Recenzja filmu

Pasolini (2014)
Abel Ferrara
Willem Dafoe
Ninetto Davoli

Dwa dni Sodomy

Duchowe powinowactwo - to z pewnością główny powód, dla którego Ferrara zdecydował się przenieść na ekran historię dwóch ostatnich dni z życia legendarnego włoskiego reżysera. W "Pasolinim" czuć
Możliwość skandalizowania to prawo. Uleganie temu skandalowi to przywilej - mówi głosem Willema Dafoe Pier Paolo Pasolini w jednej ze scen filmu Abla Ferrary. Twórca "Złego porucznika" z pewnością sam mógłby się podpisać pod tym stwierdzeniem. W końcu i jemu nie obce są gesty artystycznej prowokacji. Duchowe powinowactwo - to z pewnością główny powód, dla którego Ferrara zdecydował się przenieść na ekran historię dwóch ostatnich dni z życia legendarnego włoskiego reżysera. W "Pasolinim" czuć tę estymę, czuć szacunek dla kolegi po fachu. Nowego skandalu jednak brak - jest za to nuda. 

Przed premierą twórca zapowiadał, że zamierza rzucić nowe światło na owiane tajemnicą okoliczności śmierci Pasoliniego. Choć z dbałością o drastyczne szczegóły inscenizuje on ostanie minuty życia twórcy "Ewangelii wg św. Mateusza", to nie daje ponieść się rozmaitym teoriom spiskowym krążącym wokół zabójstwa. W jednej ze scen sam Pasolini oznajmia, że jego zdaniem wszystko jest polityczne - Ferrara tymczasem odziera jego śmierć z jednoznacznie politycznego kontekstu. Zamiast zleconego odgórnie zamknięcia ust niewygodnemu artyście, twórca pokazuje spontaniczną erupcję przemocy przypadkowych przechodniów. To wciąż papierek lakmusowy dla społecznych nastrojów ówczesnych Włoch, ale pozbawiony jakiegoś dramatycznego oskarżenia. Zamiast konspiracji działa tu raczej fatum: morderstwo jest spełnieniem ponurych wizji, jakie nawiedzają reżysera podczas porannego przeglądu prasy. Krzyczące o kolejnych tragediach nagłówki rymują się z sekwencjami, jakie pamiętamy z "Salo". Głoszący złą nowinę twórca wydawał się przewidywać własną śmierć.  

Reżysera mniej niż faktografia i realia epoki interesuje próba wniknięcia do głowy bohatera. Dlatego obficie posiłkuje się tu pismami Włocha. Sceny z codziennego życia Pasoliniego - spotkania z dziennikarzami i przyjaciółmi, chwile spędzone z matką i najbliższymi - mieszają się z inscenizacją fragmentów książki, którą Pasolini pisał przed śmiercią. Twórca planował odejść w niej od formy narracyjnej na rzecz luźnego połączenia eseju, poezji i epistolografii. Ferrara idzie więc jego tropem, wprowadzając szkicową, luźną strukturę. Wizyjne sceny z pism reżysera wydają się jednak doklejone na siłę; niepotrzebnie alegoryzują jego życiorys. Mamy tu m.in. opowieść o mężczyźnie (gra go znany z filmów Pasoliniego Ninetto Davoli) podążającym za kometą, która wskazać ma miejsce narodzin Mesjasza. Po drodze trafia on m.in. na orgię, a w finale wspina się po schodach ku pokrzepiającej jasności. Te fragmenty - co gorsza - pozostaną jednak nieczytelne dla osób nieobkutych z biografii protagonisty.  

Ferrara sili się bowiem na - żeby przytoczyć padające w filmie słowa samego bohatera - przypowieść o relacji między autorem a jego dziełem. Ale "Pasolini" jest najmocniejszy nie wtedy, gdy jego twórca usiłuje zilustrować słowa reżysera, lecz właśnie wtedy, gdy pozwala mu samemu dojść do głosu. To dowód na siłę samych przemyśleń Pasoliniego, ale i efekt skupionej roli Willema Dafoe. Pozornie trudno o coś mniej ekscytującego: sceny konwersacji reżysera filmowego z dziennikarzami, w których rozmówca bierze na swoje barki ciężar człowieczeństwa. A jednak tutaj właśnie udaje się Ferrarze dokopać do Pasoliniego-człowieka. Przez większość seansu oglądamy jednak bohatera jak zza szyby. Hermetyczność filmu potęguje też granicząca z absurdem wielojęzyczność: Dafoe mówi tu po włosku i po angielsku, a otaczający go włoscy aktorzy dukają swoje anglojęzyczne kwestie z ciężkim akcentem. W punkt trafiony jest za to potęgowany przez wysmakowane ujęcia elegijny ton całości, nietypowy dla lubiącego stylistyczne esy-floresy Ferrary. Ale snujący się w żałobnym tempie film - zamiast prowokować i intrygować - pozostawia obojętnym. Całkiem inaczej niż dzieła jego bohatera.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones