Recenzja filmu

Krótki film o zabijaniu (1987)
Krzysztof Kieślowski
Mirosław Baka
Krzysztof Globisz

Dokument w świecie fabuły

Kino moralnego niepokoju było powszechnie uważane za narzędzie walki z ówczesną władzą, jaka panowała w kraju zwanym Polską Ludową. Rzeczą niewybaczalną był jakikolwiek atak na ten nurt,
Kino moralnego niepokoju było powszechnie uważane za narzędzie walki z ówczesną władzą, jaka panowała w kraju zwanym Polską Ludową. Rzeczą niewybaczalną był jakikolwiek atak na ten nurt, albowiem od razu całe społeczeństwo "inteligenckie" momentalnie zaczęło sypać paszkwile w stronę osoby, która odważyła się nieprzychylnie wyrazić na temat "sztuki podejmującej pojedynek z władzą". Nieważne, że sztandarowy film tego okresu ("Amator") został nagrodzony główną nagrodą w Moskwie, a były to czasy towarzysza Breżniewa, czyli twarda cenzura sprawowała władzę w szeregach kulturalnych. Nikt oczywiście tego nie dostrzegał, wszak liczyła się idea, liczyły się marzenia. Ludzie patrzyli na kino tego nurtu, jako na zbawienie, mając totalnie zamglone oczy, nie dostrzegając, że z ekranu najczęściej leje się nuda.

Takim filmem na pierwszy rzut oka mógłby być "Krótki film o zabijaniu" Kieślowskiego. Zabawne, ale mało brakowało, a owe dzieło zostałoby totalnie zignorowane. Od zapomnienia uratował go festiwal w Cannes, którego jury podeszło do "Krótkiego filmu..." dość obojętnie i bez przekonania. Spowodowane było to faktem, że ówcześnie Kieślowski, w opinii zachodnich krytyków nie był uważany za wybitnego reżysera. Wręcz przeciwnie. Jak Krzysztof Zanussi kiedyś wspominał, kiedy starano się zainteresować jury w Cannes filmami takimi, jak "Amator" czy "Blizna", odrzucali je, mówiąc, że Kieślowski to sprawdzony reżyser lokalny, nie mający żadnych szans na międzynarodowej arenie. Dodatkowo, w tamtych czasach czołowy metafizyk polskiego kina był strasznie szykanowany przez polską krytykę za film "Bez końca", który uznano za kiczowate dzieło, oraz za "Przypadek", który z powodów politycznych został odesłany na 7-letni pobyt na półce. Ale w końcu Francuzi przełamali się i zadecydowali pokazać "Krótki film o zabijaniu" w konkursie głównym.

I rozpoczęła się lawina. Ku zaskoczeniu wszystkich, ten wydawałoby się nijaki film, został obsypany nagrodami. Srebrna Palma, FIPRESCI. Rozpoczyna się wielka kariera Kieślowskiego. Odcinki "Dekalogu" pokazywane w BBC, "Krótki film o miłości" zdobywający San Sebastian, wyjazdy na zachód. Sukces tego filmu stał się jednak dla Kieślowskiego męką, który nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego talent  został tak późno odkryty, i czemu dopiero teraz wszyscy się nim zachwycają.

Film Kieślowskiego nie należy do filmów łatwych. Nie mówię tutaj akurat o tematyce, ale o formie. Jest to film wymagający skupienia, spostrzegania rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają się nieważne. Kiedy będziemy się starali go oglądać "dla rozluźnienia", uznamy go za nudny film. Ot, przez pierwszą połowę filmu nie dzieje się nic, a tu nagle mamy niezrozumiałe morderstwo taksówkarza, a następnie sprawa i wykonanie wyroku kary śmierci. Fascynująca fabuła, nieprawdaż? Jednakże kiedy zaczniemy się wgłębiać, kojarzyć fakty, przed naszymi oczyma staje obraz czegoś starannie przemyślanego. Kieślowski prowadzi skomplikowaną grę z widzem. Tworzy tutaj swoje autorskie dzieło, buntujące się przeciwko pierwotnej idei kina, która mówi o filmie jako rozrywce.

Film Kieślowskiego jest w pewien sposób reinterpretacją "Zbrodni i kary" Dostojewskiego. Zarówno Jacek (lodowato obojętny Mirosław Baka) jak i Raskolnikow, mimo popełnionych zbrodni, do samego końca wzbudzają w nas współczucie i sympatię. Spowodowane jest to faktem, iż ofiarami obydwu bohaterów były postacie odbierane w społeczeństwie negatywnie. Również motyw przypadku gra w twórczości obu autorów ważną rolę. Tak jak przypadki gonią księcia Myszkina z "Idioty", tak Jacek zostaje klientem wrednego taksówkarza, tylko dlatego, że ten nie chciał przewieźć pijanego człowiek albo pary. Zadziwiające, jak ta jedna chwila, zadecydowała o życiu przyszłej ofiary Jacka.

Jest to film, w którym odczuwamy wpływy poprzednich dzieł autora "Przypadku". Kieślowski używa w nim swoich dokumentalnych zdolności, i pokazuje niezwykle realistyczny i obiektywny obraz całego zdarzenia. Fabuła jest szczątkowa, reżyser stroni od sensacyjnych wątków, a przecież mógłby wprowadzić dochodzenie, policyjne śledztwo, dzięki czemu więcej ludzi mogłoby się zainteresować filmem. Ale Kieślowskiemu na tym nie zależy. Co więcej, z ekranu wybrzmiewa wielka cisza, ponieważ autor nie zostawia żadnego komentarza, nie opowiada się po żadnej ze stron. Nakreśla tylko temat, a wnioski daje do wysnucia nam samym.

Smutny jest fakt, że jest to film niezwykle mądry, ale także bardzo nudny. Zdjęcia Idziaka są niezdarne, kadry są zszarzałe, i chociaż taka była koncepcja tych ujęć, nie sposób nie przyznać, że usypiają czujność widza. Kto wie, może Kieślowskiemu chodziło o to, żeby to był film dla najbardziej wytrwałych. Tego nie dowiemy się nigdy, bo nawet jeśli nominowany do Oscara Polak naprawdę tak sądził, to przecież nikt nie chciałby szargać jego nienagannej opinii.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Krótki film o zabijaniu" w swoim tytule, czyli w czterech wyrazach, zawiera dosyć precyzyjne... czytaj więcej
Młody człowiek zabija z zimną krwią pierwszego człowieka, który staje mu na drodze. Śledzimy równocześnie... czytaj więcej
"Krótki film o zabijaniu" postrzegany jest często jako manifest, głos przeciw karze śmierci. Czy nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones