Zgadzam się z przedmówcą. Nie jest to zbyt znany aktor, ale wrył mi się w pamięć dzięki występom w „trylogiii kawaleryjskiej” Johna Forda („Fort Apache”, „Nosiła żółtą wstążkę”, „Rio Grande”). Wcielił się w niej w rolę sierżanta kawalerii, na pozór twardego, w gruncie rzeczy dobrodusznego, mającego wszak jedną wielką słabość, zwącą się „whisky”. Niby nie jest to jakaś wielka rola, ale jednak trudno mi sobie wyobrazić ową trylogię bez niego.