kojarzenie Zaca jedynie z rolą w HSM. Ale on dorósł, wygląda mężniej i gra w poważniejszych filmach. Nie oceniajcie go tylko i wyłącznie. pod pryzmatem Disneya.
Poza tym... kto za tyle kasy nie zagrał by w gniocie Disneya?
Dokładnie.Efron zaczynał w produkcjach Disneya ale od czegoś w końcu trzeba zacząć.Rolą w Charlie St. Cloud zdobył moje zaufanie jako aktor, który potrafił się wybić i dobrze zagrać.Hejtowanie go za wygląd lub pierwsze produkcje jest dla mnie co najmniej śmieszne.Poza tym radze sobie przypomnieć jak zaczyneł Leo Dicaprio, które wg mnie jest teraz jednym z lepszych aktorów na świecie.
Ciekawe, co prawisz, szkoda, że zupełnie bez sensu: Efron ma 25 lat i na koncie kilka banalnych musicali dla 13-latków, plus jeden niezły ("Ja i Orson Welles") projekt. Jest jeszcze "Lakier do włosów", kolejny musical. DiCaprio w tym wieku miał już na koncie znakomitą rolę w "Co gryzie Gilberta Grape'a", współpracę z Agnieszką Holland, partnerował Meryl Streep, Diane Keaton i Robertowi De Niro (zanim ten zaczął grać w tandetnych komediach) w "Pokoju Marvina", zagrał Romea w uwspółcześnionej wersji Szekspirowskiego dramatu, i otrzymał główną rolę w jednym z największych przebojów wszech czasów: "Titanicu". Porównywanie Efrona z DiCaprio (którego zagorzałym fanem nie jestem), to jak stawianie świnki wietnamskiej do wyścigu chartów.
Nie twierdze, że Efron jest takim aktorem jak Dicaprio chodzi mi tylko o to, że zaczyna dobrze grać w coraz to ciekawszych produkcjach (tak jak Dicaprio) oraz o to, że nazywanie go "pedałem" za to, że zaczynał od Disneya jest dla mnie żałosne.
Nie spotkałem się z opiniami, że zaczął dobrze grać, a DiCaprio zaczynał jako dzieciak od "Co gryzie Gilberta Grape'a", a nie w popelinie dla nastolatków. I już tam błysnął talentem. Więc nie miał takiego etapu, problem miał z oderwaniem od "Titanica", ale ciężko porównywać "HSM" do filmu Camerona.
Dobrze, to porównajmy Efrona z rówieśnikami - Jamie Bell ("King Kong", "Sztandar chwały", "Hallam Foe", "Jane Eyre") czy Nicholas Hoult ("Był sobie chłopiec", "Samotny mężczyzna", "X-Men: Pierwsza klasa"), na tle których Efron też aktorsko wypada blado.
O jezu, to niech sobie beznadziejnie gra, nie każdemu się musi podobać. Jednak chcą go filmach i chłopak ma kasy jak lodu, życzę mu powodzenia.
Ma kasy jak lodu i chcą go w filmach - wyznacznik wielkiej aktorskiej kariery, faktycznie. Ja mu życzę jak najlepiej, z dala od poważnych filmów.
Aktorzy dzielą się na tych, którzy uważają swój zawód za sztukę i są genialni, oraz na tych, którzy grają, żeby zarabiać :)
Aktorzy dzielą się na tych, którzy potrafią i na tych, którzy nie potrafią grać, a są aktorami ze względu na urodę/znajomości/wcześniejszą rozpoznawalność. Efron to sztucznie wypromowany twór, i zestawianie go w tej samej grupie z Fassbenderem (który też gra dla pieniędzy, każdy aktor gra dla pieniędzy, a większość z nich, z największymi na czele, uważa ten zawód za rzemiosło, ale nie za sztukę) jest krzywdzące dla tego drugiego.
Moze faktycznie zestawianie Efrona z DiCaprio to lekka przesada, choc jestem w stanie wyobrazic sobie "co autor mial na mysli" mowiac o problemie z odcieciem sie od wizerunku "idola nastolatek". Jednakze trzeba tez oddac Efronowi, ze gdyby nie myslal powaznie o aktorstwie to pozostalby przy czerstwych rolkach ku uciesze piszczacych malolatek. Chwala mu za to, ze stara sie szukac czegos ambitniejszego. To, z jakim skutkiem mu to wychodzi jest historia inna.
PS: Przepraszam za brak polskich liter. Moj komputer ich nie posiada :)
Nie jestem fanką Efrona, ale sądzę, że sugerowanie się jedną produkcją jaką jest "HSM" jest po prostu żałosne. Widać, że się stara, ma potencjał. A po za tym nie cierpię ludzi, którzy tylko siedzą przed kompem i komentują. Skoro jesteś taaakim ekspertem to zaprezentują nam swoje zdolności, idź na jakiś casting. Powodzenia, kochany!