Recenzja filmu

Iluzjonista (2006)
Neil Burger
Edward Norton
Jessica Biel

Nie wierz w nic, co widzisz, czyli nie wszystko jest tym, czym się wydaje

Neil Burger, po całkiem ciekawej pozycji, którą zaserwował kilka lat temu ("Interview With the Assassin") powraca, by jeszcze raz rozsiać przed oczyma widza intrygę - tym razem bardziej
Neil Burger, po całkiem ciekawej pozycji, którą zaserwował kilka lat temu ("Interview With the Assassin") powraca, by jeszcze raz rozsiać przed oczyma widza intrygę - tym razem bardziej magiczną i romantyczną. Główny bohater odgrywany przez jednego z lepszych aktorów Hollywood - Edwarda Nortona ("Fight Club", "American History X", "Kingdom of Heaven") jest iluzjonistą, który niegdyś w dzieciństwie był synem stolarza. W trakcie swej młodości poznał młodą księżniczkę o wdzięcznym imieniu Sophie (Jessica Biel). W ten sposób rozpoczęła się ich historia miłosna, historia, która wywarła na nich tak wielki wpływ, że potrafiła odżyć po przeszło 15 latach, gdy bohater po wielu podróżach przybywa do Wiednia jako zaskakujący swymi pokazami iluzjonista. Na pochwałę zasługują zdjęcia Dicka Pope, który znany jest także z innej oscarowej produkcji - Vera Drake. Postacie, prawdę mówiąc, nie są bardzo wyraziste. Norton zagrał dobrze, ale potrafił grywać lepiej. Eisenheim jest nawet intrygujący, trochę tajemniczy, ale nie wydaje się, by rzeczywiście sprawiał wrażenie osoby, która trzyma wszystko pod kontrolą. Może to i dlatego, iż mimo że jest głównym bohaterem to nie zabiera sporo głosu w filmie. Jessica Biel zagrała przeciętnie. Podobnie jak w przypadku Nortona, mimo że miała być drugą w kolejności postacią (przynajmniej tak wynika z opisów i założenia filmu) nie dano jej szansy by rozwinęła skrzydła. Bardzo wyrazistą postacią okazał się Nadinspektor Uhl, odgrywany przez mistrza drugiego planu - Paula Giamattiego. Sceptyczny, znający swoje miejsce w systemie i ciągle palący fajkę inspektor, mimo że wodzony za nos, sprawia wrażenie, jakby darzył sympatią bohatera. Choć był częścią systemu, można by rzec, że skrycie sam nie był jego sprzymierzeńcem. Postać ta była tak dobrze zrealizowana i odegrana, że swobodnie mogłaby posłużyć jako materiał na osobny film. Najgorsze w bohaterach jest to, że nie utożsamiamy się z żadnym z nich. Jedynie nadinspektor Uhl zaskarbił sobie moją sympatię, ale to chyba dlatego, że jako jedyny w nic nie grał. Muzyka Philipa Glassa jest także bardzo dobra. Jest to muzyka stylizowana na czasy, w jakich dzieje się akcja filmu, więc nie ma mowy o romantycznych piosenkach popowych i tym podobnych. Może nie zachwyca w taki sposób, że można by ją słuchać bez udziału tego, co dzieje się na ekranie, ale do klimatu filmu wpasowuje się idealnie. Widać jednak, że film próbował powielić wypracowany już schemat (mimo wszystko bardzo ciekawy) z filmów typu "Usual Suspects", "Sixth Sense" czy "The Machinist". Zabieg ten średnio się udał. Za dużo w tym wszystkim zostało zaserwowanych podpowiedzi, ponadto ma się wrażenie, że gdzieś i kiedyś widziało się podobny schemat. Schematyczność sprawia, że dziw bierze, iż nadinspektor Uhl nie potrafił rozwikłać tej zagadki, jedynym dla niego wytłumaczeniem jest to, że być może chciał zobaczyć, jak to wszystko się skończy. Widać bowiem jego sympatię w stosunku do głównego bohatera, która zapewne jest wywołana podobnym pochodzeniem i wizją świata. Film robi się ciekawy w momencie, gdy księżniczka rzekomo umiera, a sam Eisenheim zaczyna manipulować tłumami, by obalić władzę księcia. Wiadomo, że by to zrobić potrzebował dużo ludzi. Ponadto książę jest prawem i sam sobie kary by nie wymierzy. Dlatego trzeba było stworzyć sprytny plan, by wykorzystać kogoś, kto jest jeszcze wyżej (Imperatora) do własnych celów. Całym ogniwem zaś była osoba nadinspektora, który wykonał nieświadomie całą brudną robotę za naszego bohatera. Cała sprawa moim zdaniem jest lekko naciągana, zwłaszcza, że po jednej stronie barykady mamy zamożnego księcia posiadającego na swych usługach cały rozbudowany aparat policyjny, a po drugiej zaś robiącego zawrotnie szybką karierę magika. Rozumiem, że komplikacje na drodze Eisenheima mogłyby zepsuć spójność fabuły, ale myślę, że można to było inaczej rozwiązać, wszak dostaliśmy bajkę o tym, że pieniądze nie mają znaczenia i nie da się nikogo przekupić (Azjaci z teatru, współpracownicy Eisenheima, ostatecznie też Uhl). "Iluzjonista" jest ciekawym filmem, choć odczuwa się jego schematyczność. Praca kamer i muzyka jest urzekająca i pozwala nam skupić się na przekazie. Mimo wszystko mam wrażenie, że oczekiwałem czegoś więcej niż przemieszania "Usual Suspects" i "Pamiętnika" z dodatkiem typowo amerykańskiego "happy endu". Największym minusem produkcji jest długi czas rozwiązania i właściwie brak wydarzeń, które trzeba by było bacznie obserwować, aby samemu rozwiązać fabułę, wszystko mamy bowiem podane na talerzu. Można powiedzieć, że jest to dobrej jakości porcelanowy talerz, ale wyciąga się go tylko raz na jakiś czas, by później wrócił na swe miejsce, niestety tak samo jest z filmem - jest godny polecenia, jest dobry, ale mógł być lepszy, niestety nie jest to arcydzieło, chociaż były na to zadatki.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ostatnich kilka miesięcy było szczególnie łaskawych dla miłośników dziewiętnastowiecznej magii -... czytaj więcej
Nie tak dawno temu mogliśmy oglądać film o zbliżonej tematyce. Mowa oczywiście o obrazie Christophera... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones