Recenzja filmu

Wszystkie kobiety Mateusza (2012)
Artur W. Baron
Teresa Budzisz-Krzyżanowska
Krzysztof Globisz

Powiatowy Don Juan

Erotyczno-komediowe sceny budzą zażenowanie inscenizacyjną nieporadnością, a egzystencjalne rozmowy o czasach, w których "połyka się życie jak hamburgera", a "słowa przysięgi nic już nie
Bohater "Wszystkich kobiet Mateusza", birbant, dusza towarzystwa i niepoprawny kobieciarz nawet po swojej śmierci wciąż pełen jest życia. Film Artura "Barona" Więcka przeciwnie – zdycha, zanim ktokolwiek tchnie w niego duszę. Krakowski reżyser co rusz nie trafia z tonacją, gubi wątki i rytm opowieści, a jego obraz zbudowany jest ze scen pozbawionych tematu i fabularnego celu. 

Historia kochliwego stolarza (Krzysztof Globisz), który pewnego dnia umiera, ale zamiast z pokorą udać się w zaświaty, w snach nawiedza miejscowe kobiety i spełnia ich erotyczne fantazje, mogła być dobrym punktem wyjścia do obyczajowej komedii. Mogła, gdyby reżyserowi wystarczyło poczucia humoru i konsekwencji w budowaniu atmosfery. W obrazie Więcka próżno jednak szukać udanych dowcipów, a gdy tylko film nabiera rozpędu, reżyser zmienia tonację z komediowej na dramatyczną. Kiedy więc zaniepokojeni mężowie zbierają się do tego, by wypowiedzieć wojnę rubasznemu duchowi, Artur Więcek bierze się za bary z psychologicznym dramatem o zdradzanej wdowie (Teresa Budzisz-Krzyżanowska wcielająca się – wbrew sugestii zawartej w tytule – w główną bohaterkę filmu).

Zderzenie obu tych tonacji nie wychodzi filmowi na dobre. Erotyczno-komediowe sceny budzą zażenowanie inscenizacyjną nieporadnością, a egzystencjalne rozmowy o czasach, w których "połyka się życie jak hamburgera", a "słowa przysięgi nic już nie znaczą", wywołać mogą co najwyżej uśmiech politowania. Najgorsza jest jednak fabularna pustka przebijająca z wszystkich filmowych sekwencji. Kolejne sceny pozbawione są rytmu i tempa, a twórcy co i rusz spowalniają i tak już powolną akcję, by kontemplować widoczki: panoramę Cieszyna, rozświetlone okna w blokach czy tłumek kobiet opłakujących tytułowego Mateusza.  

Realizując swój najnowszy film, autor "Anioła w Krakowie" ściągnął na plan świetnych aktorów, operatora i kompozytora. Problem w tym, że z szacownego grona składającego się m.in. z Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, Krzysztofa Globisza, Agaty Kuleszy, Romana Gancarczyka czy Jerzego Treli, we "Wszystkich kobietach…" nikt nie otrzymał roli godnej swojego talentu. A choć fortepian Możdżera cały czas urokliwie sobie plumka, zaś w wielu ujęciach widać operatorski kunszt Sikory, nawet oni nie są w stanie ożywić scenariuszowego trupa, jakim są "Wszystkie kobiety Mateusza", film wewnętrznie pęknięty i pozbawiony wdzięku.
1 10
Moja ocena:
2
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones