Recenzja filmu

Dom latających sztyletów (2004)
Yimou Zhang
Takeshi Kaneshiro
Andy Lau

Zasadzka z 10 stron

Kiedy w 2002 roku na ekranach światowych kin zagościł <a href="http://hero.filmweb.pl/Hero,%282002%29,o,filmie,Film,id=35798" class="n"><b>"Hero"</b></a> widzowie i krytycy oniemieli. Oto jeden z
Kiedy w 2002 roku na ekranach światowych kin zagościł "Hero" widzowie i krytycy oniemieli. Oto jeden z najciekawszych i najlepszych chińskich reżyserów, któremu popularność przyniosły poruszające dramaty takie jak "Zawieście czerwone latarnie", czy "Droga do domu" zrealizował pierwsze w swojej karierze widowisko z gatunku wuxia pian, które zachwyciło publiczność nie tylko ciekawą, przywodzącą na myśl "Rashomona" fabułą, ale przede wszystkim pięknymi zdjęciami, zapierającymi dech w piersiach scenami walk i umiejętnym wykorzystaniem kolorów. Zachęcony sukcesem "Hero", który w 2003 otrzymał nominację do Złotego Globu i Oscara, Yimou bardzo szybko podjął decyzję o realizacji kolejnego filmu z gatunku wuxia - "Shi Mian Mai Fu", który na polskie ekrany wchodzi pod tytułem "Dom latających sztyletów". Od razu muszę was uprzedzić, że choć "Hero" i "Dom latających sztyletów" należą do tego samego gatunku to jednak są to dwa różne filmy. Pierwszy z nich poza tym, że oferował wspaniałe sceny walki był również filozoficzną rozprawą na temat władzy i odpowiedzialności, która przez niektórych krytyków została odebrana jako pochwała totalitaryzmu. W "Domu latających sztyletów" nie znajdziemy ani scenariuszowej głębi, ani nawet kontrowersyjnego tematu. Najnowszy film Zhanga Yimou to dramatyczna historia miłosna, zachwycająca od strony wizualnej i technicznej, ale niestety fabularnie pusta, a niekiedy wręcz głupawa. Rzecz dzieje się w roku 859 w Chinach. Wspaniała niegdyś dynastia Tang chyli się ku upadkowi, rząd jest skorumpowany a kraj wstrząsany lokalnymi buntami. Najpotężniejszą z grup rebeliantów jest tytułowy "Dom latających sztyletów", która popularność wśród ludzi zdobyła tym, że to co zrabowała bogatym rozdawała biednym. Dwaj policjanci - Leo (Andy Lau) i Jin (Takeshi Kaneshiro) mają dziesięć dni by odnaleść kryjówkę buntowników. W tym celu pragną wykorzystać niewidomą kurtyzanę (Zhang Ziyi), którą uważają za córkę zabitego niedawno przywódcy Domu Latających Sztyletów. Wierzą, że dzięki niej będą w stanie dotrzeć do ich siedziby. Niestety, ich plany pokrzyżuje... miłość. "Dom latających sztyletów" to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych filmów, jakie oglądać możemy na naszych ekranach. Obraz zrealizowany w większości na Ukrainie zachwyca kolorystyką, choreografią walk i... tańca, cudownymi zdjęciami, kostiumami i wspaniałą muzyką autorstwa Shigeru Umebayashi. I to dzięki nim jesteśmy w stanie w miarę bezboleśnie przebrnąć przez mielizny i naiwności scenariusza, których w najnowszym dziele Zhanga Yimou, niestety, nie zabrakło. Do połowy opowieść rozwija się sprawnie i mimo kilku niefortunnych dialogów ogląda się ją z dużym zainteresowaniem. Od połowy fabuła zaczyna się jednak gmatwać. Bohaterowie zmieniają fronty, okazują się być kimą innym niż podejrzewaliśmy na początku, a historia staje się nie dość, że naiwnie melodramatyczna, to jeszcze absurdalna, co sprawia, że publiczność wybucha śmiechem w sytuacjach, w których na pewno nie życzyliby sobie tego twórcy, nawet podczas naprawdę tragicznego finału. Sytuacji nie poprawia fatalne polskie tłumaczenie, które niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia. Kiedy jeden z bohaterów mów do niewidomej dziewczyny - "zaraz zobaczysz, co robimy z tymi, którzy nie chcą mówić" - trudno powstrzymać się od śmiechu. Takich kwiatków jest niestety więcej. Siłą "Domu latających sztyletów" jest strona wizualna filmu. W wielu scenach reżyserowi udało się zawrzeć to, co wielu z nas określa "magią kina". Zapatrzeni w ekran zapominamy o bożym świecie, a po zakończeniu seansu chcemy by rozpoczął się od nowa byśmy jeszcze raz mogli obejrzeć wspaniałą zabawę w "echo" i następujący po niej pojedynek w Domu Piwonii, potyczkę w bambusowym gaju, czy wreszcie finałową walkę w trakcie której piękna, kolorowa jesień przechodzi w zimę. Podobnie jak w "Hero", również w "Domu latających sztyletów" walki, za których choreografię odpowiedzialny jest Siu-Tung Ching, współtwórca sukcesu "Shaolin Soccer", zostały sfilmowane bardzo dobrze. Zhang Yimou umiejętnie korzysta ze zwolnionych ujęć i montażu, dzięki czemu możemy podziwiać niesamowite, przeczące prawom fizyki pojedynki. W porównaniu do "Hero" potyczki w "Domu latających sztyletów" są bardziej brutalne i nie pozbawione krwi, która niekiedy leje się naprawdę gęsto. "Dom latających sztyletów" to w moim przekonaniu film, który po prostu trzeba zobaczyć i do tego koniecznie w kinie z dobrym dźwiękiem. Jeśli przymkniecie oczy na niedoskonałości scenariusza oraz niefortunne dialogi i na dwie godziny poddacie się zachwycającej wizji wykreowanej przez reżysera na pewno nie będziecie zawiedzeni.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Możecie powiedzieć, że chińskie nazwiska nic wam nie mówią. Fakt, mi również, ale to jedno warto już... czytaj więcej
"Dom latających sztyletów" był długo oczekiwanym filmem Zhang Yimou, reżysera "Hero". Wszyscy byli... czytaj więcej
Jest rok 859. Chińska dynastia Tang lata świetności ma już za sobą. Dziś chyli się ku upadkowi. W kraju... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones