Recenzja filmu

Święta góra (1973)
Alejandro Jodorowsky
Alejandro Jodorowsky
Horacio Salinas

Halucynogenny zapach wolności

Film Jodorowskiego, uzmysławia jak ciężko być dziś filmową awangardą i zrobić coś, na co się jeszcze nikt nie poważył. Ciężko, bo dotychczas zrobiono już naprawdę sporo.
Dobrze, że na ekranach kin można czasem zobaczyć film sprzed kilku dekad – i naprawdę daleki jestem w tym twierdzeniu od sentymentalnych wycieczek. W przypadku "Świętej góry" nie ma problemu ze znalezieniem racjonalnych argumentów "za". Pod niektórymi szerokościami geograficznymi (w tym w Polsce) nie zagościła ona jeszcze w kinach od czasów premiery. Poza tym film Jodorowskiego uzmysławia, jak ciężko być dziś filmową awangardą i zrobić coś, na co się jeszcze nikt nie poważył. Ciężko, bo dotychczas zrobiono już naprawdę sporo. "Święta góra" jest jednak dziś skazana na wytarte ścieżki odbioru. Będzie istnieć w popkulturze choćby tylko dlatego, że film wyprodukował John Lennon i ponieważ (ze względu na niecenzuralność), zainaugurował bogatą tradycję późnonocnych seansów filmowych. To jedno z tych dzieł, które raczej nie mają szans zaistnieć w oderwaniu od swojego autora - zastygły mit, w świadomości odbiorczej funkcjonuje z całym kontekstowym bagażem, oplatającym ekscentrycznego twórcę. Jodorowski zajmował się już wieloma rzeczami i podczas swojej wycieczki do krainy kina nie pozwolił o tym zapomnieć. Nie ma więc sensu uciekać od skojarzeń z jego doświadczeniami z teatrem absurdu, fascynacją alchemią, tarotem i całym tym psycho-szamanizmem. Obyczajowe skandale sprzed lat szybciej, niż cokolwiek innego zaczynają trącić myszką. Na szczęście Jodorowski oparł swój film na obrazowości, odwadze plastycznej wizji, której obfitość "wylewa" się tu z każdego ujęcia. Mniej się to wszystko "zakurzyło", niż obrosło pewnym klimatem epoki. Surrealiści dość sprytnie zabezpieczyli swoją sztukę przed zwietrzeniem, opierając ją na ponadczasowej idei podświadomości. Nie oznacza to, że "Święta góra" jest jedynie ciągiem urzekających obrazów. Jeśli się naprężyć, z filmu Jodorowskiego da się wyabstrahować fabułę. Grupa wpływowych śmiertelników, prowadzona przez Mistrza, poddaje się szeregowi rytuałów i rusza na wyprawę, której celem jest tytułowa święta góra. Jej zdobycie oznacza nieśmiertelność. Wbrew lakonicznemu opisowi dzieje się naprawdę sporo, a wyśrubowana stawka dobrze odzwierciedla "zamaszystość" całego filmowego projektu. Najsłynniejszy alchemik wśród filmowców jest tu najdalej, jak tylko można, od zachowawczej strategii "złotego środka". I to nieumiarkowanie jest dziś największym atutem "Świętej góry", które formalnie i treściowo wynosi ją ponad przyziemną "nieobyczajność" i uprzywilejowuje wizję względem prowokacji. Odwaga tego filmu wciąż demaskuje podwórkowych obrazoburców. Po szeregu zawodów, jakie kultura doznała od epoki kontestacji i eksperymentalnej sztuki, podejrzliwość wobec szamanów i wizjonerów wydaje się usprawiedliwiona. Ale nawet jeśli film Jodorowskiego miałby okazać się dla kogoś kolejnym rozczarowaniem, warto zanurzyć się w dziele, które odrobinę ciągle czuć nie tylko halucynogenami, ale także wolnością.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wizje Alejandra Jodorowskiego nadal stanowią inspirację, obiekt fascynacji dla wielu artystów. John... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones