Recenzja filmu

Ant-Man (2015)
Peyton Reed
Waldemar Modestowicz
Paul Rudd
Michael Douglas

Ktoś musi być mały, żeby inni byli duzi

- Nie chcę już nigdzie się włamywać i niczego kraść. Co chcesz, żebym dla Ciebie zrobił? - Chcę, żebyś się gdzieś włamał i ukradł trochę sprzętu. Ten dialog jest dobrą zapowiedzią tego, co
- Nie chcę już nigdzie się włamywać i niczego kraść. Co chcesz, żebym dla Ciebie zrobił? - Chcę, żebyś się gdzieś włamał i ukradł trochę sprzętu. Ten dialog jest dobrą zapowiedzią tego, co zobaczymy na ekranie. Na szczęście zobaczymy też sporo więcej.

Marvel z początku leniwie wprowadzał nowe postacie do swojego uniwersum filmowego, dając nam czterech (albo trzech, jeśli nie liczyć Hulka) samodzielnych superbohaterów. Dopiero "Strażnicy Galaktyki" pokazali, że firma jest gotowa na odmienny styl, choć historia tej grupy toczy się na razie niezależnie. Oczywiście już wiadomo, że trzecia faza będzie deszczem nowych bohaterów, ale jeszcze w drugiej dano nam spróbować czegoś dość niespodziewanego. Po paczce bohaterów, których wspólną mocą, choć odmienianą przez przypadki, jest sprawne obijanie tyłków (miłą, acz niewielką odmianą jest nowo wprowadzone rodzeństwo), przychodzi czas na bohatera, którego mocą jest... zmniejszanie się i... kontrolowanie mrówek. Uniwersum rozszerza się o bohatera, którego rolą nie jest walka w pierwszym szeregu. W dodatku jest to film w gatunku nie klasyczny superbohaterski, a superbohaterski heist movie. Nie brzmi to zupełnie jak produkt, chyba aktualnie najlepszego na świecie, producenta maszynek do robienia pieniędzy.

Na początek małe sprostowanie. Dobry heist movie byłby z prequela "Ant-Mana". Na każdym kroku widz karmiony jest wiedzą o tym, jaką to legendą włamywaczy i Robin Hoodem jest Scott Lang. Nie zawsze jest to subtelne, ale nie czepiajmy się. W tym wypadku skok jest tylko przykrywką dla rzeczywistego "trzeba rozwalić tego złego" i tylko z grubsza schematy są gatunkowe. Czym jeszcze "Ant-Man" się broni? Tu znów wracamy do mocy. Może nie myślimy o mocach Ant-Mana, gdy składamy zespół Avengerów, ale w rzeczywistości ci nie mają jej w swoim asortymencie, bo Stark nie jest na tyle odpowiedzialny, by otrzymać tak potężną moc. Właśnie tak. Zastanówcie się chwilę. Nic nie tracicie ze swoich zdolności, ale do tego możecie się zmniejszać. Motyw zmniejszania pojawiał się już nie raz, to marzenie jest obecne w kulturze. Myślę, że Marvel chwilami naprawdę czuje, co w sercu fanów gra, może lepiej niż oni sami.

Zmniejszanie się jako moc jest dość niespodziewane, ale tak naprawdę oczywiste. I takim oksymoronem można streścić ducha filmu. Zarówno główny pomysł obrazu, jak i jego lekko absurdalny humor jest ogrywany właśnie w ten sposób. To nie zachwyt typu "łał, jaki pomysł!", ale raczej "no tak, to takie oczywiste!". W ten schemat wpisują się zarówno sceny walk (sekwencja w pokoju dziecięcym!), jak i riposty, nie tylko głównego bohatera.

Postaci są kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć. Paul Rudd jako Scott Lang jest w sam raz, z jednej strony trochę nieokrzesany, czasami powinien ugryźć się w język, ale da się go lubić. Nie budzi wielkich emocji dopóki nie założy kostiumu, wcześniej sprawia wrażenie everymana, choć z przypominającą o sobie przeszłością. Zupełnie inny jest jego kumpel Luis. Tutaj brawa nie tylko dla Michaela Peny, ale i dla scenarzystów, którzy naprawdę mieli pomysł na tę postać. To typowy bohater mający wnieść trochę mniej wysublimowanego humoru, ale Pena wchodzi w postać doskonale, opowieści Luisa są naprawdę świetne. Na koniec do tego zespołu trzeba dorzucić Michaela Douglasa. To dosyć ciekawe, że Marvel po Redfordzie ściąga kolejną gwiazdę sprzed lat. Czy to znak, że nikt inny nie chce się nimi zająć czy też po prostu Marvel będzie budował markę, w której kultowi aktorzy będą chcieli zagrać przed czy może już na emeryturze? Oby to drugie, bo "Ant-Man" jest naprawdę niezłym filmem, czymś innym niż dotychczasowe zmagania superbohaterów, ale jednocześnie czymś, co ustawia poprzeczkę na bardzo zadowalającym poziomie. Tak trzymać!

Choć "Ant-Man" niewątpliwie dołącza do marvelowej czołówki najlepszych filmów, trudno powiedzieć, dlaczego tak jest. Poza humorem, który część publiczności z pewnością uwiedzie i mocą zmniejszania, nie widać żadnych charakterystycznych wyróżników filmu. Może to wystarczy, a może twórcom udało się coś tak niezdefiniowanego i ulotnego, że trzeba łapać tę perełkę, bo drugi raz może nie wyjść.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśli ktoś na początku roku (tak jak ja) nie wierzył w to, że film o człowieku-mrówce może być lepszy od... czytaj więcej
"Ant-Man" jest filmem nietypowym jak na produkcje Marvela. Za głównego bohatera obiera postać szerokiej... czytaj więcej
Czy istnieje ktoś, kto choćby przez krótką chwilę nie zastanawiał się jakby to było zostać... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones