Recenzja filmu

Kingsman: Tajne służby (2014)
Matthew Vaughn
Taron Egerton
Colin Firth

Parasolki z Secret Service

"Kingsman: Tajne służby" to film doskonały w swojej klasie: pastisz, który każdy reżyser blockbusterów z ambicjami chciałby mieć w swoim dorobku; obraz, który każdy fan brytyjskiej autoironii
Sednem szpiegostwa, podobnie jak filmowego pastiszu, jest gra pozorów. Colin Firth wygląda na faceta, który prędzej napisałby zjadliwy pamflet niż dał komuś w twarz. Nic dziwnego, że gdy przerabia swoich przeciwników na mielonkę, jest w tym tyleż inscenizacyjnego polotu, co komediowej energii. Taron Egerton sprawia wrażenie, jakby urodził się w dresie, z papierosem w ustach i butelką piwa w dłoni. Przymiarki smokingu mają więc w jego wykonaniu czar superbohaterskiej inicjacji. Algierska tancerka Sofia Boutella, której w postprodukcji zamieniono nogi w uzbrojone protezy, wydaje się oczywistym symbolem głupawego kina eksploatacji. Tym większe zaskoczenie, że "Kingsman: Tajne służby" takim kinem nie jest.  


 
 Firth tłucze ludzi bez opamiętania, ale nie dla hecy. Jako agent specjalny Harry Hart musi uratować świat przed technologicznym geniuszem (Samuel L. Jackson), który obejrzał o jeden film szpiegowski za dużo. Na jego barkach spoczywa również ciężar wytrenowania swojego następcy - wybór pada na Eggsy'ego (Egerton), chłopaka, który niechęć do edukacji połączył w naturalny sposób z  miłością do ulicy i nienawiścią do służb mundurowych. Zarówno dystyngowane towarzystwo z tajnych służb, jak i wysoko urodzeni kontrkandydaci patrzą na Eggsy'ego z góry, zaś reżyser Matthew Vaughn podaje opowieść o klasowym zderzeniu, balansując na granicy ironii i empatii. Dżentelmeństwo to dla niego stan ducha, a nie portfela: jest kwestią moralnego imperatywu i odpowiedniej, emocjonalnej edukacji (za którą reżyser dziękuje zresztą w dedykacji zmarłej mamie). Bohaterowie filmu Vaughna wiedzą, że nawet gdy trzeba sięgnąć po karabin, uwieść szwedzką księżniczkę albo rzucić czarnemu charakterowi pogardliwą odzywkę, warto zrobić to z klasą.  


 
 Narracyjna werwa, z jaką twórca "Kick-Ass" rozwija opowieść, musi imponować. Począwszy od otwierającej sekwencji na Bliskim Wschodzie, przez utrzymane w klimacie brytyjskich dramatów społecznych sekwencje z Eggsym i jego rodziną, po rozbuchany finał w stylu Bondów z Rogerem Moore'm, Vaughn w popisowy sposób podkręca tempo, prowadzi aktorów i ogrywa ikonografię szpiegowsko-sensacyjnej klasyki. Efektem tej brawury są świetnie zdynamizowane relacje między bohaterami, zwłaszcza w scenach szkolenia na przyszłych asów niezależnego, brytyjskiego wywiadu. Reżyser już w "X-Men: Pierwszej klasie" udowodnił, że nawet wyblakłą kliszę "montażu treningowego" da się na powrót nasycić kolorami. Kibicowanie bohaterom przychodzi bez trudu, scenarzyści adaptujący komiks Dave'a Gibbonsa i Marka Millara  dbają o to, by gra toczyła się o właściwą stawkę, a motywacje postaci były przekonujące - nawet jeśli formuła niezobowiązującego pastiszu wymusza uproszczony rysunek psychologiczny. Kontrapunktująca tę sferę akcja to już filmowa jazda bez trzymanki: ludzie przypominają kulki we flipperze, w ruch idą kuloodporne parasolki, a przebite tętnice tryskają krwią.  
 


 Grany przez Samuela L. Jacksona szaleniec, inspirowany wyraźnie magnatami ery social mediów, wypada w tym towarzystwie najsłabiej. Nie tyle za sprawą szarżującego aktora, co z powodu deklaratywności samej postaci. To w jego usta Vaughn wkłada dialog o "starych dobrych filmach szpiegowskich", to razem z nim lamentuje, że nigdy nie będzie już takiej musztardy jak kiedyś i sprowadza autotematyczną grę z naszymi przyzwyczajeniami na poziom przykrego banału. Pomijając jednak ów drażniący szczegół, "Kingsman: Tajne służby" to film doskonały w swojej klasie: pastisz, który każdy reżyser blockbusterów z ambicjami chciałby mieć w swoim dorobku; obraz, który każdy fan brytyjskiej autoironii zawsze chciał obejrzeć; wreszcie, świadectwo potrójnego dystansu - do kina, siebie i widzów - za które Vaughnowi należą się kredyt zaufania i wywrotka pieniędzy.
 
1 10
Moja ocena:
9
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pewien przedsmak kina szpiegowskiego według wizji Matthew Vaughna mogliśmy już poczuć w jego ostatnim... czytaj więcej
Tytuł produkcji oznacza nic innego, jak nazwę najbardziej tajnej z tajnych agencji wywiadowczych,... czytaj więcej
Co jak co, ale Matthew Vaughn w produkcjach o stylistyce komiksowej czuje się niczym ryba w krystalicznie... czytaj więcej