poza tym wspomnianym tytułem widziałem tego pana tylko w "Ciachu", "Niani" i beznadziejnym "Dlaczego nie" (w tym przypadku nawet nie pamiętam, kogo on tam zagrał), więc może tytuł tematu jest trochę na wyrost, ale w tej komedii zagrał jednak genialnie. Te jego miny, tłumaczenia przed narzeczoną, obawa o kompromitację firmy, monolog przed ogniskiem... Dzięki wykreowanej przez siebie postaci Kot wyciągnął głupią, przeciętną komedyjkę na wyższy poziom.
Proponuję obejrzeć "Skazany na bluesa", w tym filmie można powiedzieć że to była jego "życiowa rola".
Bo reszta filmów w jakich grał to same durne komedyjki (łącznie z "Wyjazdem Integracyjnym), straszne gnioty.