Recenzja filmu

Pręgi (2004)
Magdalena Piekorz
Michał Żebrowski
Jan Frycz

Światy równoległe

Magdalena Piekorz - autorka wielokrotnie nagradzana filmów dokumentalnych ("Dziewczyny z Szymanowa" - Brązowy Lajkonik na XXXI Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Krótkometrażowych w
Magdalena Piekorz - autorka wielokrotnie nagradzana filmów dokumentalnych ("Dziewczyny z Szymanowa" - Brązowy Lajkonik na XXXI Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Krótkometrażowych w Krakowie; serial "Chicago") i jej już słynny debiut fabularny: "Pręgi" ("Złote Lwy" na 29-tym Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni oraz wyróżnienia za dźwięk, zdjęcia, kostiumy, nagroda publiczności, najdłużej oklaskiwany film i wreszcie Polski kandydat do Oskara)... Jako rzecze copywriter w reklamie pewnego piwa: "Nie ważne'. To jeszcze nie powód, aby iść na film, widziałem już wiele nagrodzonych gniotów. A tak w ogóle, nie chodźcie do kina! Już po pierwszych minutach filmu dotarło do mnie, że kameralna widownia (połowa sali świeci pustkami) może jedynie pomóc w odbiorze. Po lekturze recenzji prasowych nastawiłem się na ostry film i seryjne sceny przemocy fizycznej. W końcu reżyserka jest dokumentalistką. Potrafiłaby rzucić na ekran obrazy w stylu krwawego realisty show albo pójść w ślady Mela Gibsona, który w swojej "Pasji" na skórze Jamesa Caviezela pozostawił niewiele "wolnego miejsca". Otóż nic bardziej mylnego. Ostrych scen tu w zasadzie nie ma, a już na pewno nie ma mowy o epatowaniu przemocą. Jeżeli p. Piekorz coś skądś ściągnęła, to tylko podkład dźwiękowy ze "Wzgórza nadziei" Anthony'ego Minghella (czy ktoś jeszcze pamięta ten film z Nicole Kidman, Jude'em Law i Renée Zellweger sprzed roku?). To właśnie ów szum - przeciągłe, odległe wycie wiatru - wprowadza niemal niezauważalnie w atmosferę filmu. W tym zimnym, surowym poszumie przed oczami rysuje nam się obraz życia kilku-, kilkunastoletniego chłopca (dobra, oszczędna, z dystansem zagrana kreacja Wacka Adamczyka). Środek lat 80-tych. Wojtek po śmierci matki wychowywany jest twardą, ojcowską ręką. Poszczególne sceny odsłaniają nam niewesołe położenie chłopca. Dom - ojciec (Jan Frycz), który nie zna innego sposobu na kontakt z synem niż poprzez zastraszenie i pejcz. To nie jest nawet sadyzm. To źle pojmowana miłość rodzicielska trudna do zaakceptowania przez małego chłopca. Szkoła - całkowite wyobcowanie wśród kolegów. Poza tym żaden nauczyciel nie zadaje sobie trudu, aby dotrzeć do prawdziwych powodów złych stopni Wojtka. Chłopak w końcu jest zadbany i nie widać żadnych oznak przemocy. Podwórko - porozumienie z rówieśnikami może nastąpić tylko na płaszczyźnie wspólnych problemów rodzinnych: "Co, twój ojciec też cię leje?". Kościół - tu już nawet szkoda słów (scena przy konfesjonale). Mały Wojtuś przygląda się temu i coraz bardziej zamyka w sobie. Narasta napięcie, którego kulminacja przypada na bardzo wzruszającą scenę fenomenalnie(!) zagraną przez Jana Frycza - scenę kończącą pierwszą część filmu. Kończy się dzieciństwo. Od teraz Wojtek to już Michał Żebrowski. (Zdecydowanie inna rola niż te, do których nas ostatnimi czasy przyzwyczaił). Główny bohater ma lat 30. Jest dojrzalszy, ale czy zdążył pozbyć się skorupy, która obrosła zabliźnione pręgi z dzieciństwa? Czy jest w stanie sobie z tym sam poradzić? Co więcej, czy mimowolnie nie upodabnia się do ojca... Na horyzoncie pojawia się Tatiana (Agnieszka Grochowska). Akurat tak się składa, że, mniej więcej, należę do pokolenia Wojciecha (tak samo zresztą jak i reżyserka). Mam nieodparte wrażenie, że to wreszcie polski film dla nas. W właściwie: przez nas, o nas, dla nas. Trudno mi było nie dostrzec wspólnych wątków z Wojtkiem: muzyka (ja też kiedyś mozolnie spisywałem teksty piosenek z magnetofonu), nieciekawa sceneria lat 80-tych, współczesne, cyniczne trochę nastawienie do świata, poszukiwanie jakiegoś swojego, sensownego miejsca na ziemi. No i wreszcie dzieciństwo. Lepsze czy gorsze, ale to właśnie ono nas ukształtowało - z tym bagażem musimy się zmagać przez całe życie. Myślę, że w ogóle Wojtek to też trochę metaforyczne przedstawienie całego pokolenia dzisiejszych 25-35-latków. Coraz częściej żyjemy obok siebie, samotnie. Szczelnie na zewnątrz ogrodzeni ostrokołem. Bo niby do czego nam potrzebny drugi człowiek - przyleci, odleci tylko nabrudzić potrafi, jak gołębie za oknem. Wciąż trudniej przebić się przez nasz pancerz. Na wierzchu i owszem gładki, lśniący i trochę niewidoczny pod modnym ciuchem, ale niech tylko ktoś spróbuje sforsować tę zbroję - oj, ciężko się pokaleczy o ostre krawędzie. Nie ma szans na prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem - trzeba się do niego najpierw włamać. Takie chodzące światy równoległe. Brr! Zrobiło się poważnie. No, ale ten film taki po prostu jest. Jeżeli chcecie rozrywki, to idźcie zwyczajnie do kina. A! I nie zapomnijcie kupić dwóch wiader popcornu, żeby papka z ekranu była bardziej przyswajalna. Jeżeli jednak chcecie się dowiedzieć czegoś o sobie, to idźcie specjalnie na ten film! A po seansie warto jeszcze przez chwilę się zamyślić, poczekać aż ta połowa widowni z pustymi wiadrami opuści salę. Aby wtedy pomału, niespiesznie, w rytmie ostatnich napisów i z niechęcią znów powrócić do swego świata równoległego. A nuż linie równoległe jednak przetną się z trzaskiem, tak jak to miało miejsce na ekranie... Uuuu! Teraz to już przesadziłem. Odstraszyłem chyba ostatnich niezdecydowanych to może jeszcze kilka konkretnych powodów, aby obejrzeć "Pręgi": 1. Najważniejsze: ten film jest po prostu ciekawy - fabuła jest naprawdę wciągająca, nie jest to typowa dla polskiego kina. Historia opowiedziana sprawnie i bez niepotrzebnych przestojów. Miałem wrażenie, że projekcja trwa niespełna godzinę; 2. Wielkie oklaski dla Jana Frycza. Świetnie zagrał dwoistość natury: ojciec/treser-wychowawca; 3. Podobała mi się w tym filmie taka przestrzeń - jest miejsce na przemyślenia, ekran nie przytłacza, napięcie i nastrój nie osaczają widza - raczej inspirują do zadumy. Reżyser nie zaciska na siłę pętli wokół naszej szyi, jak np. u Larsa von Triera 4. No i scena Wojtka i Tatiany w restauracji - no niech ktoś zaprzeczy, że nie jest rewelacyjna! Z początku trochę nie pasowała mi Grochowska do roli stanowczej panienki, która musi gołymi piąstkami rozwalić pancerz swojego rycerza z bajki. Jednak te wielkie, czarne oczy i równie wielkie łzy (...). Komplecik, który rozpuściłby najgrubszą zbroję z kwasoodpornej blachy. To jedna z bardziej ujmujących scen, jakie ostatnio udało mi się obejrzeć w kinie. No i Żebrowski - co jak co, ale wiersze czytać on potrafi. 5. Bardzo dobrze, że reżyserka nie poszła na łatwiznę i nie pojechała retrospekcją - wyraźnie odcięte od siebie dwie części myślę, że były dobrym wyborem; 6. Jak na ubogość środków (wręcz niskobudżetowość), film jest fantastyczny. Po prostu idźcie na "Pręgi"!... Choćby tylko dlatego, by sprawdzić to, co ja tutaj powypisywałem. No i jeszcze jeden wątek: kandydatura do Oskarów. Nie ma się co podniecać - to nie film wygrywa, ale kasa, którą wyda się na jego promocję. Myślę, że nominacja do Oskara obcojęzycznego to bardzo trudny, choć osiągalny szczyt możliwości. Warto by było, żeby film obejrzało trochę więcej widzów niż kilkadziesiąt, może kilkaset (oby!) tysięcy tu nad Wisłą. Chociaż z drugiej strony, czy nie uważacie (pytanie do tych, co już obejrzeli), że "Pręgi" są zbyt mocno osadzone w polskich realiach? Czy zainteresują obcokrajowca? Czy są na tyle uniwersalne? Pomijając kwestię gry polskich słów: wiatrak-wiatrak i Wojciech-W(ojciec)h. W tym roku obejrzałem już dwa naprawdę udane polskie produkcje: "Vinci" Juliusza Machulskiego i właśnie "Pręgi". Czyżby nasza kinematografia wreszcie odbijała się od dna? Gdyby jeszcze chociaż jeden z filmów z tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni okazał się filmem dobrym, to już byłoby coś. Zostały mi jeszcze: "Mój Nikifor" Krzysztofa Krauze, "Ono" Małgorzaty Szumowskiej i "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego. Zacieram ręce z niecierpliwości. Nie chodźcie do kina! Idźcie na "Pręgi", bo warto!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Żyjemy w społeczeństwie etykiet, które przylepiamy bez większego zastanowienia. Morderca, wyrodny syn,... czytaj więcej
Na noszony przez ostatnie tygodnie na rękach przez krytyków i jurorów "Pręgi" szedłem z dużą ochotą.... czytaj więcej
Dobra historia to dobry film. Zapewne jest to jakieś uproszczenie, ale coś w tym jest. Historia - sama w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones