Recenzja filmu

Kuloodporny (2003)
Paul Hunter
Yun-Fat Chow
Seann William Scott

Hot dogi i bułeczki

Moda na ekranizację komiksów trwa i sądząc po zapowiedziach producentów szybko się nie skończy. Na nasze ekrany trafią więc kolejne filmy opowiadające o przygodach Spider-Mana, Daredevila,
Moda na ekranizację komiksów trwa i sądząc po zapowiedziach producentów szybko się nie skończy. Na nasze ekrany trafią więc kolejne filmy opowiadające o przygodach Spider-Mana, Daredevila, Batmana, czy Punishera. Jednak producenci nie zapominają również o seriach, które nie cieszą się światową popularnością. Wśród nich jest m.in. "Bulletproof Monk" miniseria komiksowa autorstwa Gothama Chopry (syna Deepaka Chopry), która stała się podstawą wchodzącego właśnie na nasze ekrany filmu "Kuloodporny". Akcja obrazu rozpoczyna się w roku 1943 w Tycie. Młody mnich Bez Imienia (Chow Yun-Fat) przejmuje od swojego mistrza obowiązek pilnowania tajemniczego Zwoju dającego osobie, która go przeczyta nieograniczona władzę nad światem. Ponieważ ludzie nie są jeszcze gotowi na to by właściwie wykorzystać moc zwoju zadaniem strażnika, jest pilnowanie aby nie wpadł on w niepowołane ręce. W zamian manuskrypt obdarza go młodością na czas trwania "służby". 60 lat później mnich pojawia się w Nowym Jorku, gdzie spotyka młodego złodzieja Kara (Seann William Scott). Bezimienny wierzy, że może on być zapowiedzianym przez proroctwa kolejnym strażnikiem Zwoju. Tymczasem na trop mnicha wpadają wysłannicy złowrogiego Struckera (Karel Roden)- nazisty, który w już 1943 r. usiłował przejąć Zwój i od tamtej pory cały czas ściga Bezimiennego. "Kuloodporny" to film, który - podobnie jak Kar - ma w sobie potencjał. Na podstawie komiksu Chopry można było zrobić zupełnie udany obrazu akcji z elementami komedii i rozbudowanymi scenami pojedynków kung fu. Niestety, Paul Hunter - reżyser "Kuloodpornego", który do tej pory zajmował się głównie realizacją wideoklipów nie za bardzo wiedział jak to zrobić. Przede wszystkim beznadziejnie sfilmowano sceny walki - co niestety staje się już regułą w przypadku produkcji amerykańskich. Sekwencje pojedynków, których choreografią zajął się Wei Tung sfilmowano, tak jak się kręci teledyski. Kamera co chwila zmienia położenie, a pojedyncze ujęcia nie trwają dłużej niż kilka sekund. W efekcie widz nie ma szansy podziwiania opracowanych układów bowiem cały czas zastanawia się kto, kogo i w co uderzył. Owszem znalazło się w "Kuloodpornym" kilka sympatycznych sekwencji pojedynek na moście, fragment z czekoladowymi płatkami, czy salto na helikopterze, ale większość z nich została pokazana już w zwiastunie. Jeśli ktoś go oglądał to film go niczym nie zaskoczy. O scenariuszu długo pisał nie będę bo też, szczerze powiedziawszy nie ma o czym. Fabuła "Kuloodpornego" miesza w sobie wątki znane z Indiany Jonesa (naziści, starożytny artefakt obdarzony ogromną mocą), ze wschodnią filozofią w wersji dla opornych (dlaczego hot dogi pakowane są po 10 sztuk, a bułki do nich po 8 sztuk) i pojedynkami rodem z hongkongskiego kina akcji. Nie należy jej traktować poważnie, a raczej z dużą wyrozumiałością. Każdy ze wspomnianych elementów nie został bowiem należycie dopracowany. Naziści są nudni i sztampowi - o wiele lepiej jako czarny charakter prezentuje się Marcus Jean Pirae, jako Mista Funktastic, a filozoficzne teksty wygłaszane przez Chow Yun-Fata (bardzo dobrego w roli Bezimiennego) bardziej śmieszą niż skłaniają do zastanowienia. Nie chcę w tym momencie dać do zrozumienia, że oczekiwałem po "Kuloodpornym" wielkiego działa, które otworzy mi oczy na świat i odsłoni zagadkę wszechświata. Absolutnie. Idąc do kina nastawiałem się na solidną porcję rozrywki, ale tej niestety nie otrzymałem. Film częściej mnie nudził niż bawił, mimo, że sam pomysł - co już napisałem wcześniej - miał w sobie potencjał. Można obejrzeć, ale obowiązku nie ma. :)
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones