Offline 2008, czyli jak to leciało wg Łobuzerskiego Jędrka małego;)

Na pytanie, kto jest najlepszym reżyserem, zapewne wiele osób odpowiedziałoby: Coppola, Kubrick, Scorsese, Bergman czy Antonioni.  Jednak tak się składa, że najlepszym reżyserem, który zapewnia
Na pytanie, kto jest najlepszym reżyserem, zapewne wiele osób odpowiedziałoby: Coppola, Kubrick, Scorsese, Bergman czy Antonioni.  Jednak tak się składa, że najlepszym reżyserem, który zapewnia nam niespodziewane zakończenia, dodaje nam uśmiechu na twarzy, czy też wzrusza do łez, jest… życie. Przykład tego dali ostatnio użytkownicy naszego "kochanego" portalu filmowego, jakim jest Filmweb.pl, którzy pomimo przeciwności losu i niskiej frekwencji potrafili się świetnie zabawić:). Oficjalnie offline ruszył 25 września, wraz z premierowym pokazem najnowszego filmu Kusturicy "Obiecaj mi", który odbył się w kinie Luna. Film, jak na początek festiwalu został kapitalnie dobrany. Wszyscy, którzy wcześniej oglądali "Czarny kot, biały kot", "Underground" czy też "Życie jest cudem", doskonale wiedzieli, co może im zaoferować ten jakże oryginalny, bałkański artysta. Sam film, zwariowany i bardzo oryginalny, dawał przedsmak emocji, jakie miały nas czekać w piątkowy wieczór. Piątek dla mnie zaczął się od odbierania z dworca głównego największych szych fw: Kuniq, LJ Venea, Boora, Blue Dragon z kobietą. Za przewodników robili: Beeshop, który był głównym licencjonowanym przewodnikiem, normalnie superznawca każdego zakątka Warszawy, oraz łobuzerski Jędrek mały jako jego asystent. I tak pomalutku wyruszyliśmy w kierunku miejsca spotkania. Już po wyjściu z dworca nasze portfele byłyby lżejsze o jakieś 100 zł na głowę, gdyby nie trzeźwość umysłu łobuzerskiego, który zaproponował przejście tunelem podziemnym zamiast serdecznego uścisku dłoni strażników miejskich. Kiedy już dojechaliśmy metrem na Plac Zbawiciela, Beeshop grzecznie chciał nas jeszcze pooprowadzać po Łazienkach Królewskich, jednak zwróciłem mu uwagę, że nie jest ku temu najlepsza pora i udaliśmy się w stronę Paradoxu. Uparty Cezary do końca nie dawał za wygraną. Koniecznie chciał nam pokazać swoją piękną Warszawę, próbując poprowadzić nas w stronę Pałacu Prezydenckiego. Gdy już dotarliśmy na miejsce (a była już prawie 18 30) i przekraczaliśmy progi Paradoxu, niemrawo przywitała nas redakcja, która bacznym okiem zmierzyła każdego z nas. Wszystkich oblał zimny pot. Jednak gdy zobaczyliśmy w drugim kącie wesołą gromadkę (Mims, Ciasteczko, Remington Steele) ze złocistym napojem w dłoniach, kamień spadł nam z serca. Rozpłaszczyliśmy się i uderzyliśmy prosto po browar. Przy ladzie czekali na nas z utęsknieniem barmani. Hasło "duża warka, żywiec" i piwko było nasze. Wpadamy do najodleglejszego zakątka knajpy i zaczynamy robić przemeblowanie. Kiedy przygotowaliśmy sobie miejscówkę, delektowaliśmy się chmielowym napojem i zaczęliśmy się powoli zaprzyjaźniać. Po pewnym czasie spokój zakłóciła nam redakcja i wywlokła nas na górę. Okazało się, że musimy udać się na powszechny spis ludności, celem potwierdzenia przybycia (do dziś nie wiem, co to za papiery były) i odebrania identyfikatorów. Niestety w porównaniu z ubiegłym rokiem tegoroczne identyfikatory były lipne, znaczy się bez zdjęcia avataru (na nic się zdała ponętna Giorgia Palmas) i bez wpisanego automatycznie nicku. Dlatego, jeśli ktoś nie błyszczał ładnym pismem, nie było wiadomo bez uprzedniego spytania, kim dana osoba jest. I tak sobie siedzieliśmy na górze przez jakiś czas w oczekiwaniu na kolejnych gości, pijąc przy okazji piwo za amerykańskie dolary. W tym czasie każdy zaczął coś nawijać i zaczęliśmy się pomalutku integrować. „Będę brał Cię w aucie” Miłosza i wszystko jasne. Kiedy nadeszła odpowiednia pora, redakcja wyczarowała duże kartonowe pudło, jak się później okazało, z zawartością siarowych filmów. Oczywiście nie można do końca źle mówić, bo trafiały się całkiem dobre tytuły: "Shrek trzeci", "Królowa", "Na pewno być może", "Tess", "Pokuta". Pozostałe jednak były tandetnymi horrorami, które i tak cieszyły się sporym powodzeniem. Aby zdobyć jakiś film, trzeba było wystawiać wysoko ręce, dać sąsiadowi łokciem w żebra i głośno krzyczeć "ja chcę", "tak, ja jestem fanem tandetnych horrorów". Czasami zdarzały się spektakularne wpadki przy odpowiedziach. Na pytanie "w jakim filmie Cate Blanchet zagrała mężczyznę i kogo" można było usłyszeć "I’m not there" i Bob Marley (z rozpędu mi się wypsnęło). W ten sposób można było wyjść z dość pokaźną stertą filmów. Ja należę do tych szczęśliwców, którzy trzymają teraz na półce m. in. kolekcję Winnetou. Kiedy wszystkie filmy zostały już rozdane, ruszyliśmy na dół, z powrotem do naszej jaskini, gdzie rozbiliśmy nasze tobołki i piliśmy dalej piwo za amerykańskie dolary. Od tego momentu impreza nabrała rozpędu. Dziewczyny rzuciły się na barmanów i zaczęły podrywać biedaków. Co rusz ktoś przynosił niebieskie drinki, wściekłe psy i blue bolsy. Flesze aparatów nie gasły ani przez moment. Była także jedna bardzo ciekawa scenka z moim udziałem. Otóż na dół do klubu przy schodach była przytwierdzona poręcz, bardzo długa zresztą. W pewnym momencie chciałem się przejechać i się… przejechałem. Podczas tego lotu wszystkie filmy przeleciały mi przed oczami: m. in. "Emmanuelle", "Showgirls", "Nagi instynkt" i tysiące innych. Jednak dane mi było żyć, więc się otrzepałem i poszedłem … na piwo:) do znajomych. Z upływem czasu atmosfera gęstniała, z minuty na minutę. Dziewczyny zrzucały z siebie sweterki i inną dzianinę, i pląsały po parkiecie, szukając bądź zbywając natrętnych wielbicieli. Tu trzeba wspomnieć, że muzyka nie była porywająca, ale  browar i inne kolorowe napoje robiły swoje. Jak się wszyscy bawili, można dokładnie zobaczyć w naszej galerii;), niektórzy (patrz zdjęcie nr 4) ostro zabalowali, ale dzielnie się trzymali do końca imprezy:). Część jednak musiała z różnych względów wyjść trochę wcześniej. Życie. Podsumowując swoją wersję wydarzeń, chciałem dodać, że nie żałuję, iż przyjechałem na Offline 2008. Poznałem sympatyczną grupkę ludzi, pogadałem, wypiłem piwko, a przede wszystkim dobrze się bawiłem:). Teraz słowa skieruję do osób, które nie przyjechały z innych powodów niż brak czasu (kampania wrześniowa, praca, pobyt na urlopie na Hawajach), ale do tych osób, które bały się same przyjeżdżać do wielkiego miasta, nie znając nikogo, z kim miałyby się spotkać. Jestem doskonałym przykładem gościa, który obawiał się spotkania z nowymi ludźmi, a jednak sobie jakoś poradził. Trzeba więcej odwagi.  Potwierdzam również fakt, że Ci ludzie nie gryzą (zwłaszcza werzy, nie wiem jak tam redakcja;)), a wręcz przeciwnie, zaopiekują się Tobą (nie tylko jeśli jesteś piersiastą blondynką czy niebieskookim blondynem z lokiem na czole), pomogą, a już na pewno umilą Ci wieczór. Argument, że mieszka się za daleko, to dzisiaj bajka. Na zlocie był kolega, który na imprezę przyjechał ze Stargardu Szczecińskiego, także darujcie sobie taką wymówkę. Jeśli kogoś chce się poznać, to żadna odległość nie robi problemów:). Kłopotu z noclegiem również nie ma, można spokojnie kimnąć się w akademiku i jeszcze Cię królewsko ugoszczą:) (pod warunkiem, że będą studenci). Pozostaje jedynie problem z pieniędzmi, ale wiedząc, że będzie offline, warto składać albo zarobić:) i po problemie. Więcej o pikantnych szczegółach imprezy (kto z kim kręcił, ile piwa wypił itd.) dowiecie się od pozostałych uczestników, którzy może napiszą zupełnie inną niż moja wersję wydarzeń;). Pozdrawiam wszystkich, którzy byli w tym roku i zapraszam ponownie za rok. Ja na pewno będę, bo warto! :D P.s. Dziewczyny, uważajcie na Beeshopa. On żadnej nie przepuści:)
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones