Recenzja filmu

Burza hormonów (2006)
Ed Blum
Sophie Okonedo
Eileen Atkins

Erotyczne pogwarki w "pięknych okolicznościach przyrody"

Mały film o seksie bez seksu, czyli o sile opowieści o pszczółkach i ptaszkach.
Siedem par tego samego dnia spotyka się w popularnym londyńskim parku. Prowadząc swoistą grę, ukazują nam różne oblicza bliskości. Uroczo bezpretensjonalna opowieść, w najlepszym angielskim stylu, pozbawiona męczącej patyny romantycznego lukru. W Hampstead Heath można się zagubić. Jeden z największych londyńskich parków, miejsce pikników, spacerów, randek, rozstań, szybkiego seksu, zabaw z dziećmi i czego tam sobie dusza zapragnie. A czego pragnie, dobrze wiemy… Spotykamy więc parę gejów, która próbuje połączyć swobodny styl życia z chęcią posiadania dziecka. Molly zauważa podejrzane wzmożenie literackich zainteresowań jej męża, co bezpośrednio wiąże się z pewną apetyczną wielbicielką prozy Alberta Camusa. Małżeństwo spotyka się w parku, by podpisać rozwodowe papiery, jednak pozornie trudne spotkanie przebiega w podejrzanie luźnej atmosferze. Spotykamy też "ciemnych" randkowiczów, czarnoskórą Annę właśnie porzuconą przez chłopaka i próbującą poradzić sobie z pojawiającym się znienacka absztyfikantem. Czy wreszcie starszą parę, której przypadkowe spotkanie okazuje się nie początkiem, a kontynuacją pewnej intensywnej przygody sprzed lat. Oryginalny tytuł filmu ("Scenes of a Sexual Nature") idealnie oddaje klimat komedii Eda Bluma. Naocznego seksu raczej tu nie uświadczycie, ale film aż kipi od tłamszonych emocji, wyobrażeń, niespełnień lub marzeń, których wizualizacjom sprzyja sceneria wiosennie rozbudzonego parku. Urok "Burzy hormonów" zasadza się właśnie na miłym napięciu między zmysłowością a prozaicznością. Pozorną banalnością dialogów (zresztą bardzo dowcipnych) a pulsującymi podskórnie emocjami. Blum nie chce nas pouczać, tłumaczyć zawiłości międzyludzkich relacji, wbrew tytułowi nie ustawia się na pozycji antropologa dającego w miarę obiektywny obraz "seksualnego życia cywilizowanych". Zamiast tego dostajemy zbiór rodzajowych scenek, gorzko-dowcipnych, nakreślonych lekką kreską ludzkich portretów, w których możemy się przejrzeć sami, choć pewnie momentami trudno by się było przyznać, że dana scena obrazuje także nasze życie. Blum za małe pieniądze nakręcił film, który przy niewielkim przesunięciu akcentów łatwo mógłby stać się jakąś n-tą komedią romantyczną, lukrowaną relacją z niby-życia. Na szczęście reżyser wybrał niezobowiązującą grę w rozbieranego pokera. Niby wszyscy się bawią, ale strach pomyśleć, że ktoś w końcu krzyknie: "sprawdzam!".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones