Recenzja filmu

Terminator: Ocalenie (2009)
McG
Christian Bale
Sam Worthington

Nowy początek

Uff, jedna z najważniejszych i najbardziej oczekiwanych premier filmowych tego roku już za nami. Przyznam się, że podobnie jak większość fanów pierwszego i drugiego "Terminatora" miałem obawy
Uff, jedna z najważniejszych i najbardziej oczekiwanych premier filmowych tego roku już za nami. Przyznam się, że podobnie jak większość fanów pierwszego i drugiego "Terminatora" miałem obawy związane w czwartym filmem serii, będącym jednocześnie pierwszą częścią nowej trylogii osadzonej w tym uniwersum. Wieści dochodzące zza oceanu ("Terminator: Ocalenie" miał tam premierę 2 tygodnie wcześniej) były bardzo mieszane – jedni film chwalili, inni wieszali na nim psy i nie zostawiali suchej nitki. Również osoba reżysera – niejakiego McG, jednego z najgorszych reżyserów, jakich nosiła matka ziemia – raczej nie nastrajała pozytywnie. Obawy były więc całkowicie zrozumiałe. A biorąc pod uwagę, że trzecia część filmu – "Terminator 3: Bunt Maszyn" - to jedna z najgorszych kontynuacji, jakie zrodziło kino (moim zdaniem oczywiście). Czy była szansa, że kolejny sequel odbije się od dna? Nie mam jednak w zwyczaju skreślać żadnego filmu, zanim go nie obejrzę. Idąc na film do kina, miałem neutralne podejście – liczyłem na przyjemny seans, choć byłem niemal pewien, że jako kontynuacja słynnej serii "Terminator: Ocalenie" kompletnie mnie rozczaruje. Można odetchnąć z ulgą – mimo wielu rzeczy, których można by się przyczepić w najnowszym Terminatorze, mogę śmiało stwierdzić, że film się udał.  Najpoważniejszym zarzutem, jaki najczęściej pojawiał się w pierwszych zagranicznych recenzjach "Terminatora: Ocalenie", jest scenariusz. Faktycznie, fabularnie film nie porywa i do historii wkradło się kilka dziur, jednak całość naprawdę nie prezentuje się źle. A że nie trzyma się za bardzo wcześniejszych filmów – trudno. Ja wolę taką historię, niż odgrzewany kotlet fabularny z "Buntu Maszyn". który był niemal dokładną kopią pierwszych dwóch filmów z serii. Tym zaś, co w najnowszym Terminatorze chwalą wszyscy, jest oprawa wizualna. Świat przedstawiony w filmie jest post-apokaliptycznym pustkowiem, gdzie nieliczne grupy ocalałych walczą o przetrwanie. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i wygląda to naprawdę widowiskowo. Brud, suche powietrze, pusta przestrzeń – wszystko to nadaje filmowi ciekawy charakter i klimat. Również zróżnicowanie tytułowych maszyn do zabijania budzi podziw. Są Terminatory jeżdżące (moto-terminatory - dwukołowe maszyny przypominające ścigacze), kilka rodzajów latających, pływające i kroczące. Wśród tych ostatnich pojawia się miedzy innymi wielki kroczący robot wysoki na kilkanaście metrów. Niestety od początku pomysł na niego wydawał mi się kompletnie nietrafiony i obejrzenie filmu tylko to potwierdziło – mech jest nieciekawy stylistycznie i zrobiony z pomocą efektów komputerowych, które w jego przypadku wyszły… raczej średnio realistycznie. Jest to jednak wyjątek - cieszy to, że tam, gdzie Terminatory można było wykonać tradycyjnymi metodami i za pomocą mechanicznych kukieł, bez wykorzystania animacji komputerowych – zrobiono to. T-600 (ten z działkiem obrotowym w prawej łapie) został wygenerowany komputerowo kilka razy, w najbardziej dynamicznych scenach – poza tym wszędzie jest to mechaniczny model. Podobnie ma się rzecz z innymi rodzajami zabójczych maszyn, co bardzo cieszy. Warto zauważyć, że napisach końcowych umieszczono zdanie "Ku pamięci Stana Winstona", mistrz animatornicznych modeli (jemu zawdzięczamy między innymi mechaniczne modele z pierwszego i drugiego "Terminatora", Tyranozaura z "Parku Jurajskiego" a także wielką mechaniczną królową obcych z "Aliens" – kto wiedział te filmy wie, jakie ogromne wrażenie robią owe sterowane mechanicznie monstra). I w wielu miejscach naprawdę ten hołd widać. Wiele innych widowiskowych efektów specjalnych również wykonano bez używania CGI. Za to brawa! Nie oznacza to oczywiście, że CGI w filmie nie ma. Jest i to całe mnóstwo. Szczerze mówiąc, dawno nie widziałem filmu, który miałby w sobie tyle CGI. Trzeba jednak przyznać, że robią spore wrażenie – nie licząc kilku scen, w których efekty komputerowe nie zachwycają (głównie sceny z wielkim mechem, o którym wspomniałem) CGI w tym filmie jest fantastyczne. Przykład – pamiętacie scenę w filmie "Terminator 3: Bunt Maszyn", w której część metalowej czaszki Arnolda (cała jej prawa część, nawiasem mówiąc) była pozbawiona skóry i odsłonięta? Ową mechaniczną część twarzy wykonano za pomocą CGI, i wyglądało to przerażająco sztucznie. Podobne sceny w najnowszej części filmu są tak realistyczne, że ciężko uwierzyć w nieprawdziwość owych odsłoniętych mechanizmów. Przenikanie się CGI i prawdziwymi ujęciami aktorów chyba jeszcze nigdy nie było tak płynne i niewyczuwalne. Jeżeli chodzi o dźwięk, powiem tyle – IDEALNY. W scenach akcji (zwłaszcza w tych z odrzutowcami w powietrzu) robi po prostu niesamowite wrażenie. O ile nadchodzący wielkimi krokami "Avatar" Jamesa Camerona nie zaprezentuje się lepiej, to "Terminator: Ocalenie" Oskara za dźwięk ma już w kieszeni. Niestety muzyka, którą skomponował Danny Elfman, robi o wiele mniejsze wrażenie. Jest niezła, klimat ma odpowiedni, i chociaż w filmie wydaje się, jakby była za bardzo "w tle", to swoje zadanie spełnia dobrze. Jednak żadnej rewelacji nie ma. Szkoda również, że świetny motyw przewodni z pierwszego "Terminatora" pojawia się w filmie (nie licząc oczywiście napisów początkowych i końcowych, bo tam również się pojawia)… tylko raz. A szkoda. Poziom gry aktorskiej prezentuje sobą "wyższe stany średnie". Christian Bale zagrał sztywno, ale ogólnie nie drażni i nie przeszkadza w oglądaniu filmu. Świetnie spisał się natomiast Sam Worthington, który wcielił się w Marcusa Wrighta. "Terminator: Ocalenie" to naprawdę fajny film akcji, świetny pod względem wizualnym i rewelacyjny pod względem dźwiękowym (gdyby tylko muzyka była trochę lepsza…). Jest jednak sporo rzeczy, które w najnowszym Terminatorze mi się nie podobały: fabularnie jest dziurawy w kilku miejscach, ostatnia scena filmu jest trochę niedorzeczna (powiem tylko tyle, że chodzi o zabieg chirurgiczny w warunkach polowych. Rozumiem, że technika idzie do przodu, ale dajcie spokój… to było kompletnie niedorzeczne), gra aktorska nie porywa (jedynie Sam Worthington pokazał klasę), klimat nie dorównuje pierwszej części, nie podobał mi się wielki mech niczym z "Transformers" i parę innych szczegółów. Jednak film i tak zapewnił mi on 2 godziny naprawdę świetnej rozrywki. Pierwszym dwóm częściom nie dorównuje, ale denną trójkę kładzie na łopatki pod każdym możliwym względem. Warto zobaczyć, dopóki grają go w kinach, choćby dla efektów specjalnych i dźwięku.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powstały w 1984 roku ''Terminator''stał się niespodziewanym sukcesem kasowym, który nie dość, że... czytaj więcej
Fani tej, jednej z najsłynniejszych historii w dziejach kina science fiction, czekali długo, bo ponad... czytaj więcej
W 1984 r. mało znany reżyser James Cameron wyreżyserował film, który na stałe zapisał się w historii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones