Dla dzieci małych i dużych

Lato w pełni. Nadszedł czas urlopów i końca szkoły. Szare komórki idą na zasłużony odpoczynek. Wszyscy chcą się zrelaksować, rozerwać i nabrać sił. Michael Bay swą najnowszą superprodukcją
Lato w pełni. Nadszedł czas urlopów i końca szkoły. Szare komórki idą na zasłużony odpoczynek. Wszyscy chcą się zrelaksować, rozerwać i nabrać sił. Michael Bay swą najnowszą superprodukcją wychodzi naprzeciw wszystkim tym oczekiwaniom. "Transformers: Zemsta upadłych", bo o niej mowa, idealnie wpasowuje się w typowo letnie kino. Dostarcza ponad dwie godziny najwyższej klasy rozrywki i dodatkowo pozwala starszym widzom znów wrócić do lat dzieciństwa. Sam Witwicky, po ocaleniu naszej planety, wrócił do normalnego życia. Zresztą układa mu się ono bardzo dobrze. Dalej spotyka się z Mikaelą i zdał na studia. Tymczasem Autoboty razem z armią ścigają, rozsiane po całym świecie, ostatnie Deceptikony. Podczas pościgu w Szanghaju jeden z Deceptikonów zapowiada powstanie Upadłego. Jego słowa okazują się prawdą i wkrótce wojna między dwoma grupami robotów rozpoczyna się od nowa. Sam i Mikaela ponownie zostają w nią wplątani i odegrają w niej kluczową rolę... Pierwsza część "Transformers" była skazana na sukces jeszcze przed premierą. Zgodnie w przewidywaniami zarobiła krocie i dostarczyła widzom rozrywki na bardzo dobrym poziomie. Dodatkowo przy całej swej widowiskowości udanie przeniosła na duży ekran Optimusa, Megartona i całą resztę robotów. Realizacja sequela była więc pewna. Wkrótce został on oficjalnie potwierdzony. Michael Bay zapowiedział natomiast obraz jeszcze efektowniejszy niż pierwowzór. Jak się okazało, Bay nie rzucał słów na wiatr. Zastosował  bowiem często wykorzystywaną w kontynuacjach zasadę: "więcej, mocniej, szybciej". W rezultacie efekty specjalne i dźwiękowe wgniatają po prostu w fotel. Po pierwsze mamy znacznie większą ilość robotów niż w pierwszej odsłonie. Sekwencje walk i pościgów również biją na głowę ich odpowiedniki z pierwowzoru. Już pierwszy pościg w Szanghaju nokautuje decydującą bitwę z "jedynki". Później jest tylko lepiej. "Zemstę upadłych" spokojnie można porównać do tortu nafaszerowanego akcją. Jego wisienkę stanowi natomiast leśne starcie Optimusa z trójką Deceptikonów. W  mojej opinii to najlepsze sceny tego filmu. Sama realizacja scen walk też zasługuje na pochwałę. Ujęcia są szybkie i dość ostre. Zabieg ten sprawia, że tylko one wzmacniają i dodatkowo dynamizują kadry, które i tak zapierają dech. Równocześnie Bay dowiódł, że naprawdę potrafi zrobić porządny obraz akcji. Nagromadzenie wybuchów, walczących postaci i pościgów jest niebywałe, a mimo to na ekranie chaosu nie uświadczymy. Oczywiście pierwszoplanową rolę w "Zemście upadłych" gra strona audiowizualna. Zresztą podobnie było w pierwszej odsłonie. Fabuła jest zepchnięta na dalszy plan i poprowadzona w sposób mający dostarczyć obrazu jak najwięcej potyczek. Niektórym ten fakt z pewnością będzie przeszkadzał. Osobiście jednak nie mam żadnych zastrzeżeń. Efekty specjalne są kapitalne. Można więc w pełni delektować się popisami Autobotów i Deceptikonów. Również efekty dźwiękowe robią wrażenie. Świetnie uzupełniają obraz, zwłaszcza podczas bitew. Jednak, aby w pełni uświadczyć ich walory, trzeba wybrać się do kina. Na komputerze bądź później na DVD stracą one raczej sporo swej mocy. Skoro już jestem przy oprawie dźwiękowej, pora wspomnieć o muzyce. Steve Jablonsky dobrze wywiązał się w powierzonego mu zadania. Jego ścieżka dźwiękowa nie będzie hitem rozpoznawanym w mgnieniu oka, jednak pasuje idealnie do letniego hitu. Gdy trzeba kawałki są dynamiczne, gdy sceny są wolniejsze, zwalnia też muzyka. Oczywiście pojawiają się też motywy znane z części pierwszej. Muzyki podczas seansu słuchałem z przyjemnością. Aha prawie zapomniałem! Sympatycy mocniejszych brzmień też znajdą coś dla siebie. Niestety będą musieli poczekać do napisów końcowych. Otwiera je "New Divide" zespołu Linkin Park. Choć nie jestem fanem kapeli, muszę przyznać, że ten kawałek wpasowuje się w nie całkiem dobrze. Pora wspomnieć co nieco o aktorstwie. Shia LaBeouf dowiódł, że do serii "Transformers" pasuje idealnie. Drugi raz zaliczył przekonujący występ. Dobrą formę potwierdził zwłaszcza podczas scen humorystycznych. Zastosował w nich mimikę znaną z serialu "Świat nonsensów u Stevensów". Doświadczenie w nim zebrane z pewnością pomogło mu wypaść wiarygodnie. Równie dobry talent komediowy pokazał John Turturro. Z pewnością mógłby spróbować kariery komika. Natomiast mam problem jak zaklasyfikować występ Megan Fox. Sama jej gra jest bez zastrzeżeń, zresztą Mikaela niewiele mówi. Jednak jej rolę spokojnie idzie podciągnąć pod stronę audiowizualną. W kilku ujęciach widać ewidentny, cyfrowy tuning jej sylwetki. Prawdę mówiąc te zabiegi twórców uważam za zbędne. Megan Fox jest i tak seksowna bez cyfrowej obróbki. Nie zmienia to jednak faktu, że przyjemnie się patrzy na jej podrasowane kształty. Z pewnością wielu facetów poszło na film tylko po to, by sobie na nią popatrzeć. W poprzednim akapicie napomknąłem o scenach komediowych. Poświęcę więc teraz im dwa słowa. Humoru jest w tym obrazie naprawdę sporo. W kilku miejscach bazuje on na seksie, co może nie spodobać się niektórym widzom. Jednak idąc jeszcze w stronę kina nastawiłem się na możliwość tego typu gagów, więc mi one nie przeszkadzały (wyjątek zbliżenie tyłka Turturro). Zresztą nie tylko mi. Wszystkie osoby zgromadzone na moim seansie parskały śmiechem raz za razem i czyniły to wtedy, gdy rzeczywiście powinny tak reagować. Tak więc humor zdaje raczej egzamin. Filmy Bay'a uważam za podobne do obrazów Rolanda Emmericha. Zbieżność zachodzi nie tylko jeśli chodzi o zapierające dech efekty specjalne, ale także w sferze patetyczności. Oczywiście tego elementu również w "Zemście upadłych" nie zabrakło. Jednak zostałem pozytywnie zaskoczony. Podniosłych, niezwykle drażniących fragmentów jest mniej niż się spodziewałem. Bay albo wychodzi z formy, albo zmienia styl. Jednak, niezależnie od przyczyny, niech ten stan trwa jak najdłużej. Zmniejszenie ilości tego elementu wychodzi bowiem filmowi na dobre. Wypada też pochwalić reżysera, że mimo niskiej kategorii wiekowej wplótł do fabuły garstkę mocniejszych akcentów. Mamy więc kilka siarczystych przekleństw (ich obecność naprawdę mnie zaskoczyła) oraz pokazanych zgonów. Chodzi oczywiście o sceny śmierci Deceptikonów. Opłakiwać więc nie ma kogo, niemniej dosadniejsze ukazanie śmierci nawet czarnych charakterów zasługuje na uwagę. Reszta mocnych stron i niestety mankamentów związana jest z samymi robotami. Największym plusem jest postać Optimusa. Przywódca Autobotów pcha ten obraz zdecydowanie naprzód. Podczas walk w lesie i Egipcie był po prostu fenomenalny. Ten mój zachwyt jego postacią chyba dziwnie brzmi. Przejdę więc dalej. Podobały mi się też dialogi między Megatronem i Starscreamem. Postać Fallena była mi obojętna. Ani mnie nie przekonała, ani nie podpadła. Natomiast zawalono sekwencje z Devastatorem. Wizualnie wypada on bardzo dobrze, ale cała reszta nie przekonała mnie. Największy minus to akcja z jednym z bliźniaków. Idąc na "Transformers: Zemstę upadłych", oczekiwałem wielkiego widowiska. Chciałem zobaczyć zapierające dech sekwencje walk, kapitalne efekty i usłyszeć dobrze uzupełniającą je muzykę. Wszystko to otrzymałem, więc najnowszy obraz Baya dostarczył mi ponad dwie godziny wspaniałej rozrywki. "Zemstę upadłych", mimo kilku mankamentów, uważam za lepszą i efektowniejszą do części pierwszej. Jeśli chcecie zobaczyć nawalankę najwyższych lotów i nadal macie coś z dziecka, to zapraszam do kina. Ja natomiast już czekam na "Transformers 3". Oby kolejna część utrzymała poziom.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na pierwszej części "Transformers" bawiłem się świetnie i miałem nadzieję, że druga odsłona obrazu będzie... czytaj więcej
Gdy kino staje się coraz bardziej banalne, nastawione na tysiące huków, fajerwerków, tudzież innych... czytaj więcej
Michael Bay jest reżyserem o prostym guście i zasadach. Jego recepta sukces również jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones