Recenzja serialu

Sztorm stulecia (1999)
Craig R. Baxley
Tim Daly
Colm Feore

Złudne nadzieje

Różnie przyjmowane są filmy zrealizowane na podstawie książek Stephena Kinga, bo i różne są gusta. Jednak nikt nie może zarzucić temu twórcy braku wyobraźni, czy też dobrego smaku zarówno w
Różnie przyjmowane są filmy zrealizowane na podstawie książek Stephena Kinga, bo i różne są gusta. Jednak nikt nie może zarzucić temu twórcy braku wyobraźni, czy też dobrego smaku zarówno w dziedzinie pojmowania strachu, jak i dawkowania napięcia. "Sztorm stulecia" opowiada historię małej wysepki w stanie Maine o cichodźwięcznej nazwie Little Tall. Akcja filmu dzieje się w 1989 roku podczas tytułowego sztormu. Dla mieszkańców wysepki coroczna śnieżyca i szaleństwo morza nigdy nie było niczym nadzwyczajnym, jednak po sztormie w 1989 roku, nic już w Little Tall nie pozostało tym samym. W tym właśnie roku, w miasteczku zjawił się tajemniczy gość, którego przybycie stało się początkiem serii tajemniczych morderstw i samobójstw. Reżyser filmu, niejaki Craig R. Baxley, obsadę dobrał tak, by widz nie skupiał się na aktorze, lecz na granej przez niego postaci. Nie zobaczymy więc żadnej wielkiej gwiazdy filmowej, choć może szkoda, bo gra zaangażowanych do filmu aktorów, choć są i wyjątki, przypomina błądzenie w ciemnościach i momentami zupełnie nie przemawia do widza. Najpewniej brak znanej (czyt. dobrej) obsady, wynika nie tylko z zamysłów reżysera, lecz także z faktu, że jest to film nakręcony dla telewizji, więc powstał bez udziału producentów z wypchanymi portfelami. Największą wadą "Sztormu" jest jego długość. Obraz trwa ponad 4 godziny i konia z rzędem temu, kto jest w stanie obejrzeć całość w jedno popołudnie, nie robiąc sobie dłuższej przerwy. Ja rozplanowałem całość na dwa dni, lecz swoje siły przeliczyłem. Film już po pierwszej godzinie staje się nudny. Po drugiej myślimy już o tym, czego się tu napić i z czego będzie się składał nasz podwieczorek, czy też kolacja. Ciągłe przerywniki w postaci rzutu kamerą na szalejący sztorm mogą nas przyprawić o nerwicę i ból głowy. Oprócz obrazu mamy także, rzecz jasna, muzykę i dialogi. Jeśli chodzi o wysiłki Gary'ego Changa, to nie pozostaje tu nic innego do stwierdzenia, jak fakt, iż dźwięki dochodzące do naszych uszu nie są w stanie ani nas poruszyć, ani zaskoczyć. Po prostu nic szczególnego, a będąc złośliwym rzekłbym, że muzyka jest po prostu nudna i nadaje się do słuchania tylko i wyłącznie przy gotowaniu klopsów. Co do dialogów, to jest kilka takich, w czasie których można wyjść na kilka minut, wrócić, a i tak nic konkretnego nas nie ominie. Reżyser uciekł się do taktyki defensywnej i zafundował nam grę na czas. Zdjęcia i efekty specjalne (tutaj słowne nadużycie) nie urzekają nas zupełnie niczym. Ot, takie standardowe filmowanie i parę większych podmuchów wiatru. Reasumując, chciałbym zaznaczyć, że fani ekranizacji powieści Kinga zawiodą się. Może serial ośmioodcinkowy obejrzany w telewizji, jest całościowo lepszy, jednak bardzo w to wątpię. Mimo wszystko jednak polecam Wam ten film, abyście zobaczyli, jak można zepsuć dobry materiał i z ciekawej historii zrobić nudną papkę.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rzecz dotyczy ludzkich, wewnętrznych, tkwiacych gdzieś w podświadomości lęków, strachów i rzec można,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones