Recenzja filmu

Junior Bonner (1972)
Sam Peckinpah
Ben Johnson
Joe Don Baker

Nie ma kowboja, który nie spadł

Gdy wspominam dawne lata... Ech, to były czasy! Zakładałeś swój kapelusz, przy boku miałeś dwa colty, w każdym obowiązkowo komplet naboi - nikt w końcu nie wiedział, co się może akurat dzisiaj
Gdy wspominam dawne lata... Ech, to były czasy! Zakładałeś swój kapelusz, przy boku miałeś dwa colty, w każdym obowiązkowo komplet naboi - nikt w końcu nie wiedział, co się może akurat dzisiaj przydarzyć. Może jakiś złodziejaszek napadnie na bank, a wtedy trzeba będzie dosiąść konia i pogalopować za zbirem? Kto wie, może szczęście dopisze i zaliczysz jakąś bójkę w pobliskim saloonie. W międzyczasie ujeździsz byka albo wydoisz wściekłą krowę... Oj tak, to były czasy! A teraz to już nie to samo co kiedyś... Klimat tamtych czasów odchodzi do lamusa. Nawet własny brat wyprzedaje rodzinną ziemię. Ojciec przypomina kogoś szalonego - ciągle wspomina o tej Australii... Matka. Ona już żyje tylko wspomnieniami. Jakie to... smutne... W takiej właśnie sytuacji widz poznaje JR, ostatniego człowieka, w którym tli się jeszcze duch Dzikiego Zachodu. Człowieka, który za wszelką cenę chce sobie udowodnić, że w tym wszystkim jest jeszcze sens... Sam Peckinpah to marka, po której można oczekiwać wiele. Wprawdzie jego największe dzieła wciąż przede mną, ale "Pat Garrett i Billy the Kid" potrafi zaostrzyć mi apetyt. I cóż dostałem? Podobno 10 z 14 filmów "Krwawego Sama" jest uznawana za arcydzieła. "Junior Bonner" do nich nie należy. Ale też nie jest to jakieś kompletne fiasko. Obraz zachwyca, prawie jak każdy film Peckinpaha, od strony montażu i jego "baletów przemocy". Już sam początek, gdzie napisy początkowe i przedstawienie głównego bohatera miesza się ze scenami rodeo - w zwolnionym tempie, pocięte, odpowiednio rozmieszczone w tych kilku sekundach na blisko 5 minutach, z precyzją i dynamiką. Potem jest już tylko lepiej: chociażby scena z rozbiórką domu momentami przyprawia wręcz o dreszcze. Do tego dochodzą różne smaczki dziejące się gdzieś w tle wydarzeń, na przykład ukryta butelką w kwiatach dla Ace'a. Niestety, jest to koniec zalet. Co niekoniecznie oznacza zaraz wysyp wad. Ten film jest po prostu dobrze wykonaną pracą, ale niczym więcej. Wprawdzie kilka subiektywnych niedociągnięć by się znalazło: zbyt mętny klimat jak na tak gorzką historię; a i potrafi zmęczyć - mimo iż trwa stosunkowo niedługo. Jednak i tak miło go zapamiętam, chociażby ze względu na scenę demolki.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones