Recenzja filmu

100 dziewczyn i ja (2000)
Michael Davis
Jonathan Tucker
Emmanuelle Chriqui

Nuda do setnej potęgi

Nuda. Tego się boję najbardziej wybierając się do kina. Nerwowe patrzenie na zegarek, kolejne wyjście z sali do toalety, po popcorn, coca-colę (lub pepsi jak kto woli), na świeże powietrze,
Nuda. Tego się boję najbardziej wybierając się do kina. Nerwowe patrzenie na zegarek, kolejne wyjście z sali do toalety, po popcorn, coca-colę (lub pepsi jak kto woli), na świeże powietrze, wiercenie się na coraz mniej wygodnym krześle. Kiedy każda kolejna minuta filmu męczy, a ja marzę tylko o powrocie do domu, zaczynam się zastanawiać czy to ja, czy obraz jest naprawdę kiepski. W przypadku "100 dziewczyn i ja" mam pewność - film jest zwyczajnie nudny, mało śmieszy, a chwilami wręcz żenujący. Reklamowany jako mieszanka "American Pie" i innych komedii młodzieżowych, obraz Michaela Davisa, jest niewątpliwie jednym z najgorszych filmów, jakie przyszło mi ostatnio oglądać. Matt jest typowym nieudacznikiem - nie ma dziewczyny, jego przyjaciół można najdelikatniej określić jako "dziwnych", a życie towarzyskie praktycznie nie istnieje. Ale i do niego szczęście się uśmiecha, co prawda półgębkiem. Pewnego wieczoru poznaje wspaniałą dziewczynę - ciepłą, miłą i inteligentną. Oczywiście zakochuje się w niej. I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że Matt nie wie jak wygląda jego ukochana, poznał ją bowiem w zepsutej, ciemnej windzie. Jedyne, co mu pozostało po tajemniczej nieznajomej to para ślicznych, małych majteczek. Teraz wystarczy znaleźć, niczym w bajce, ich właścicielkę. Problem w tym, że bielizna to nie obuwie, trudno więc sprawdzić do kogo należy. Zwłaszcza że ukochana ukrywa się wśród tytułowej setki dziewczyn. Pomysł wydaje się ciekawy, ale mimo to film jest nudny i głupawy. Reżyser, który jest jednocześnie autorem scenariusza, tak mówi o swoim obrazie: "W "100 Dziewczynach" chciałem w zabawny sposób pokazać to wszystko, co kocham w kobietach, co różni je od mężczyzn i co sprawia, że mężczyźni zwracają na nie uwagę." Szkoda tylko, że tego co chciał pokazać Davis, w filmie nie widać. Trafne obserwacje toną w morzu kiepskiego i taniego dowcipu. Zobaczyć za to możemy mnóstwo głupich i zupełnie nieśmiesznych żartów, przy których te z "Stary gdzie moja bryka?" czy "Ostra jazda" wydają się szczytem wyrafinowania. Na mnie największe wrażenie zrobił przyjaciel Matta, który nosi specjalne urządzenie na intymnej części ciała. Jedyną zaletą filmu jest ciekawa obsada: trzy spośród stu dziewczyn zagrały dość znane młode aktorki - Jaime Pressly, Larisa Oleynik i Katherine Heigl. Każda z nich jest innym typem dziewczyny, czy raczej kobiety, i każda robi duże wrażenie na chłopaku. Forma filmu jest poprawna - dobre zdjęcia i muzyka. Jednak nie jest to nic wyróżniającego, gdyż w USA obowiązuje pewien, dość wysoki standard produkcji filmów. Niestety nic więcej nie jestem w stanie napisać o obrazie "100 dziewczyn i ja". Kino, w którym jest on wyświetlany, należy omijać z daleka. Jeśli ktoś jest naprawdę ciekawy przygód Matta i jego błyskawicznej kariery towarzyskiej "od zera do bohatera", niech lepiej poczeka na premierę wideo. W końcu 20 złotych piechotą nie chodzi, a ponudzić się zawsze można w domu przed telewizorem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Komedie młodzieżowe, a już na pewno młodzieżowe seks-komedie (gatunek, który wyrósł w II poł. lat 80, by... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones