Recenzja filmu

Duch w niewidzialnym bikini (1966)
Don Weis
Nancy Sinatra
Boris Karloff

Zły Sherlock Holmes vs Duch w niewidzialnym bikini

Z jakichś nieznanych mi powodów w latach 60. popularność zyskał gatunek zwany beach party movie. Z równie nieznanych mi powodów w szóstej części serii (potrzebowaliśmy aż sześć?), wyprodukowanej
Z jakichś nieznanych mi powodów w latach 60. popularność zyskał gatunek zwany beach party movie. Z równie nieznanych mi powodów w szóstej części serii (potrzebowaliśmy aż sześć?), wyprodukowanej przez zacną wytwórnię filmów klasy B American International Pictures, wystąpili Boris Karloff i Basil Rathbone. Dwie legendy; Potwór Frankensteina i Sherlock Holmes grają w filmie, który współczesnemu widzowi kojarzyć się może już tylko z fabułą odcinka "Scooby-Doo". Niestety bez gadającego psa. 

Bogacz (Karloff) umiera i zostaje odwiedzony w grobie przez ducha swojej  kochanki (w domyśle) z lat młodości. Dziewczyna, ubrana w tytułowe niewidzialne bikini, informuje starca o planie jego byłego adwokata (Rathbone), który pragnie przywłaszczyć sobie jego fortunę, pozbywając się prawowitych spadkobierców. Bikiniduch wyrusza do posiadłości Karloffa, aby pokrzyżować skąpcowi plany. Wydawałoby się, że nawiedzony dom to raczej kiepskie miejsce na imprezę na plaży, ale bez tego nie ma beach party movie, więc okazuje się, że jedna ze spadkobierczyń ma bratanka, który ściąga swoich plażowych kolegów i koleżanki, żeby rozkręcić dziką bezalkoholową imprezę nad basenem o średnicy około pięciu metrów. W międzyczasie toczy się intryga, w która wkręca się Rathbone, Bikiniduch i nie wiedzieć dlaczego córka Franka Sinatry(?).

Jak można się zorientować, nie jest to produkcja wysokich lotów. Podgatunek, jaki reprezentuję, jest tak wyspecjalizowany, że aż trudno uwierzyć w jego istnienie. Jeszcze mniej więcej rozumiem surf movies, ponieważ fabułę można oprzeć o jakiegoś rodzaju zawodu lub coś w tym stylu, ale beach party? Małe tu pole do popisu. Wspomniałem wcześniej o "Scooby-Doo" i właśnie to tutaj mamy. Komedia slapstickowa połączona z wątkiem paranormalnym. Słowa "komedia" używam w najszerszym z możliwych znaczeń ponieważ 90% dowcipów sczerstwiała przez lata, a i tak 89% z nich było już pewnie czerstwe w dniu premiery.

Jednak nieśmieszność i przewidywalność filmu nie muszą oznaczać, że źle się go ogląda. W tym przypadku jest wręcz przeciwnie. Film ma tyle dziur, dowcipy są tak kiepskie, bohaterowie tak płytcy, że aż nie mogłem oderwać oczu. Rathbone i Karloff są tutaj już wiekowi i pewnie nakręcili ten film, bo już im nie zależało albo przypiliło ich z finansami, jednak ich obecność przyciąga uwagę. Obaj odgrywają swoje role (napisane okrutnie, ale co tam) jak profesjonaliści i przynajmniej nie widać na ich twarzach miny w stylu "CO JA TU ROBIĘ" jak w przypadku innych produkcji, w których byli zmuszeni się pojawiać.

Film polecam, jeśli macie zapas alk. i znajomych, którzy potrafią złapać dystans do filmów. Warto też zobaczyć dla dwóch legend horroru w schyłkowych latach, jako ciekawostkę w ich filmografiach. 
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones