Recenzja filmu

Ratujmy Mikołaja! (2013)
Leon Joosen
Aaron Seelman
Martin Freeman
Tim Curry

Bernard ratuje Święta

Stereotypy i schematyczna fabuła to jednak nie jedyne przywary bajki brytyjskiej wytwórni. Oprócz samych twórców, nie popisali się także autorzy polskiej wersji językowej. W "Ratujmy Mikołaja"
Po seansie "Ratujmy Mikołaja" nie mam wątpliwości, że bajka ta jest skierowana do małych dzieci. Takich, które nie zorientują się w nieścisłościach fabuły i błędach polskiej wersji językowej. Natomiast rodzicom, którzy zdecydują się zabrać swoje maleństwa do kina, pozostanie przymknąć na to wszystko oko. Albo się zdrzemnąć.



Bernard – elf mieszkający w Mikołajowie – marzy, żeby zostać nadwornym wynalazcą Świętego Mikołaja. Ma świetne pomysły, ale brakuje mu ogłady i aparycji. Kiedy po kolejnej nieudanej "prezent akcji"  wydaje się, że już do końca życia będzie musiał sprzątać odchody reniferów, niespodziewanie zjednuje sobie sympatię samego Mikołaja. Wkrótce to od niego będzie zależała przyszłość nie tylko Wielkiego Świętego i wszystkich elfów, ale i Świąt Bożego Narodzenia. Do strzeżonego specjalną barierą ochronną Mikołajewa wkracza bowiem sterowany przez okrutną matkę Emil Złoczyński.

Bernard – grubawy, niezbyt urodziwy i niecieszący się sympatią członków swojej społeczności łamaga – wpisuje się w eksploatowany już od dawna typ bohatera-niedojdy (Tacy byli chociażby Czkawka z "Jak wytresować smoka", Artur z "Artur ratuje Gwiazdkę", Po z "Kung Fu Pandy", Rysiek z "Ryśka Lwie Serce" czy Blaszka z "Rycerza Blaszki"). Stawiany w centrum wydarzeń ma ostatecznie udowodnić, że rycerskość rozpoznaje się w czynach, a nie tężyźnie fizycznej. Dzięki czystemu sercu, odwadze i determinacji udaje mu się osiągnąć rzecz niemożliwą, czyli uratować wspólnotę, na której marginesie jeszcze niedawno się znajdował. I jest to oczywiście mądry wzór dla dzieci – uczy je wiary w siebie i motywuje do realizowania marzeń. Ale twórcy "Ratujmy Mikołaja" powinni pamiętać, że powielanie wciąż tego samego schematu może w końcu przynieść odwrotny od zamierzonego skutek. Zważywszy na fakt, że naprzeciw bohatera-niedojdy staje zwykle czarny charakter o wyglądzie herosa, prowadzi do utarcia się nowego, równie niesprawiedliwego schematu, jakoby piękny zawsze oznaczał złego. Emil Złoczyński co prawda przystojny nie jest, ale nawiązuje do kanonu piękna reprezentowanego przez księcia Igthorna z "Gumisiów". Przed pójściem do kina, rodzice powinni się więc zastanowić, czego chcą uczyć swoich dzieci.



Stereotypy i schematyczna fabuła to jednak nie jedyne przywary bajki brytyjskiej wytwórni. Oprócz samych twórców nie popisali się także autorzy polskiej wersji językowej. W "Ratujmy Mikołaja" sporo jest poważnych błędów językowych, których dzieci pewnie nawet nie zauważą, ale dorośli widzowie nie będą mogli puścić mimo uszu. Obok zaburzeń w składni razi niedopasowanie słownictwa do bohaterów; Bernard mówi na przykład o sobie: "Dlaczego zawsze jestem taki roztargniony?", a – na oko – czteroletni chłopiec z pierwszej sceny śpiewa: "iż", "gdyż" i "ależ", czym wprawia w osłupienie.

Mało wyszukane żarty słowne, średnia animacja i prawie zerowe efekty 3D tylko dokładają się do wrażenia, że bajce z brytyjskiej wytwórni bliżej do telewizji niż kina. A i to niekoniecznie.
1 10
Moja ocena:
3
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones