Recenzja filmu

Tydzień z życia mężczyzny (1999)
Jerzy Stuhr
Jerzy Stuhr
Gosia Dobrowolska

Męskie sprawy

Stuhr nie pyta, Stuhr odpowiada... Trudne czasy nastały dla mężczyzn. Kobiety coraz sensowniej formułują swoje potrzeby, a zdeklarowane feministki wspierają je w tym, siejąc ferment za
Stuhr nie pyta, Stuhr odpowiada... Trudne czasy nastały dla mężczyzn. Kobiety coraz sensowniej formułują swoje potrzeby, a zdeklarowane feministki wspierają je w tym, siejąc ferment za fermentem. Stosunkowo niedawno - obok radykalnych odłamów feminizmu - wyłonił się nowy, popularnie zwany "feminizmem równych szans". Jego wskrzesicielka i propagatorka - amerykańska historyk sztuki Camille Paglia - głosi, że feminizm może być radosny, otwarty na świat, wyzwalający, może być wezwaniem do pełnego uczestnictwa kobiet w publicznym świecie razem z mężczyznami, na przekór próbom zamykania kobiet w getcie. Kobiecie ma przypadać równa rola z mężczyznami, ale odgrywana inaczej, po kobiecemu, w zgodzie z wszechpotężną biologią. Cóż feminizm spod znaku Paglii ma wspólnego z najnowszym filmem Jerzego Stuhra "Tydzień z życia mężczyzny"? Ma o tyle, o ile jest ogniwem w dążeniu do tej, zdawałoby się, abstrakcyjnej, a jednak całkiem realnej wizji Paglii. Otóż za spory sukces należy uznać fakt, że mężczyzna przygląda się sobie z dystansu. Jest już całkiem nieźle, skoro zaczyna mieć, zapewne dotkliwą, świadomość, że Superman nie jest jego alter ego. Wciąż nie ogarnia kobiecego fenomenu, więc dziury łata klasycznymi uproszczeniami. Mimo to cieszą drobne zmiany, np. odchodzenie w kinie od klisz kobiecych postaci - świętych dziwek, rozpustnych gospodyń domowych czy nobliwych samarytanek. Budzi się nadzieja, że skoro mężczyzna zrozumie siebie, przyjdzie i czas, kiedy zada sobie tyle samo trudu, aby zrozumieć kobietę. Stuhr miał zapewne dość grywanych przez siebie zabawnych facecików; chciał powiedzieć coś serio o sobie, o mężczyźnie z piątym krzyżykiem na karku. Azymut wyznaczył w reżyserskim debiucie "Spisie cudzołożnic"; by konsekwentnie wzdłuż niego podążać w "Historiach miłosnych" i "Tygodniu z życia mężczyzny". Jednak o ile dwa poprzednie filmy są nakręcone z przymrużeniem oka, każdy wybryk i łajdactwo roztapia nostalgiczny humor, o tyle w "Tygodniu z życia mężczyzny" Stuhr ujawnia twarz pozbawioną rozweselającego makijażu. Czynny zawodowo prokurator Adam Borowski obok świetnej posady posiada wszystko to, co można zawrzeć w curriculum vitae współczesnego mężczyzny sukcesu: wyrozumiałą żonę, kochankę, przyjaciół oraz dwie pasje - pisanie i śpiew. Kiedy zaczyna mu ciążyć podwójne życie, zrywa z kochanką, ale pojawiają się inne kłopoty: jego matka jest śmiertelnie chora, a przyjaciel zapada na schizofrenię. Prokurator z zawodowego doświadczenia wie, że nie można podejmować pochopnych decyzji. I ich nie podejmuje, żywi nadzieję, że z czasem wygra jego chłodna kalkulacja. Czy główny bohater wygląda na cynicznego łajdaka? Skądże. Czy robi coś złego? Gdyby nie ta zdrada (każdemu może się przytrafić), to zupełnie uczciwy facet. Sympatyczny? Jak najbardziej. A do tego z opozycyjną przeszłością, ze słusznie prawicowymi zapatrywaniami. W jego prywatnym życiu nie ma żadnych ekstremalnych sytuacji, jeżeli takie się zdarzają, to podczas procesów na sali sądowej. Wówczas bezwzględnie, w imię słusznej racji, prokurator oskarża. Domaga się jak najsurowszych wyroków dla zabójczyni własnego maleńkiego dziecka, mordercy swojej matki, dla skinów nieprzepuszczających żadnemu obcokrajowcowi. Konstrukcyjna całość "Tygodnia z życia mężczyzny" opiera się na symetrii obrazu i jego negatywu. Role oskarżyciela i oskarżanego zmieniają się w ułamkach sekund: prokurator na sali sądowej odpowiada za sumienia skrzywdzonych, poza nią - ułomne decyzje oskarżają jego samego. Takich "prokuratorów" można spotkać na pęczki, szczególnie w mediach. Stuhr wprowadza zabawne akcenty - w filmie samych siebie grają znani i lubiani ze szklanego ekranu. Każdy wie, jak media perfekcyjnie manipulują opinią odbiorcy, mimo wszystko nie chcemy przestać wierzyć, że publiczni bohaterowie w życiu prywatnym też się pocą, bolą ich zęby i czyha na nich tysiąc niespokojnych pokus. Wciąż szokuje prawda rażąca jak grom z jasnego nieba: a to rządowa afera z rosyjską mafią, a to finansowa malwersacja doprowadzająca państwowy skarbiec na skraj bankructwa, a to godząca w samo serce wiadomość, że legło w gruzach idealne jeszcze do wczoraj aktorskie małżeństwo. Mocny akcent położony na naturalnej ludzkiej skłonności do obcowania z ideałem, w filmie Stuhra nie jest tylko i wyłącznie pretekstem do pokazania, jak pozory mylą i jacy oni wszyscy są brudni, źli i brzydcy. Punkt ciężkości leży gdzie indziej: w słabości. Prokurator nie potrafi wybierać, jest bezradny jak niemowlę. A tu masz ci los, nieustannie kuszą go piękne kobiety i szybkie pieniądze. Kusi go również łatwy altruizm; łatwy, bo istniejący tylko wówczas, kiedy można na nim ubić interes. W tygodniowym rozgardiaszu prokurator nie znajduje właściwych proporcji między sprawami istotnymi a miałkimi; waha się nawet wówczas, kiedy w rachubę wchodzi ratowanie życia najbliższej osoby. Chce dobrze, ale tak, żeby na tym nie stracić, chce dawać, ale tylko to, co ma w nadmiarze. Konkluzja nasuwa się samoistnie: Stuhr nakręcił moralitet. W "Tygodniu z życia mężczyzny" wykazuje dużo zrozumienia dla fatalnych wyborów bohatera, jednak stawia jednoznaczną ocenę. Tym samym przesłanie staje się bardzo przejrzyste, dużo bardziej niż samo życie. Stuhr nie pyta, Stuhr odpowiada, Stuhr nie wsadza kija w mrowisko, Stuhr, z aptekarską precyzją, na szali moralności waży dobre uczynki i przewinienia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Stuhrów-reżyserów jest dwóch. Pierwszy to wnikliwy socjolog, sprawny realizator i rozważny filozof. Drugi... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones