by to zweryfikować. Czy się udało? Z pewnością. Jak sama to świetnie ujęłaś, Tom zaorał serce - chyba każdemu widzowi. Autentyczność widać było w każdym jego spojrzeniu, w każdym wypowiedzianym słowie, w każdym ruchu na scenie - dla takich aktorów pióra same powinny się rwać do pisania wymagających sztuk. Ciężkie, oj ciężkie miał zadanie, chociaż nie byłam wcześniej zapoznana z oryginalnym materiałem, można, po pierwsze, domyślać się, że z Szekspirem nigdy nie ma łatwo, po drugie, widać po każdym, nawet drugoplanowym aktorze, jaką ciężką orką była praca nad tym spektaklem, by osiągnąć taki końcowy efekt. W każdym razie podźwignął to zadanie, podźwignął w każdym calu, obserwowanie go na scenie było najczystszą formą przyjemności.
Żona była, owszem, strasznym zgrzytem. Zastanawia mnie, jak to się stało, że przy takich możliwościach, jakie oferował im brytyjski światek teatralny, sięgnęli po marną, duńską aktorkę (proszę, broń Boże, nie traktować tego jako przytyk to Danii, czy duńskich aktorów), która wsławiła się bodaj jednym serialem, i jeszcze reklamować ją jaką dobrą. Nie wierzę, że Josie nie widziała, że dziewczę sobie po prostu nie radzi. Rochenda Sandall, chociaż była raczej tłem, spisała się o niebo lepiej, i chętnie bym ją obejrzała na miejscu Birgitte.
Myślę, że dla 'Coriolanusa' ułatwieniem dla wciśnięcia go w nowoczesne ramy był fakt, że sama sztuka ma wydźwięk szczególnie uniwersalny, wobec czego można próbować z nią w ten sposób pracować - oczywiście pod warunkiem, że tej pracy podejmie się ekipa z głową, bo bez tego ani rusz. W każdym razie efekt był chyba właśnie taki, jaki powinien być :).
Serce Ci zaora nie tylko Ben, ale i Jonny ;). Ubolewam jedynie nad tym, że po raz kolejny wyświetlają wersję, którą już widziałam, czyli tę, w której Benedict jest doktorem, a Jonny monstrum. Mam ogromną chrapkę na odwrotną, co nie zmienia faktu, że i w tej obaj są bezbłędnymi mistrzami. Scenografia, udźwiękowienie, SCENARIUSZ i przede wszystkim AKTORSTWO - wszystko perfekcyjne i przeszywające do kości. Polecam, polecam gorąco! ;)

Strzygaa

Wczoraj byłam na seansie w Szczecińskim Multikinie po powrocie do domu jedyne słowo, które przychodziło mi do głowy to WOW ... ale dziś już ochłonęłam więc jestem wstanie powiedzieć coś więcej. Wybierając się do kina byłam nastawiona bardzo, bardzo pozytywnie więc myślałam, że jedyne co mnie może czekać to ewentualny zawód, a jednak byłam w bardzo wielkim błędzie, wychodzą z kina byłam w jeszcze większym zachwycie i jedyną rzeczą której żałowałam to, że nie mogłam zobaczyć tego na żywo. Zanim jednak się wybrałam zapoznałam się z opiniami tych którzy już sztukę widzieli. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam na ekranie Birgitte Hjort Sørensen, która grała żonę Koriolana, a spotkała się z taką krytyką pomyślałam że to chyba lekka przesada, że jej gra nie jest taka zła. Dopiero gdy zobaczyłam ją w jednej z ostatnich scen w których przyszła do Koriolana wraz z jego matką zrozumiałam dlaczego tak bardzo ją skrytykowano. Spodziewałam się dużych emocji, które wcisnęłyby mnie w fotel i takie dostałam, ale jedynie od Debory Findlay która grała matkę Koriolana, jeżeli chodzi o żonę to była to porażka, zero emocji tylko dziwny wyraz twarzy którym próbowała oszukać widownię że niby płaczę, że jej przykro. Mnie tym w ogóle nie przekonała i dla mnie było to fatalne. Co do gry Debory Findlay pełen szacunek moim zdaniem zagrała swoją rolę na 100% i tak jak oczekiwali tego widzowie. Również na początku sztuki nie bardzo wiedziałam dlaczego ludzie tak zachwalają Hadleya Frasera w roli Aufidiusza dopiero w drugiej części spektaklu gdzie spotkał się na scenie z Tomem zrozumiałam skąd ten zachwyt. W pewnych momentach po prostu nie wiedziałam na kim mam skupić swoją uwagę czy na Aufidiuszu czy Koriolanie. No i oczywiście wisienka na torcie, czyli Tom Hiddleston po tym co zobaczyłam brak mi słów, które mogłyby opisać choć w małym stopniu mój zachwyt, wrażenia i odczucia po wczorajszym seansie. Do wczorajszego dnia tak jak i poprzedniczka widziałam Toma w filmach takich jak Thor czy Avengers w których bardzo mi się podobał, ale moje serce podbił raczej kilkoma wywiadami, których udzielił. Po tym co zobaczyłam wczoraj w kinie składam pokłony i dziękuję, bardzo dziękuję, że mogłam zobaczyć go w takiej roli i przede wszystkim że był to spektakl, a nie film. Tom grał nie tylko oczami i nosem, ale każdy centymetr jego ciała wspaniale przekazywał emocje, to było coś pięknego co zostanie w mojej głowie sercu i duszy już na zawsze. Jeżeli jest ktoś kto nie był, a ma jeszcze okazję pójść, ale waha się, niech idzie, na pewno będzie zadowolony i usatysfakcjonowany :)

Strzygaa

Mi się nie chce za bardzo rozpisywać, a i nie chcę też sprowokować kłótni, jak to czasem bywa przy odmiennych opiniach ;), więc powiem tylko, że nie jestem zachwycona. Szłam pozytywnie nastawiona, mimo że dla mnie sława Shakespeare'a jest zjawiskiem trudnym do zrozumienia (komedie jeszcze w miarę, ale dramaty.. ewentualnie Król Lear daje radę), ale ponieważ wiem, że nawet pozornie nieciekawe historie da się przedstawić w interesujący sposób, właśnie na to liczyłam.

Gra niektórych aktorów kazała mi się zastanowić nad ich prowadzeniem przez panią reżyser (bo nie sądzę, by były to ich wybory), Hiddleston dobry, ale nie zachwycający (niestety odniosłam wrażenie, że niektóre osoby na sali zachwycały się nim tylko, dlatego że ogólnie go lubią i - sądząc z wydawanych odgłosów, uważają za atrakcyjnego.) Za to bardzo podobał mi się Gatiss, patrzenie na niego i słuchanie to sama przyjemność.
Ogólnie lubię być emocjonalnie zaangażowana w to, co widzę, a tutaj tego zabrakło. Nie jest to oczywiście złe przedstawienie, po prostu średnie.
Mam nadzieję, że przyszłotygodniowy "Frankenstein" lepiej sobie z tym poradzi. :)

Drago_2

Są gusta i guściki to co dla jednych jest wspaniałe dla innych jest fatalne więc o tym się nie dyskutuje :) Jeżeli o mnie chodzi to ja osobiście wolę dramaty niż komedie Shakespeare'a ale nie o to się rozchodzi. Jedyną rzeczą z którą nie mogę się z Tobą zgodzić to że Tom był dobry, wierzę że mógł Cię nie zachwycić ale powiedzenie że był dobry uważam za zbyt surowe. Zgodzę się że dużo osób poszło na sztukę ze względu na to że bardzo go lubią, że jest przystojny to jedno myślę że nikt się tym nie sugerował by pójść zobaczyć Koriolana choć może się mylę :) ja sama poza grą Toma zachwycałam się jego głosem który zwala mnie z nóg ale uważam że to wszystko jest nieważne ponieważ właśnie grą udowodnił że warto było przyjść, ale tak jak powiedziałam są gusta i guściki i każdy ma prawo do swojego zdania :) Pozdrawiam

Paulinka0024

Moje preferencje w tej kwestii nawet mnie zadziwiają, bo zazwyczaj wolę tragedie niż komedie, ale cóż ;)
Może problem w tym, że spodziewałam się czegoś w pewien sposób genialnego od Toma, a jednak to Gatiss zrobił na mnie większe wrażenie. Nie da się Tomowi odmówić talentu, natomiast po prostu może więcej (ale, jak już wspomniałam, obawiam się, że to po prostu prowadzenie aktorów miejscami kulało.)

Tak w ogóle, to kilka osób wyszło z sali...hm.

Drago_2

Uwielbiam zarówno komedie jak i tragedie Szekpira, jedyne co mnie męczy to tragedie historyczne, no może jeszcze Ryszard III się da strawic. Koriolan nie jest łatwą sztuką, więc jeśli ktoś przyszedł tylko dla 1 aktora mógł nie wytrzymac i wyjśc z sali. Jeśli Tom może jeszcze więcej, to ja chcę to zobaczyc!!! Widziałam już kilkadziesiąt sztuk szekspirowskich, nie tylko polskich, nie uważam się za eksperta i nie jestem "piszczącą fanką" Toma, ale uważam że zagrał naprawdę dobrze, scena wzruszenia na końcu, kiedy usta, broda drżały i łzy płynęły z jego oczu były dojmujące. Mężczyznom trudno jest grac emocje, a jednak Tomowi się udało pokazac tą scenę bez karykaturalnego przerysowania. Drago nie krytykuję twojej opinii, gdyby każdy z nas był taki sam byłoby nudno, ale nie przytaczasz żadnych konkretnych argumentów oprócz złego prowadzenia aktorów przez reżyserkę. Co konretnie ci się nie podobało?

Eirene

Ach tak, ostatnia scena z matką była zdecydowanie najlepszą z całej sztuki.

Napiszę pokrótce, bo nie chce mi się za bardzo rozwlekać. Wirgilia: dramat. Wieczne łzy, ale tak naprawdę słabe przekazanie emocji, mimika na poziomie teatrzyku szkolnego. Jej syn zresztą to samo. Wiem, że z dziećmi pracuje się trudno, ale w takim przypadku może należałoby się zastanowić nad wzięciem aktora, który jest starszy, a wygląda młodo (a dosyć często zdarzają się nastoletni chłopcy, którzy wyglądają na dzieci). To są niby niewielkie role, ale przewijają się na scenie i pojawia się zgrzyt. Dla mnie matka była przerysowana i zagrana ze zbyt dużym rozmachem. Miało nam to pokazać jak wielki wpływ miała matka na Koriolana, jej apodyktyczność, ale na pewno możnaby to zrobić oszczędniej, nie robiąc z niej wrzaskliwej baby (tak, lubię minimalistyczne aktorstwo, wybaczcie ^^").
Liczyłam na to, że uda się zrobić z "Koriolana" coś wciągającego i interesującego, nieco się rozczarowałam. I mówię, lubię być emocjonalnie zaangażowana w to, co oglądam, a nie byłam. Jedyną postacią, która wzbudziła we mnie jakieś uczucia był Agryppa. Nie mogę zgodzić się z tym, że mężczyznom trudno grać emocje - po prostu robią to w inny, zazwyczaj delikatniejszy sposób (bo i nawet płaczący Tom nie ocierał się o histerię. Bardzo ładny, naturalny, męski płacz.)

Drago_2

Minimalistyczne aktorstwo sprawdza się w teatrze w równym stopniu jak to dosadniejsze, ale wydaje mi się, że i od aktora i od reżysera zależy, co wyda mu się bardziej odpowiedniej dla konkretnego spektaklu. Być może to był akurat zły wybór dla Deborah, by wykreować Wolumnię z takim rozmachem, niemniej jednak wcale a wcale nie zgrzytała mi z całą minimalistyczną koncepcją sztuki, jej teatralność (że użyję tego słowa z braku lepszego w tej chwili ^^) nie była nadmiernie patetyczna, po prostu... wyrazista. Jasne jest, że nie do każdego może to trafiać i tak, pewnie i oszczędniejsza Wolumnia dałaby radę, ale sądzę, że ta dosadność miała tym bardziej wyeksponować kontrast pomiędzy żoną a matką - problem w tym, że aktorka grająca żonę nie dawała z siebie nic, by zbalansować tę relację, toteż Deborah mogła być, że tak powiem, nadprogramowo emocjonalna. W ostatecznym efekcie brak jej było trochę tej przeciwwagi, jaką miała być Birgitte. Ale wydaje mi się, że mimo wszystko jej emocje były o wiele bardziej prawdziwe i autentyczne, do mnie na przykład właśnie dzięki temu przemówiła :). Oczywiście rozumiem i przyjmuję Twoje zdanie, przedstawiam tylko swój punkt widzenia ;).
Dziecko było zgrzytem, fakt. Nie chciałam o tym pisać, bo to dziecko, ale np. w obsadzie jest wymienionych jeszcze dwóch chłopców, więc zapewne grali je zamiennie. Być może któryś z nich był lepszy, tyle że do premierowego pokazu pechowo wybrano tego.
Tom przekonał mnie swoją rolą w każdym brytyjskim calu i polskim centymetrze, nie będę się już uzewnętrzniać po raz enty na ten temat, to by było kompletnie bez sensu. Spektakle są po to, zdaje mi się, żeby każdy odbierał je i interpretował według własnego uznania, przeżywanie sztuki według schematu jest dla mnie paradoksem (chociaż, niestety, tego nas właśnie uczą w szkołach). A kreacja Toma była dla mnie na wskroś, hm... interpretowalna i angażująca. Przeżywałam sztukę razem z nim, może mnie ktoś wyśmiać, że tak się wciągam, ale kompletnie nie czułam się, jakbym siedziała na sali i tylko obserwowała ekran. Nie potrafię tego dokładnie opisać, w każdym razie dla mnie odegrał swoją rolę tak idealnie, jak powinien; moja podświadomość w jakimś stopniu nieustannie ciągnęła ku postaci Koriolana, nawet jeśli na scenie występował ktoś inny, po prostu mimowolnie. Nie lgnęłam do niego, bo "och, Boże, ten Tom, taki przystojny, tak fajny, taki ideał, bla bla bla...", po prostu zachwycił mnie tu i teraz.
Wydaje mi się, że właśnie te zabiegi które zastosowano w tym spektaklu uczyniły z niego coś niebywale wciągającego i interesującego, kawał sztuki wartej czasu i pieniądza, ale to normalne, że każdego rusza co innego ;). Byłabym szczerze zdziwiona, gdyby trafiło w gusta wszystkich, tak chyba się zresztą jeszcze nigdy nie zdarzyło. Zresztą, dopiero wtedy sztuka byłaby nic nie warta, gdyby wszyscy przyklaskiwali jej jak jeden mąż ;).

Strzygaa

Faktycznie, możesz mieć rację, że gdyby Birgitte dała coś z siebie, to wtedy odbiór byłby inny. Ale tak się niestety nie stało, możemy się tylko domyślać.

No widzisz, ja właśnie tego chcę! Takiego zaangażowania, takich emocji, mimo że to "tylko" sztuka i na dodatek tylko przez ekran, doskonale mogę zrozumieć, że mogłaś tak się wczuć i żałuję, że mną tak nie szarpnęło. No trudno, i tak nie żałuję wydanych pieniędzy. Zobaczyłam i wyrobiłam sobie zdanie, zawsze to jakiś plus :)

Drago_2

Nie szarpnął Tobą 'Coriolanus', szarpnie coś innego. Brytyjska scena teatralna nigdy nas nie przestanie zachwycać. A jeśli przestanie, to znaczy, że świat chyli się ku końcowi.
Chętnie z Tobą podyskutuję, kiedy już będę po transmisji Króla Leara ;).

Być może 'Frankenstein' Tobą szarpnie? Mnie porwał już dwa razy, nie wątpię, że porwie i trzeci. Ale to też zupełnie inna sztuka, o wiele większa scena, bogata scenografia i przede wszystkim autorska produkcja Royal National Theatre. Niemniej osobiście uważam, że sposób przedstawienia tej historii z punktu widzenia monstrum i to w formie teatralnej (bodaj kilkanaście lat pomysłodawca nosił się z tą ideą, więc to nie było żadne hop siup) oddała sprawiedliwość prozie Mary Shelley i w natłoku mniej lub bardziej (często mniej) udanych interpretacji 'Frankensteina' jest w absolutnej czołówce (nie śmiem pokusić się o stwierdzenie, że na samym szczycie, ale kto wie...?). Rola monstrum to też ogromne pole do popisu i trzeba naprawdę niezłego talentu, żeby ją unieść (Jonny uniósł, drugiej wersji co prawda nie widziałam, ale niektórzy twierdzą, że Benedict uniósł jeszcze bardziej, więc tak czy siak jest świetnie). W każdym razie polecam po stokroć :)).

Strzygaa

Niestety nie wiem, czy będę w stanie wybrać się na "Króla Leara", ech.

Już same zajawki robią wrażenie, a będąc w Londynie kilka razy zdarzyło mi się słyszeć Brytyjczyków rozpływających się nad tą sztuką (podsłuchiwanie ludzi w windach bywa dobrym źródłem informacji.) Chętnie obejrzałabym obie wersje, ale na razie zadowolę się tym, co oferuje multi.
Mogę wyjść na jakieś literackie dziwadło, ale muszę wyznać, że "Frankenstein" również nie należy do moich ulubionych utworów, jednak tutaj dostrzegam ogromny potencjał. Mam nadzieję, że jest tak dobrze, jak mówisz, ponieważ baardzo czekałam, by ten seans był wreszcie w mieście, w którym mogę go obejrzeć i chyba będę płakać, jeśli nie będzie tak dobrze. ;)

Drago_2

Sztuka była hitem, kiedy pierwszy raz się pojawiła i jest do teraz, ponieważ retransmisje są wznawiane co roku już od kilku lat. Zajawki 'Frankensteina' tym się różnią od trailerów filmowych, że nie pokazują najlepszych momentów, ledwie skrawek świetności całej sztuki. 'Frankenstein' w RNT to przede wszystkim niezwykłe studium psychologiczne, ale złożoność sztuki, rozmach, cały koncept, z jakim została zrealizowana angażuje w 100%, wbija w fotel. Po pierwszym moim seansie tego spektaklu, kiedy ludzie wstawali, zakładali kurtki i płaszcze i wychodzili z sali, ja nie ruszałam się z fotela. Nie wiem, prawdopodobnie jestem nadmiernie egzaltowaną panną, ale jeśli coś przeżywam, to całą sobą. Dlatego nie potrafił wstać i wyjść z głową pełną niesamowitych wrażeń, po prostu... siedziałam wbita w fotel i czekałam, aż chociaż trochę ochłonę.
Ale, ale - czy przesadzam, przekonamy się, kiedy już go obejrzysz ;). Oczywiście liczę na Twoją relację ^^!

Strzygaa

Oczekiwania rosną z każdym Twoim postem, zobaczymy za tydzień. :)

Strzygaa

Trochę nie ten temat na "Frankensteina", ale tak szybko, to może nikt nie zauważy ;)
Tym razem było o wieeele lepiej. Naprawdę mi się podobało, przede wszystkim gra aktorów. Możliwe, że tylko ja tak to widzę, ale wydaje mi się, że Ben "podbija" aktorstwo Jonnego. Oczywiście podobały mi się sceny z samym Stworzeniem, ale momenty, w których Jonny dzielił scenę z Benem - genialne.
Jedyny zgrzyt to ojciec Wiktora. Nie wiem czemu nikt nie powiedział reżyserowi, że lekko marudny głos ojca i jego lekko czarny angielski mają się do wszystkiego jak pięść do oka. ;)

Przy okazji chciałabym zauważyć, że da się zatrudnić młodego aktora, którego przyjemnie słuchać i oglądać, vide William.

Obejrzałabym na żywo. I jeszcze w wersji Ben-Stworzenie, żeby zobaczyć jego interpretację.

Strzygaa

Dorzucę swoje 5 groszy po obejrzeniu Coriolanusa w Łodzi.
Na sztukę poszłam pełna nadziei, jednak nie do końca pewna czy uda się przenieść teatr do kina (inne prowadzenie kamery, inny odbiór, inny sposób oglądania itd.). Oczywiście wyszłam z kina niesamowicie zauroczona tym co zobaczyłam.
Malutka scenka, w starej przechowalni bananów, spełniła swoją rolę fantastycznie. Ten minimalizm był tak niesamowicie inny, że na długo zapadnie mi w pamięci. A wykorzystanie przestrzeni (przecież tam była jedynie drabina, parę krzeseł i farba!) powinno być przykładem dla innych twórców (tutaj wielkie ukłony dla reżysera, oświetleniowca itd.) Ogólnie jestem zafascynowana tym, że Anglicy potrafią wydobyć takie stare, nikomu niepotrzebne przestrzenie i zrobić z nimi coś co sprawi, że znowu ożyją. Dzięki temu sztuka jest tak blisko ludzi. Nie wiem czy u nas, też są takie zabiegi stosowane (przede wszystkim żyję filmami), ale jeżeli nie to serio bardzo dużo tracimy.
Jeżeli ktoś powie mi, że współczesna muzyka nie może współgrać z czymś tak tradycyjnym jak Szekspir, to najpierw go wyśmieję, a potem odeślę do Coriolanusa (tutaj ukłony dla kompozytora i dźwiękowca). Do tej pory nie wiem jak można połączyć takie sprzeczności, ale jak widać i takie cuda się zdarzają.
Aktorzy bajeczka! Poczynając od postaci 3, 4 planowych (tak, też poznałam Deana Thomasa!), a kończąc na Tomie (no nie licząc Birgitte Hjort Sørensen, która mnie też niesamowicie zgrzytała ;/ ). Największe wrażenie chyba zrobiła na mnie Deborah Findlay, w roli Volumni. Rolę matki zagrała tak właściwie, tak idealnie i z taką mocą, że pozostaje mi tylko kłaniać się w pas.
Tom przekazał Coriolanusowi wszystko to, co było potrzebne. Pewny siebie, nieprzejmujący się zdaniem motłochu i mówiący dokładnie to o czym myśli (ukłony dla Szekspira i dla Toma, że udało mu się zrobić to co zrobił). Tom kupował każdą nawet najmniejszą chwilkę, w każdej nawet najmniejszej scence i zdecydowanie potwierdził, że jest aktorem Szekspirowskim. Ten człowiek się tak dobrze czuje na scenie, że aż miło popatrzeć ile mu to radości sprawia (z resztą przed kamerą też bawi się fantastycznie ;] ).
Hadley Fraser, jako Aufidius, także zrobił to co do niego należało. Chyba najbardziej podobał mi się, w scenkach gdzie partnerował Tomowi, co nie oznacza, że gdy grał sam wypadał źle.
Marka Gatissa kocham za bardzo dużo rzeczy, a teraz doszła do tego rola Meneniusa. I zgadzam się całkowicie z poprzedniczką, która stwierdziła, że ten facet nie jest w stanie zagrać źle.
Natomiast para Elliot Levey i Helen Schlesinger wprowadziła mnie w bardzo pozytywny nastrój (szczególnie Brutus). Kupili mnie swoimi kreacjami całkowicie.
Nikt chyba tutaj nie wspominał o Peterze De Jersey. Jak dla mnie facet może nie miał jakiejś bardzo pasjonującej roli, ale jako wychwalacz zasług Coriolanusa bardzo dobrze się spisał ;]
I jak już wcześniej wspominałam (i nie tylko ja) jedynym zgrzytem była Virgilia. Jej rola polegała tylko na płakaniu i całowaniu Toma (w sumie ma się czym chwalić) i nawet tutaj nie dała sobie rady. A szkoda.
A ulubionych scen nie wypiszę, bo nie chcę psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie obejrzeli. Ale wypisywanie by było sporo.
Jedyne co mi przeszkadzało to to, że przez chwilę leciał gdzieś na zewnątrz Muse, że słychać było z sali obok muzykę z 300 (przy okazji świetny film) i że ktoś szamał popcorn (co w życiu nie przeszkadzało mi w kinie).
Przyznam się szczerze, że poszłam na Coriolanusa przede wszystkim dla Toma. Ale nie żałuję nawet grosza wydanego na bilet i nawet sekundy przesiedzianej na spektaklu.
Polecam, polecam, polecam! I przepraszam za bałagan w komentarzu ;]
P.S. Czy tylko mnie czasami rozpraszała pupa Toma?;>

lilu__

Drago_2 widziałam że jesteś ze Szczecina więc pisząc że ludzie wychodzili z kina miałaś na myśli Szczecin ... kurczę nic takiego nie widziałam, byłam tak pochłonięta sztuką że nie zwróciłam na to uwagi aż jestem w szoku. Shakespeare do łatwych na pewno nie należy ale uważam że wart jest poświęcenia czasu na zrozumienie i jeżeli ktoś wyszedł z kina ponieważ poszedł tylko dla Toma i spodziewał się że spektakl potrwa godzinę i do domu to uważam że szkoda literek na klawiaturze by o nich pisać :) A właśnie jeżeli chodzi o czas to 3.5 h trwało przedstawienie a ja miałam wrażenie że to było z 1,5 h tak szybko ten czas leciał aż sama byłam w szoku. Lilu__ jeżeli chodzi o pupę Toma to powiem szczerze że nie zwróciłam na nią uwagi :P Bardziej delektowałam się jego głosem :) i skupiałam na grze właśnie ten moment wzruszenia gdzie tak jak napisała Eirene ''... scena wzruszenia na końcu, kiedy usta, broda drżały i łzy płynęły z jego oczu ...'' to było coś pięknego wciąż o tym myślę i nie mogę wyjść z podziwu :) Jeszcze bardzo mi się podobało kiedy Koriolan zostaje wygnany z Rzymu i ta scena kiedy pociesza swoją matkę i robi takie słodkie ojjj wtedy obudziła się we mnie właśnie piszcząca fanka i od razu pomyślałam jak ja bym chciała być na jej miejscu :P

Paulinka0024

Same Panie i Dziewczyny ze Szczecina, kłaniam się i ja;)

Również byłam w Multikinie i na "Koriolanie" i na "Frankensteinie". Nie będę się powtarzać, ale w większości podzielam Wasze zachwyty. Może narażę się na hejt, ale na Koriolanie cały czas piłam (co powodowane było tym, że miałam po prostu gorączkę, ale nie mogłam odpuścić wizyty i nie żałuję). Nie widziałam ludzi wychodzących na "Koriolanie" ani nie słyszałam Muse, bardziej irytowały mnie dziewczyny kilka siedzeń dalej - w trakcie spektaklu była już względna cisza, ale przed - kiedy leciały zapowiedzi i zwiastuny non stop były piski w stylu "to Jiiiiiiiiim Moriarty", albo "oooo, brat Sherlocka!". Wielkie dzięki za serwowanie spoilerów koleżance z którą się wybrałam do kina. Na "Frankensteinie" za do drażniła mnie dziewczyna która latała już w trakcie projekcji spektaklu po sali i wszystkich pytała czy dostali ankietę. Serio? Po czymś takim nie spodziewałabym się wielu punktów za organizację. No i pani która czytała "rozkład jazdy" wieczoru naprawdę mogłaby się nauczyć czytać prawidłowo nazwiska. "Benedykt Kumberbacz", a niech mnie... Piski były tylko na mini wywiadzie z Hidllestonem który puścili z zapowiedziami.
Tak czy siak, oba wydarzenia wspominam miło i jeśli kiedyś puszczą jeszcze raz "Koriolana" albo odwróconą wersję "Frankensteina", to na pewno nie zabraknie mnie na sali.

Ktoś się wybiera na "The Audience"? Na "Króla Leara" wybieram się na pewno. W przypadku "War Horse" nie leży mi tematyka, scenografia wygląda niesamowicie, ale dla mnie to trochę za mało.

lilu__

Przepraszam, muszę... Jak można jeść popcorn na transmisji teatralnej? Tzn., wiem, że to nie prawdziwy teatr, tylko sala kinowa, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że przynoszę jedzenie na jakikolwiek spektakl w jakimkolwiek teatrze. Ale cóż, może ktoś woli zadowalać swoje kubki smakowe niż smakować sztukę. A może to się komuś łączy? Nie wiem. Nie wiem, nie wyobrażam sobie tego (jeśli ktoś będzie mi na 'Frankensteinie' jadł popcorn, chyba nie zniosę...). Przepraszam. Przepraszam! Nie mogłam się powstrzymać.
Chyba wszyscy się zgodzimy, bez wnikania w szczegóły, które mogłyby spojlerować, że spośród wielu różnych scen, moment pod koniec sztuki z Koriolanem, Wolumnią, Wirgilią i całą resztą był wręcz festiwalem aktorskiego kunsztu i poruszał do głębi. Nie wiem sama, komu przypisywać większą zasługę w tym momencie: Szekspirowi, że jego głowa potrafiła wyprodukować taki niezwykły materiał, czy aktorom (oprócz Birgitte) i pani reżyser, którzy z tego materiału wycisnęli wszystkie soki. W każdym razie cała sztuka jest pełna perełek, czy to już pierwsza scena z Markiem Gatissem (mój zachwyt nad nim również nie ma końca ^^), czy scena z Kajuszem Marcjuszem i Aufidiuszem w drugiej połowie spektaklu, czy zbieranie głosów ludu, czy przemowa Koriolana, czy jego powrót z pola bitwy, czy audiencja Meneniusza u Koriolana, czy nawet sam początek, w którym ujęła mnie Rochenda Sandall... jest tego mnóstwo. Nie było sceny, w której nie dostalibyśmy jakiegoś mniej lub bardziej spektakularnego popisu szczerego talentu. Mnie na przykład hipnotyzowało to niesamowicie, bałam się choćby sekundy uronić z tego, co oglądam.
Mówcie, co chcecie, mówcie, że mam obsesję, że przesadzam, że mi odbiło, że jestem nieobiektywna, nieważne, ale gdyby Tom nie został aktorem, to by była niewyobrażalna strata. Bogu dzięki, że pielęgnuje ten talent, bo skoro już teraz zachwyca nas takimi majstersztykami, czego można się spodziewać w przyszłości? Będę odliczać czas do jego kolejnego popisu aktorskiego, który nam zaserwuje. Już nie mogę się doczekać.

Strzygaa

SPOILER (niby Szekspira trudno spoilerować, ale rozwiązania inscenizacyjne już tak )

podzielam Twój entuzjazm
i zgadzam się co do Gatissa - czapki z głów


na marginesie:
zawsze jakoś szkoda mi aktorów, gdy "podziw" fanów manifestuje się w kretyński sposób
np. pisk panienki podczas sceny, gdy na Koriolana spadają strugi wody, gdy zmywa z siebie krew, gdy wije się w spazmach bólu

no, ale przecież goła klata
na miły Bóg ... :(

iwonrud

Otóż to. Prawda jest taka, że Tom na mnóstwo takich fanek, co, boje się, może go do pewnego stopnia dewaluować w oczach niektórych ludzi - a to przykra krzywda dla niego, biorąc pod uwagę jego talent. Nie można mu odmówić, że był hipnotyzującym Lokim, ale to tylko Marvel, ten człowiek to poza tym prawdziwy aktor, ogromny potencjał do ciągłego wykorzystywania. W niektórych momentach nawet w Mikro rozlegały się od czasu do czasu jakieś chrząknięcia, podśmiechiwania, może cichsze i nie we wszystkich rzędach dało się je słyszeć, ale dłonie mimowolnie zwijały mi się w pięści. Cholera, taki kawał sztuki przed oczami! Tom nie po to pokazuje tam klatę, na litość boską!

Strzygaa

Spójrzcie na to od tej strony - reżyserka świetnie sobie zdawała sprawę z tego, że Tom dostał tytuł najseksowniejszego mężczyzny na świecie i nie bez powodu zdecydowała się na pokazanie tego w określony sposób. Może i fanserwis przyciągnął na sztukę nastolatki, które normalnie nie chodzą do teatru a Szekspir kojarzy im się z pracą domową, ale "spotkałam" już w internecie osoby, które właśnie w ten sposób zaczęły swoją przygodę z teatrem, od czegoś trzeba zacząć.
Jednak muszę się zgodzić, że piszczące fanki nie robią mu dobrego PR-u i coraz częściej będą się pojawiać niechętne głosy takie jak ten http://www.filmweb.pl/person/Tom+Hiddleston-319053/discussion/Nie+rozumiem+tego+ całego+szału-2404145

HiddenStone

Ja się troszkę nie zgodzę co do tych "piszczących fanek" ... oczywiście pójście do kina czy teatru i piszczenie czy wzdychanie uważam za obciachowe i nigdy w życiu tak bym się nie zachowała ale myślę że docenianie, oczywiście poza grą aktorską która tutaj jest na pierwszym miejscu urody aktora czy innych cech i zachwycanie się nim nie jest niczym złym. To właśnie ze względu na ten szał powstają fankluby i jakieś strony na temat aktora, piosenkarza czy sportowca. Kiedy oglądałam występ Toma w San Diego na ComicCon i tam właśnie było bardzo dużo "piszczących fanek" i fanów również to było to bardzo przyjemne i miłe w oglądaniu nie było tu żadnego obciachu. Oczywiście najważniejszą rzeczą u aktora jest to jak
potrafi grać ale inne rzeczy również są ważne i dobrze że są doceniane :)

Paulinka0024

Dokładnie o tym mówimy. ComicCon jest dla piszczących fanów, teatr dla kontemplacji sztuki. Gdybym była obecna na ComicConie, prawdopodobnie piszczałabym najgłośniej. Ale na 'Coriolanusie'.... nie. Po prostu nie.

Strzygaa

A to przepraszam nieporozumienie wynikające z mojej błędnej interpretacji i oczywiście zgadzam się z tym co napisałaś :)

Strzygaa

Powinnaś się cieszyć, że te "piszczące fanki" miały styczność z Szekspirem, teatrem i inną sztuka niż komercyjne kino ! :P
Oczywiście, że pewne zachowania nie pasują w teatrze (nawet retransmisjach) to trzeba tępić ;)

Strzygaa

ciekawy tekst na temat: http://ninedin.blox.pl/2014/02/A-thing-of-blood.html

wyszłam wczoraj zachwycona
Tom Hiddleston jest świetnym aktorem teatralnym, dostałam od niego więcej, niż się spodziewałam
niech gra Szekspira jak najczęściej :)

nie wpadnę w żałobę i nie będę szykować mego czoła na zmarszczki ;), bo teraz i Frankenstein, a potem The Audience i Król Lear
żyć, nie umierać



iwonrud

Tak, zgadzam się, niezwykle trafna recenzja (czy muszę dodawać, jak bardzo zazdroszczę autorce, że widziała 'Coriolanusa' NA ŻYWO?).

Tom pokazał klasę. Takiego aktora aż przyjemność uwielbiać i adorować ;)

Ach, Multikino nas ostatnio rozpieszcza. Boże, dopomóż, by nie przestało!

Strzygaa

Jeśli chodzi o wrażenia... Wyszłam z kina w szoku. Całe widowisko, aktorzy, muzyka, już nie wspominając o pewnej scenie walki, którą oglądałam z zapartym tchem i chyba wypuściłam powietrze dopiero po jej zakończeniu- zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Multikino nas rozpieszcza i oby nigdy nie przestawało. Jeśli chodzi o grę aktorską: czy widzieliście jak znakomicie wyrobioną mimikę twarzy ma ten człowiek (chyba nie muszę wspominać kto)? Nie sądziłam, że na Coriolanusie będę śmiać się razem z nim, cierpieć razem z nim i płakać razem z nim. Coś niesamowitego. Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzą ;)

Strzygaa

Dzięki za zaczęcie tej dyskusji, bo przyznam szczerze że pełna emocji z chęcią odświeżyłam wrażenia ze sztuki i przeczytałam opinie innych.
Zgadzam się zupełnie z tobą, począwszy od scenerii do nieudanej gry Wirgili.
Kocham Szekspira, ale przyznam szczerze, że żadna sztuka, nawet Hamlet, czy Makbet, nie przypadła mi tak do gustu jak właśnie Coriolanous. Sądzę, że to za sprawą mistrzowskiego przedstawienia, które oglądałam z wypiekami na twarzy. To było cudowne przeżycie, dopracowane w każdym calu, dopieszczone grą wspaniałych aktorów, a dzięki umiejętnemu opracowaniu tekstu, przestrzeni scenicznej wydobyte zostały ze sztuki ważne wątki. Po pierwsze, nawiązując do scenerii - bardzo spodobał mi się pomysł z "surowością" otoczenia i pomalowaniem muru w połowie na kolor czerwony. nie można zapomnieć o wydobyciu dodatkowej przestrzeni dzięki namalowanym kwadratom, a także grze świateł. Przez długi czas zastanawiałam się, co może oznaczać czerwony kwadrat namalowany na scenie, obecny podczas całej sztuki. Zastanawia mnie to do teraz, ale wysnułam pewną teorię. Sądzę, że może to swoiste naznaczenie bohaterów sztuki. Podkreślenie tragicznego losu i umieszczenie bohaterów w jego bezlitosnych sidłach. Można iść dalej tym tropem i uznać to za swoisty ołtarz ofiarny, ale nie wiem jak dalece puszczam wodze fantazji i poruszam się krętymi ścieżkami mojej wyobraźni... . Taka moja osobista obserwacja - w końcu lud, który dopiął swego rzadko ( z wyjątkiem trybunów) przestępował czerwoną linię, co może podkreślać, że los dotyczył Caiusa, jego najbliższych, generalnie mówiąc ludzi rządzących.
Dzięki znakomitej grze aktorów dramat nabrał nowej wymowy. To nie tylko tragedia ludzkiej pychy, ale sztuka dająca wiele do myslenia na temat charakteru głównego bohatera, wartości, którymi kierujemy się w życiu i o poświęceniach zwiazanych z władzą i szacunkiem (podobne odczucia miałam po obejrzeniu "Elżbiety" z Cate Blanchett w tytułowej roli - o obustronnym poświęceniu ze strony rządzących i ludu dla dobrej władzy). Tom Hiddleston był, przynajmniej według mnie, idealnym wyborem, oddał tragizm postaci Caiusa Martiusa i przez cały czas budował niezapomniany nastrój.

Strzygaa

jestem świeżo po obejrzeniu Coriolanusa i pierwsze co, to zajrzałam tutaj i widzę tyle postów, wow :D Rzadko komentuje na forum to, co oglądam, ale dla tego spektaklu zrobię wyjątek, bo tak jak napisała Strzygaa - zaparł mi dech w piersiach.
Bardzo lubię teatr a że brytyjskie sztuki są wspaniałe postanowiłam wybrać się na Koriolana. Nie widziałam wcześniej żadnej adaptacji NT Live, ale słyszałam same pochlebne opinie. Plus zachęcił mnie świetny plakat;) Nie powinnam chyba zaczynać od zachwytu nad główną rolą Toma, ale cóż, zacznę - jak napisała Strzygaa, jest jakby stworzony dla tego teatru a dodałabym nawet, że w ogóle do teatru, bo dopiero tu można zobaczyć jego wielki kunszt aktorski. Niesamowita pasja i autentyczność jego gry a przez to postaci nadawała ton całemu przedstawieniu. Nie znałam tej sztuki Szekspira i specjalnie, żeby czuć nutkę zaskoczenia, nie czytałam nawet streszczenia. Tom rozwalił mnie ostatecznie końcowymi scenami, gdzie pół sali płakało razem z nim - mistrzostwo! Przed tym spektaklem widziałam chyba tylko jeden albo dwa filmy z jego udziałem więc nie byłam jego fanką; teraz już jestem! I cytując: 'Będę się modlić, żeby NTL wyemitowało jeszcze jakiś spektakl z nim w obsadzie, bo tak właśnie harują prawdziwy aktorzy na swoją reputację.'
Jeśli już jestem przy aktorach to świetna rola Deborah jako matki Koriolana a także znanego mi z 'Sherlocka' Marka Gatiss jako Meneniusza - obie postaci są wyraziste, czasem przerysowane, ale pozytywnie, pełne emocji a przy tym momentami zabawne. Wyznaję zasadę, że o aktorach mówi się dobrze albo w ogóle więc powiem, że rola żony Koriolana przeciętna.
Co do klimatu, scenografii - na początku nie przypadł mi do gustu pomysł minimalizacji, bo uwielbiam Rzym i podziwiam go zawsze we wszelakich filmach, sztukach czy na żywo. Tu jednak, pomysł ostatecznie był trafny - skupienie na akcji emocjach a nie ścianach - celowy i trafiony zabieg; mimo minimalizmu każda kreska, plama czy napis na murze miały znaczenie i przyciągały widza, wtedy kiedy powinny, ale nie rozpraszały. Podobnie rzecz się ma z efektami przejścia między scenami czy kostiumami - modernistyczne a dzięki temu ciekawe i dodawały sztuce uniwersalnego przesłania. Sama historia i przestrzeń teatru też okazała się dodatkowym pozytywnym elementem całego performance.
Podsumowując - marzę o tym, by zobaczyć tę sztukę na żywo, bo od dawna nic mi tak nie zapadło w pamięć. God, bless Tom - graj w teatrze jak najwięcej ;)

Strzygaa

To może ja też się wypowiem :)
Zachwycam się dziełami Szekpira od dość dawna i zawsze jestem zafascynowana tym, że jego sztuki mimo upływu lat pozostają tak bardzo aktualne w odbiorze. "Koriolan" jest jedną z moich ulubionych tragedii, więc nie było wątpliwości, że będę chciała ją zobaczyć. A jak jeszcze okazało się, że gra tam Tom, no to nie było mowy, żebym to sobie odpuściła ;) Jak pewnie większość z Was, zwróciłam na niego uwagę w filmie "Thor" i byłam ciekawa jak radzi sobie w innych rolach. Tak trafiłam na "The Hollow Crown" i byłam pod wielkim wrażeniem jego roli, bo jednak Szekspir to dość ciężki materiał dla aktorów. Teraz pozostawało mi tylko sprawdzić, czy tak samo dobrze poradzi sobie z Szekspirem na scenie (tym bardziej, że dla mnie teatr to wieli sprawdzian umiejętności aktorskich). Otóż - nie zawiodłam się! Wiarygodność - to słowo klucz. Jego twarz niesamowicie odzwierciedla wszystkie emocje, które targają Koriolanem, a scena jego ostatniego spotkania z rodziną dosłownie rozwaliła mnie na łopatki. Wybór go do roli Koriolana to strzał w 10-tkę! Widać, że Tom "czuje" Szekspira, potrafi go doskonale interpretować, dlatego niech gra w jego sztukach jak najczęściej!
Ale oczywiście "Koriolan" to nie tylko Tom, ale i pozostali aktorzy, z których na szczególną uwagę i wyróżnienie zasługują przede wszystkim Mark Gatiss i Hadley Fraser. Swoje role zagrali dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie czytając tę tragedię. Zresztą wszyscy aktorzy świetnie się spisali i przez to uczynili ten spektakl niezapomnianym (no może poza aktorką grającą żonę Koriolana, ale z tego co widziałam, to nie tylko ja tak sądzę ^^).
Myślę też, że dobrym zabiegiem było ograniczenie scenografii do absolutnego minimum, co pozwoliło na skupienie się na samej treści tej tragedii i emocjach bohaterów, bez zbędnych rozpraszaczy. Aktorzy musieli udźwignąć na sobie ciężar całego przedstawienia, co w 100% im się udało.
W sumie do teraz jeszcze kłębią się w mojej głowie myśli, bo nie zdążyłam ochłonąć po wczorajszej transmisji. Ale to chyba dobry znak, bo teatr (kino także) powinien wywoływać w nas emocje i zmuszać do myślenia. Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejne spektakle z cyklu NTL i jestem strasznie wdzięczna National Theatre, że zdecydowało się na transmitowanie swoich spetakli, dając możliwość zobaczenia ich genialnych produkcji.

Strzygaa

Tom dostał nominację do Olivier Award (nagroda Zrzeszenia Teatrów Londyńskich) za rolę Koriolana. Oprócz niego nominowani są Jude Law, Hanry Goodman i Rory Kinnear.
źródło: http://witheyeslikestars.tumblr.com/post/79853555081/torrilla-tom-hiddleston-lat e-to-the-party
:)

Strzygaa

A ja przegapiłam :( i po przeczytaniu wszystkich waszych komentarzy zazdroszczę ogromnie ;) Czekam niecierpliwie aż znów puszczą to dzieło w kinach.

Pozdrawiam :)

__luthien__

będą niedługo puszczać w kinie nowe horyzonty we wrocławiu (jeśli mieszkasz niedaleko) ;)

goh

Poznań jest niedaleko? zależy jak patrzeć, to byłoby totalne szaleństwo :D Ale dzięki za informację.

__luthien__

ja mieszkam w połowie drogi z poznania do wrocławia i jechałam specjalnie na "coriolanusa" ;) warto!

__luthien__

"Frankensteina" z Cumberbatchem grają nadal a sztuka jest z 2011 roku, podejrzewam, że "Coriolanusa" też będą powtarzać wiele razy. Tym bardziej patrząc po tym jak szybko sprzedały się bilety a sale wypchane były po brzegi. ;)

HiddenStone

Frankensteina miałam okazję widzieć dwa tygodnie temu, ale nie załapałam się na Coriolanusa. Cóż będę w takim razie dalej czekała aż znów zawita do Poznania.
Pozdrawiam :)

__luthien__

W Poznaniu będzie już jutro i 30 maja w CK Zamek - Nowe Kino Pałacowe. :)
Źródła:
https://www.bilety24.pl/events/view/id/10195/Koriolan
http://www.zamek.poznan.pl/news,pl,27,3497.html

Zazdroszczę!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones