Recenzja wyd. DVD filmu

Żywot Briana (1979)
Terry Jones
Graham Chapman
John Cleese

Anta - Pasja

Czyli "Anty-Pasja": zachęcony frekwencyjnym sukcesem "Pasji", szybko reagujący dystrybutor proponuje nam komediowe antidotum na monumentalną powagę i krwawe dostojeństwo filmu Mela Gibsona. Czy
Czyli "Anty-Pasja": zachęcony frekwencyjnym sukcesem "Pasji", szybko reagujący dystrybutor proponuje nam komediowe antidotum na monumentalną powagę i krwawe dostojeństwo filmu Mela Gibsona. Czy strzał okaże się celny, zadecyduje publiczność, choć tłumów przed kasami nie przewiduję: klasyczny kawałek "Monty Pythona" ma już ćwierć wieku, był pokazywany kilkakrotnie w telewizji i nawet jeszcze teraz jest dostępny na kasetach wideo. W pierwszej scenie Trzech Mędrców (nie Królów!) przybywa do stajenki, w której leży nowonarodzone niemowlę, ale, wbrew pozorom, nie jest to przyszły Zbawiciel (znajdujący się w sąsiedniej stajence), lecz malutki Brian Cohen. Mędrcy, odkrywszy pomyłkę, szybko się wycofują, zabierając wręczone wcześniej matce dzieciątka dary. Nie będzie to jednak ostatnie nieporozumienie, którego ofiarą padnie w swoim życiu Brian. W 33 lata później Brian, pracując jako sprzedawca "pogryzaczy" na trybunach Colosseum, poznaje grupę (tyleż fanatycznych, co indolentnych) bojowników o wyzwolenie Judei. Ponieważ szczerze nienawidzi Rzymian (zwłaszcza po tym, jak jego wiedźmowata matka wyznała mu, że jego prawdziwym ojcem był rzymski centurion), a w skład grupy wchodzi pewna wojownicza, ale bardzo urodziwa feministka, postanawia się do bojowników przyłączyć. Pierwsze zadanie (wymalowanie hasła "Rzymianie do domu!" na murach pałacu Poncjusza Piłata) wypełnia nadspodziewanie dobrze (głównie dzięki pomocy dbałego o poprawność gramatyczną napisu rzymskiego żołnierza). Drugie (porwanie żony Piłata), wykonywane z udziałem pozostałych członków terrorystycznej grupki, wychodzi znacznie gorzej - i wtedy to Brian staje po raz pierwszy przed obliczem wyfiokowanego i sepleniącego imperatora. Udaje mu się szczęśliwie uciec, ale wkrótce potem, po serii niezwykłych przygód (z lotem kosmicznym statkiem - aluzja dla właśnie powstałych "Gwiezdnych Wojen" - włącznie) zostaje pomyłkowo wzięty za wielkiego proroka i mesjasza. Zaś przed uwielbieniem tłumu nie ma już ucieczki... Ta nieco bluźniercza komedia (losy Briana układają się paralelnie do losów Chrystusa) wciąż, mimo upływu lat, wydaje się świeża i zabawna. Może dlatego, że jej intencją nie jest wyśmiewanie religii, ale: po pierwsze (i mniej istotne) - ukazanie świata, którym rządzą reguły show-biznesu (bardzo aktualne!), a po drugie (i ważniejsze) - wykpienie stadności ludzkich zachowań oraz nieuleczalnej potrzeby posiadania zbawcy, potrzeby wiary w cokolwiek i kogokolwiek (a tu jest już aktualne wprost niezwykle: nie musimy sięgać daleko, aby znaleźć stosowne przykłady). Jak na Monty-Pythonowców (którzy pracowali głównie dla telewizji, gdzie nabrali złego nawyku "skeczowości") historia jest bardzo spójna: rzadko zdarzają się tu scenki, które choć same w sobie zabawne, opóźniają rozwój akcji, co było zmorą ich wcześniejszych, wielkoekranowych produkcji. Żarty są wprawdzie nierówne (niektóre wydają się zbyt rozwlekłe), ale zdarzają się wśród nich prawdziwe perełki pomysłowości, inteligencji i wyobraźni, a przeciętny poziom humoru jest o niebo wyższy od współcześnie realizowanych komedii. Jest to humor "degradacyjny", godzący w pompatyczność i celebrę, ale to jeszcze nie powód, by wytaczać przeciwko filmowi ciężkie dzieła w rodzaju: "niesmaczna parodia losów Chrystusa", "obrzydliwa profanacja" itp. - a takie były już w użyciu, gdziekolwiek "Żywot Briana" się pojawiał (bodajże w Norwegii - jeśli się nie mylę -dystrybucja została nawet wstrzymana). Od początku zresztą, jeszcze na etapie produkcji, nie miał on łatwego życia i gdyby nie awaryjne finansowe wsparcie George'a Harrisona (tego z The Beatles), zapewne w ogóle by nie powstał. Gdy już wszedł na ekrany, natychmiast pod kinami pojawiały się pikiety, ważni dostojnicy kościelni słali listy protestacyjne itd. Mnie taka reakcja wydaje się grubo przesadzona, ale przyznaję, że niektóre sceny, zwłaszcza finałowa, w której grupa ukrzyżowanych mężczyzn śpiewa wesolutką, hurraoptymistyczną piosenkę ("Zawsze szukaj jasnej strony życia"), mogą urazić czyjeś uczucia religijne. Na to jest tylko jedna rada - nie iść do kina.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bo życie ma coś z absurdu i zawsze kończy je śmierć. Więc skłoń się, gdy opada kurtyna, zapomnij o swych... czytaj więcej
Członkowie Monty Pythona, po udanym poszukiwaniu Świętego Graala wzięli się za coś kontrowersyjnego.... czytaj więcej
Długo trwało, nim wpadłem na pomysł, jak napisać tę recenzję. W końcu nastąpił ten cudowny rozbłysk... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones