Recenzja filmu

Za linią wroga (2001)
John Moore
Gene Hackman
Owen Wilson

Amerykanin poszedł na wojnę

O ile "Za linią wroga" od strony technicznej jest bez zarzutu, o tyle fabuła pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie drażni nadęty ton opowieści. Ostatnie 10 minut jest wręcz nie do zniesienia
Amerykanie jako naród zawsze mieli pewne skłonności do gloryfikowania samych siebie i starali się - jako potomkowie i dziedzice kultury europejskiej - stworzyć własną mitologię z własnymi bohaterami i legendami. Ich inspiracją stały się wielkie wojny - wojna secesyjna, II Wojna Światowa, wojna w Wietnamie. W amerykańskiej kinematografii powstał nawet specjalny typ bohatera - żołnierza walczącego z wrogiem nie tylko o własne życie, ale i o sprawiedliwość.
Taki typ postaci prezentuje Chris Burnett, główny bohater filmu "Za linią wroga" Johna Moore'a. Chris to pilot amerykańskiej marynarki wojennej. Młody, pełen odwagi i chęci działania uważa żołnierski dryl za nieskończenie nudny i do niczego niepotrzebny. Dlatego też składa rezygnację na ręce swego dowódcy, zasadniczego admirała Reigarta (Gene Hackman). W Boże Narodzenie Burnett zostaje wysłany w ostatnią, rutynową misję. Niespodziewanie jego samolot zostaje zaatakowany i zestrzelony. Pilot w ostatniej chwili się katapultuje, ratując życie. Jego sytuacja nie jest jednak godna pozazdroszczenia - znajduje się zupełnie sam za linią wroga. Może liczyć tylko na umiejętności nabyte podczas służby i instynkt. Musi przedrzeć się przez dziki górski teren do bezpiecznego miejsca, z którego mogą go zabrać sprzymierzeńcy. Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Tropem Burnetta podążają dwaj bezwzględni mordercy, którym przewodzi demoniczny Lokar, dowódca wrogiego oddziału. Intryga filmu nie jest szczególnie oryginalna, ale i niezupełnie banalna. Bohaterem nie jest - jak do tej pory bywało - niezwykły, silny i twardy mężczyzna, ale przeciętny, zapatrzony w siebie Jankes. Chciałby dokonać czegoś wielkiego, wsławić się męstwem i bohaterstwem, ale nie wie jak tego ma dokonać. Prawdziwym "twardzielem" jest jego dowódca, admirał Reigart, który mimo zachowywania pozorów niezwykłej surowości i niedostępności bardzo przejmuje się losami swych żołnierzy.
W trakcie filmu więź między tymi dwoma bohaterami ulega zmianie, wzmocnieniu. Początkowa nieufność i być może nawet niechęć zostają zastąpione przez zaufanie i wzajemny szacunek. Nie jest to typowa zależność "mistrz-uczeń", ale bardzo ją przypomina. Niewątpliwie największym atutem filmu są fantastyczne zdjęcia. Szybkie cięcia nadają tempo akcji, jednak ani na chwilę widz nie traci wątku. Praca kamery nie jest przypadkowa. Wszystkie ujęcia zostały zaplanowane z iście szwajcarską precyzją. Kamera chwilami zastyga, chwilami wręcz biegnie za bohaterem. Gdy pokazuje świat jego oczami, przekazuje także jego emocje na przykład poprzez drżenie. Dzięki temu widz ma wrażenie współuczestniczenia w akcji.
Aktorsko też jest nieźle. Gene Hackman ("Podejrzany", "Wróg publiczny") po raz kolejny udowadnia swoją wielką formę aktorską. Jego postać, admirał Reigart, to dowódca, który ma na celu przede wszystkim "dobro swoich ludzi", jak mówi Hackman. Gdy zwierzchnicy nie pozwalają mu zorganizować akcji ratunkowej, Reigart ryzykuje swoją karierę, aby pomóc Burnettowi. Aktor pokazał rozterki swego bohatera w sposób umiejętny i jednocześnie bardzo dyskretny. Podobał mi się także Joaquim de Almeida ("Desperado") grający admirała Juana Miguela Piquet, który z racji swego stanowiska nie musi się sprzeciwiać poczynaniom Reigarta. Między obydwoma postaciami istnieje pewna tajemnicza więź - wzajemnego szacunku i rywalizacji.
Słabo z kolei wypadł Owen Wilson ("Poznaj mojego tatę", "Kowboj z Szanghaju"), który grał zupełnie nieprzekonująco. W pierwszych scenach, jeszcze na lotniskowcu wypadł dobrze jako pełen optymizmu, pewny siebie amerykański chłopiec. W późniejszych scenach Wilson zdaje się gubić. Nie do końca rozumie, co się dzieje z jego bohaterem. Przemiana, swoiste dojrzewanie, które w nim zaszło, jest w wykonaniu aktora nieprzekonujące, gdyż nie jest rozłożone w czasie. Wygląda na to, że Burnett zmienia się nagle, w ciągu minuty. Wyraźnym niedociągnięciem, jakie można zaobserwować w filmie, jest zaskakująca... zmienność pogody. Akcja ma miejsce w grudniu, zdjęcia powstawały w okolicach Bratysławy, gdzie była wiosenna aura. Mimo że przywożono ciężarówkami śnieg na plan wyraźnie widać różnicę między kolejnymi scenami. Słowacja, która "udaje" Bałkany, ma podobny klimat do naszego, więc polski widz na pewno nie da się oszukać, że zimą rosną w lesie przebiśniegi.
O ile "Za linią wroga" od strony technicznej jest bez zarzutu, o tyle fabuła pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie drażni nadęty ton opowieści. Ostatnie 10 minut jest wręcz nie do zniesienia patriotyczne. Można powiedzieć, że zakończenie jest "amerykańskie do bólu". Mimo to bardzo polecam ten film. "Za linią wroga" to mocne kino sensacyjne ze znakomitą oprawą techniczną.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones