Co wybieracie? Dawne komedie z większą ilością gagów i Allenem w roli głównej czy nowe filmy z
europejskim, malowniczym klimatem? Ja osobiście wole jego nowe poczyniania, zdecydowanie
bardziej dojrzałe, mniej infantylne. Najnowsze dzieło "Blue Jasmine" znakomite.
W każdej dekadzie miał filmy które bardziej lub mniej mi się podobały. Ze starszych uwielbiam "Bananowego czubka" czy "Wszystko co powinniście wiedzieć..." ale już "Jej wysokość Afrodyta" czy "Wspomnienia gwiezdnego pyłu" już nie za bardzo. Tak samo z nowszych lubię "O północy w Paryżu" i "Co nas kręci..." a już "Vicky Christina Barcelona" i "Poznasz przystojnego bruneta" nie cierpię. Dla mnie nie ma reguły.
"Bananowy czubek" rzeczywiście kino bardzo dobre, natomiast scena, gdy Allen przygotowywuje się do upojnej nocy z ukochaną - rewelacyjna. https://www.youtube.com/watch?v=5MWLRWcMKrE
Nie pamiętam już napadu na bar, ale pamiętam Stallone'a w wybitnej roli. https://www.youtube.com/watch?v=PsrakdT-skg -> kolejny genialny moment :)
Woody przychodzi do baru na Kubie i prosi w ilościach hurtowych kanapki(w tym dwie z szynką) i surówki. Jak kucharze przynoszą zamówienie Woody odpowiada, że to napad :)
a ja nie rozumiem, po co to rozgraniczanie... miał lepsze i gorsze momenty... w każdym filmie za to zawsze znajdzie się scena, będąca kultową, sprawiająca, że człowiek ze śmiechu zlatuje z krzesła... Allen jest cudowny i zawsze będę kochać jego filmy, czy te z początków jego kariery, czy z kolekcji europejskiej (które też sobie bardzo cenię)