Recenzja filmu

X-Men (2000)
Bryan Singer
Hugh Jackman
Patrick Stewart

Mutanci na straży rozrywki

Niezbyt wiele nakręcono ekranizacji komiksów, które zasługiwałyby chociaż na jedno dobre słowo. Wśród nielicznych znaleźli się Tim Burton, który stworzył świetnego "Batmana" (1989) oraz Richard
Niezbyt wiele nakręcono ekranizacji komiksów, które zasługiwałyby chociaż na jedno dobre słowo. Wśród nielicznych znaleźli się Tim Burton, który stworzył świetnego "Batmana" (1989) oraz Richard Donner - niezły "Superman" (1978). Oba filmy jeszcze coś łączy: są oparte na zeszytach wydawcy DC. Jednej z dwóch, które rządzą rynkiem. Jedyną prawdziwą konkurencją w branży dla nich jest Marvel, który jednak do kina nie ma zbyt wiele szczęścia. Zmienił do dopiero Bryan Singer, przenosząc na ekrany ich najbardziej dochodową serię, "X-Men", wymyśloną przez Stana Lee i Jacka Kirby'ego, a wydawaną nieprzerwanie od 1963 roku. Komiks doczekał się już kilkudziesięcioodcinkowego serialu animowanego, pokazywanego także w Polsce, ale obraz reżysera znanego przede wszystkim dzięki doskonałym "Podejrzanym", jest pierwszą pełnometrażową ekranizacją kinową. I co najlepsze, jedną z najbardziej udanych prób tłumaczenia komiksu na język filmu.

Nie tylko warsztat reżyserski czy udany scenariusz się do tego przyczynił, ale też poniekąd sama fabuła oryginału, która znacząco odbiega od przeciętnych schematów rządzących komiksami o herosach. "Superman", "Batman" czy "Spider-Man" to historie o jednoznacznie pozytywnych bohaterach. Co więcej, dobro jest w nich wyraźnie oddzielone od zła. Świat jest czarno-biały, a przesłanie truistyczne. "X-Men" naturalnie też rozdziela postacie negatywne i pozytywne, ale pozostawia swego rodzaju wybór, po jakiej stronie chcemy stanąć. Jego wymowa też jest znacznie bardziej globalna. Taki Człowiek ze Stali ma możliwości by ochronić cały świat, zakończyć wojny, biedę i głód, ale tego nie robi. W zamian angażuje się w powstrzymywanie wypadków samochodowych w mieście, w którym mieszka. W przypadku mutantów jest inaczej, nie zajmują się w walkę ze złem kojarzonym z rabusiami, mordercami itd. Zło w "X-Menach" jest przede wszystkim tym, co ich samych dotyka. Nietolerancją, odrzuceniem przez społeczeństwo, uprzedzeniami. W tym kontekście znacznie lepiej wypada morał, który choć nadal oczywisty, nie jest już tak banalny. Nie chodzi już o to, że dobro zwycięża i powinno się być szlachetnym etc, ale też o to, by nie oceniać innych po jednej wybranej cesze.

Serię odróżniają także od innych komiksów główni bohaterowie. Już sam fakt, że jest ich więcej niż jeden/dwóch (zły i dobry), zwraca uwagę. Najważniejsze jednak, kto składa się na tę komiksową społeczność mutantów. Są tam biali, czarni, Azjaci, młodzi i starzy, pełno i niepełnosprawni, kobiety i mężczyźni. Każdy czytelnik i widz może z kimś się utożsamić. Oczywiście, najpierw trzeba zaakceptować ich specyficzne umiejętności. Mutanci posiadają bowiem genotyp X, dzięki któremu obdarzeni są charakterystycznymi tylko dla siebie bardziej lub mniej rozwiniętymi mocami. Czytają w myślach, są nieśmiertelni, przenikają ściany, strzelają laserami z oczu, potrafią przybierać dowolne kształty, a nawet władać metalem. Od wyboru do koloru. Singer z ekipą specjalistów od efektów specjalnych doskonale zdawał sobie sprawę, jakich nakładów pracy nad stroną wizualną będzie wymagać film, by to wszystko pokazać na ekranie. Widać, że nie odpuścił i przyłożył wielką wagę do jak najlepszego pokazania, co potrafią Mutanci.

Najważniejsze jednak, że za fenomenalnym pokazem technicznych możliwości dzisiejszej kinematografii, nie poszło zepchnięcie fabuły i bohaterów na drugi plan. Reżyser z sukcesem stara się przedstawić dylematy, jakie stoją przed Mutantami oraz społecznością "normalnych" ludzi, którzy ze strachu przed nieznanym, wyzwalają w sobie straszliwy brak tolerancji. Rząd, chcąc kontrolować tych pierwszych, planuje wprowadzić rejestr i obserwację każdego posiadacza genomu X na świecie. W odpowiedzi, mutanci dzielą się na dwie grupy. Pierwsza, dowodzona przez Magneto (Ian McKellen) chce obalenia takich rządów przez "uczynienie" z wszystkich ludzi tymi, kogo tak bardzo się boją. Tworzy on machinę emitującą promieniowanie, która ma tego dokonać. Powstrzymać go chcą X-Meni ze szkoły dla wyjątkowo uzdolnionych, prowadzonej przez profesora Charlesa Xaviera (Patrick Stewart).

Niestety, widz nie ma do końca wyboru, kogo popierać w tej walce, bo choć sam Magneto czarny do końca nie jest, to jednak reżyser nie pozostawia wątpliwości, kto tu czyni źle, kogo należy pokonać. Dylematów moralnych doszukiwać się w obrazie po prostu nie warto, choć wątek uprzedzeń wypada bardzo współcześnie, chociażby ze względu na rasizm czy podejrzliwe spojrzenia na każdego mieszkańca Bliskiego Wschodu. Przesłanie, choć jak na komiks warte jet uwagi, w świecie kina przewijało się już wiele razy. Nie można jednak zapominać, że to ekranizacja historii spisanej w formie prostokątnych obrazków i białych chmurek z dialogami. Sztuka komiksu przetłumaczona na film musi i kieruje się pewnymi osobliwymi prawami, które należy brać pod uwagę przy końcowej ocenie. Patrząc na "X-Menów" z tej strony, poza kilkoma banałami, napotkamy na wyśmienitą rozrywkę, pełną ciekawych postaci, świetnie zagraną przez plejadę gwiazd i jeszcze lepiej zrobioną. Zamiast pytać, co głębokiego z tego wynika, rozsiądź się wygodnie w fotelu i baw się dobrze!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"X-Men" Bryana Singera z roku 2000 to jeden z pierwszych filmów, które powstały na fali manii adaptowania... czytaj więcej
Dla jasności trzeba wyjaśnić, że "X-Men" #1 wcale nie oznacza pierwszego numeru tej legendarnej serii. W... czytaj więcej
W obecnych czasach filmowe adaptacje komiksów stają się coraz bardziej popularne. Tak oto w roku 2000 do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones