Recenzja filmu

Zamieć (2009)
Dominic Sena
Kate Beckinsale
Gabriel Macht

Gorąca Beckinsale na zimnych wczasach

Warunki pogodowe wspaniale pomagają budować klimat w filmach. Nie jest to nic nowego. Strugi deszczu to wyraźna alegoria przygnębienia, szarości, smutku czy bezsilności. W przypadku  "Se7en"
Warunki pogodowe wspaniale pomagają budować klimat w filmach. Nie jest to nic nowego. Strugi deszczu to wyraźna alegoria przygnębienia, szarości, smutku czy bezsilności. W przypadku  "Se7en" sprawdziło się znakomicie. Piękna, słoneczna pogoda to domena amerykańskich komedii ("Accepted"). Mglista letnia noc to coś rodem z horrorów Stephena Kinga ("Smętarz dla Zwierzaków"). Z kolei zamieć i mróz to nic innego jak uczucie odizolowania i strachu ("The Thing"). Niestety, "Whiteout" mimo chwytliwego tytułu i urody Kate Beckinsale nie ma nic więcej do zaoferowania.

Film opowiada historię policjantki Carrie Stetko (Kate Beckinsale), która właśnie kończy służbę w bazie badawczej na Antarktydzie. Niestety, jej życie nie jest usłane różami (a już szczególnie na lodowcu). Pewnego dnia, Carrie znajduje zamarznięte zwłoki jednego z naukowców daleko poza obozem i automatycznie zostaje wplątana w kryminalną zagadkę, której nie powstydziłby się sam Sherlock Holmes (choć z pewnością rozwiązałby ją znacznie szybciej).

Od początku nie byłem pewien czego po rzeczonym filmie mogę się spodziewać (oprócz pięknej Beckinsale, oczywiście). W końcu nie miał być to horror (John Carpenter jednak utkwił w mej pamięci) a thriller kryminalny. Gatunek dość oklepany jednak ciekawy i nietypowy jeśli umieścić go na Antarktydzie. Dałem więc scenarzyście i sobie szansę. Po seansie wciąż nie mogłem uwierzyć, że ktoś wciąż kręci tak bezsensowne filmy. Sama fabuła w kilku momentach potrafiła zejść nieco ze standardowej linii schematów jednak bardzo szybko powracała na swoje tandetne, niejasne miejsce. Dopiero po seansie zorientowałem się, że brak gatunku „dramat” przy opisie owego filmu nie było przeoczeniem a efektem zamierzonym.

Bohaterowie faktycznie zachowują się jakby byli na wczasach. Element psychologiczny po prostu nie istnieje. Klimat odizolowania i bezradności ("Dreamcatcher", "30 Days of Night") rozmroził się i wyparował. Każde spotkanie z mordercą przypomina raczej horrory na poziomie "Jasona X" niż realistyczny thriller kryminalny. Nie mogło się obyć również bez masy błędów logicznych oraz żenujących efektów specjalnych. Produkcji na pewno nie usprawiedliwia fakt, że film kręcono na podstawie komiksu. Zabrakło jakiejkolwiek konwencji twórczej. Nie pomogła nawet muzyka doświadczonego w tego typu filmach Johna Frizzella. W przeciwieństwie do tytułu filmu, gorąco nie polecam.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Śnieżne, surowe krajobrazy to znakomita sceneria dla dreszczowców czy horrorów. Budują klaustrofobiczny... czytaj więcej
Film Dominica Seny, reżysera między innymi "Kalifornii", za którą otrzymał International Film Critics... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones