Recenzja filmu

Weiser (2000)
Wojciech Marczewski
Marek Kondrat
Krystyna Janda

Poetyckie wspomnienie dzieciństwa

*** UWAGA! RECENZJA ZAWIERA PEŁNE STRESZCZENIE FILMU ***
*** UWAGA! RECENZJA ZAWIERA PEŁNE STRESZCZENIE FILMU *** Wydana w 1987 r. powieść Pawła Huelle pt. "Weiser Dawidek" od samego początku wzbudziła zachwyt czytelników i krytyków. Książka została uznana za jeden z najciekawszych debiutów ostatnich dziesięcioleci a jej autor otrzymał za nią szereg prestiżowych nagród. Zrozumiałym zatem jest fakt, iż zdecydowano się na jej ekranizację. O realizacji obrazu mówiono od dawna. Pisano coraz to nowe scenariusze, zmieniały się nazwiska reżyserów a film jakoś nie mógł powstać. Dopiero kiedy projekt trafił w ręce Wojciecha Marczewskiego stało się prawie pewne, że "Weiser" wejdzie wreszcie na ekrany. Prace nad nim przeciągały się jednak. Przekroczony został budżet, terminy zdjęć i montażu, ale po projekcji stwierdzam, że jeżeli te wszystkie opóźnienia były potrzebne, żeby powstał taki właśnie film, to zdecydowanie opłacało się czekać. "Weiser" to obraz jakich ostatnio w kinie zarówno polskim, jak i światowym wiele nie powstaje. To na poły magiczna opowieść o utraconej młodości, wspomnieniach, tajemnicy i radości, jaką niesie ze sobą dzieciństwo. Jej bohaterem jest Paweł Heller, człowiek, któremu w życiu się powiodło. Przez wiele lat mieszkał w Hamburgu, tam też poznał swoją żonę i dorobił się całkiem niezłego majątku. Po 11 latach spędzonych na obczyźnie Paweł postanawia jednak wrócić do Polski, kraju, który po 1989 roku jest idealnym miejscem na rozpoczęcie własnego, dochodowego interesu. Niestety, wraz z przyjazdem do ojczyzny powracają wspomnienia. Paweł nie może zapomnieć o swoich przyjaciołach z dzieciństwa, o rzeczach, które wspólnie robili, a szczególnie o Dawidzie Weiserze, tajemniczym chłopcu, który wciągnął go i jego kolegów w swój niebezpieczny i pełen magii świat. Dawid był dla młodych bohaterów uosobieniem chłopca, który umiał wszystko. Czytał myśli, wiedział, jak posługiwać się bronią i materiałami wybuchowymi, a nawet lewitował. Otworzył przed Pawłem i jego kolegami zupełnie nową rzeczywistość w porównaniu, z którą codzienność była szara, nudna i nieciekawa. Niestety, w trakcie kiedy chłopcy przygotowywali się do swojego najważniejszego "przedsięwzięcia", wysadzenia niewielkiego mostku, doszło do wypadku. Ładunki wybuchowe eksplodowały w momencie, kiedy w tunelu pod mostkiem znajdował się Weiser. Chłopiec zginął, ale jego ciało nigdy nie zostało znalezione. Mimo iż wydaje się to irracjonalne, Paweł całe życie podświadomie wierzy, że Weiser przeżył, a co więcej, jest przekonany, iż kilka chwil po wybuchu widział Dawida wybiegającego ze zrujnowanego tunelu. Tajemnica ta nie daje mu spokoju i nasz bohater postanawia wyjaśnić, co naprawdę stało się z Weiserem. Rozpoczyna prywatne śledztwo, które powoli staje się jego obsesją. Wojciech Marczewski powiedział, że "Weiser" to film "o tajemnicy i próbie dotarcia do prawdy. Jest również filmem o naszej pamięci i jej ułomności". Trudno się z nim nie zgodzić. W miarę jak śledztwo Pawła posuwa się do przodu my coraz bardziej oddalamy się od poznania prawdy. Zaczynamy wątpić w fakty, które do tej pory wydawały się dla nas oczywiste a w pewnym momencie zastanawiamy się, czy w ogóle ktoś taki jak Dawid Weiser istniał i czy nie jest on jedynie wytworem dziecięcej wyobraźni. Marczewski nie daje nam odpowiedzi na te pytania, każdy z nas musi zadecydować, czy wierzyć głównemu bohaterowi, czy też nie. I na tym polega piękno "Weisera", w tym filmie wszystko jest możliwe. Nie tylko dlatego, że łączy on w sobie elementy realne i magiczne, ale również dlatego, że każdy z nas może go odebrać w zupełnie inny sposób. Jedni dostrzegą w nim opowieść kryminalną, inni na poły baśniową metaforę a jeszcze inni mogą zauważyć w nim elementy charakterystyczne dla filmów grozy. I wszyscy będą mieli rację, bowiem "Weiser" to obraz wielowarstwowy, który poza fabułą niesie ze sobą olbrzymi ładunek emocji, odwołań i symboli. Film Marczewskiego można spokojnie porównać do dzieł Gabriela Garcii Marqueza, czy Isabel Allende, najwybitniejszych pisarzy iberoamerykańskich, których twórczość przesiąknięta jest realizmem magicznym, rzeczywistością, w której świat realny i baśniowy przenikają się i wspólnie tworzą harmonijną całość. Dzieciństwo bohaterów "Weisera" to przecież czas, kiedy wszystko było możliwe, czas kiedy magia była na porządku dziennym. Obserwujemy wszak, jak Dawid lewituje, oczami Pawła widzimy wybiegających ze zniszczonego eksplozją tunelu Weisera i Elkę, a co więcej, nie wydaje nam się to ani trochę dziwne. Te przeczące zdrowemu rozsądkowi zdarzenia przyjmujemy za możliwe i prawdopodobne, ponieważ wiemy, że dzieciństwo to czas, kiedy wszystko może się wydarzyć. Tylko wtedy jesteśmy pozbawieni narzuconych przez zewnętrzny świat barier i ograniczeń. Jednego dnia możemy stać się Rycerzem Okrągłego Stołu, innego kowbojem podbijającym Dziki Zachód, a jeszcze innego partyzantem walczącym w krzakach obok bloku z przeważającymi siłami "nazistów". Wszystkie te zabawy są traktowane przez nas ze śmiertelną powagą, a granice pomiędzy światem realnym i fantastycznym są wtedy bardzo cienkie i zdarza się, że niekiedy pękają. Taki właśnie dziecięcy świat udało się Marczewskiemu w wiarygodny sposób przedstawić na dużym ekranie. Duża w tym zasługa aktorów i to nie tych znanych i popularnych jak Janda, Kondrat czy Zamachowski, ale tych nieznanych, debiutantów, dzieci. To na nich spoczywa prawie cała akcja filmu. Współczesność to zaledwie niewielka część "Weisera", w której gwiazdy polskiego kina, poza Kondratem, mają do zagrania liczące po kilka zdań kwestie. Nie twierdzę, że źle wywiązują się z powierzonych im ról, ale po prostu w porównaniu do ról dziecięcych ich kreacje są raczej niewielkie. Każdy reżyser, który choć w swojej karierze pracował z dziećmi, wie, jak trudna jest to praca. Twórca musi bowiem przekonać ich do roli, sprawić, żeby uwierzyły, że to, co robią przed kamerą, robią naprawdę. Marczewskiemu udała się również i ta sztuka. Reżyser przyznał, że bardzo długo szukał odtwórców ról dzieci i zależało mu na tym, żeby były to osoby, które w swoim życiu nie miały żadnych, nawet najmniejszych doświadczeń teatralnych, ponieważ chciał, aby były na planie jak najbardziej naturalne i wiarygodne. Zamierzony efekt osiągnął, a dziecięce kreacje w "Weiserze", ośmielę się powiedzieć, są jednymi z najlepszych kreacji aktorskich, jakie mogłem oglądać ostatnio w polskim kinie. "Weiser" Wojciecha Marczewskiego to film bardzo dobry, nietuzinkowy i wartościowy. Oferuje widzom niezapomniane wrażenia i rozrywkę na prawdziwie wysokim poziomie, ale jednocześnie nie jest to obraz trudny, podczas którego oglądania męczymy się, a nasze szare komórki pracują na najwyższych obrotach, usiłując zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. "Weisera" ogląda się z prawdziwą przyjemnością i niezwykłą lekkością, a po projekcji obraz na długo pozostaje w pamięci.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones