Recenzja filmu

Harakiri: Śmierć samuraja (2011)
Takashi Miike
Ebizô Ichikawa
Eita Nagayama

Nieudany blef

Nowa wersja niby powtarza tę samą historię, ale nic się za nią nie kryje. "Harakiri: Śmierć samuraja" jest filmem pustym, którego jedyną wartością jest aspekt estetyczny.
Nie jestem przeciwnikiem remake'ów. Uważam wręcz, że są one wskazane. Wspólny mianownik, jakim jest identyczna fabuła, sprawia, że łatwo można wypunktować różnice pokoleniowe. Ponieważ ta sama historia w różnych okresach czasu może być odmiennie interpretowana. Wymaga to jednak od autorów remake'ów pomysłu na to, czym nasączyć nową wersję. Tego niestety zabrakło w "Harakiri: Śmierci samuraja" Takashiego Miike.

Akcja filmu rozgrywa się w XVII wieku. W Japonii trwa pokój, co dla samurajów nie jest najlepszą nowiną. Wielu z nich przymiera głodem i w desperacji zgłasza się do wielkich rodów z prośbą na zezwolenie dokonania rytualnego samobójstwa. Nie chcą wcale ginąć. Liczą, że dostaną posadę albo zostaną odprawieni z dworu, może z niewielką rekompensatą. Jednak w Domu Ii postanowiono przestrzegać zasad kodeksu samuraja. To doprowadzi do tragedii i odkryje przegniłe podstawy całego systemu, na którym opiera się życie samurajów.

Oryginał Masakiego Kobayashiego był filmem okrutnym. Z jednej strony przedstawiał tragiczne losy bohaterów, którzy mając dobre intencje, zignorowali nakazy kodeksu samuraja. Tragedia nie miałaby przecież miejsca, gdyby zamiast za głosem serca główny bohater podążył za głosem rozsądku i wydał córkę za mężczyznę o odpowiednim statusie społecznym i ekonomicznym. Z drugiej jednak strony film pokazywał, że kodeks samuraja to farsa, przegniłe truchło, które jest powszechnie ignorowane i wykorzystywane jedynie jako pretekst do popisania się przed maluczkimi.

Nowa wersja niby powtarza tę samą historię, ale nic się za nią nie kryje. "Harakiri: Śmierć samuraja" jest filmem pustym, którego jedyną wartością jest aspekt estetyczny. Owszem, zdjęcia Nobuyasu Kity mogą robić wrażenie. Są dopieszczone i wystylizowane tak, że czasem cały film zatraca swój charakter, zostając sprowadzonym do idealnego kadru. Efekt 3D wyglądałby tu nawet nieźle, gdyby obraz nie był tak ciemny. Ale po co to wszystko, kiedy Miike nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Choć "Harakiri: Śmierć samuraja" trwa ponad dwie godziny, na próżno szukać w nim odpowiedzi na pytanie, dlaczego Miike zdecydował się na reżyserię tego filmu. "Harakiri" sprzed 50 lat łatwo wpisywało się w dyskusję na temat tego, czym jest Japonia niecałe 20 lat po zakończeniu II Wojny Światowej. Zdaje się, że poza zabawą w 3D Miike nie miał żadnej innej motywacji.

Miike tym samym potwierdził powtarzaną przez wielu prawdę, że remaki są gorsze od oryginałów.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones