Recenzja filmu

Tylko Bóg wybacza (2013)
Nicolas Winding Refn
Ryan Gosling
Kristin Scott Thomas

Poetycka brutalnośc po raz kolejny

Po artystyczno-komercyjnym sukcesie, twórcy dostają zazwyczaj większe pole do popisu. Tak było na przykład z Woodym Allenem, który w 1976 roku zaskoczył świat jedną z najbardziej błyskotliwych
Po artystyczno-komercyjnym sukcesie, twórcy dostają zazwyczaj większe pole do popisu. Tak było na przykład z Woodym Allenem, który w 1976 roku zaskoczył świat jedną z najbardziej błyskotliwych komedii w historii kina ("Annie Hall"). Rok później, gdy już dostał większą swobodę artystyczną, uraczył widzów bergmanowskimi flakami z olejem, o tytule "Wnętrza". Podobnie wygląda historia Nicolasa Windinga Refna. Jego "Drive" z 2011 to prawdopodobnie jeden z filmów dekady, natomiast tegoroczny obraz "Tylko Bóg wybacza" doczekał się gwizdów na festiwalu w Cannes oraz recenzenckich opisów, z których wynika, że z kinowego ekranu wieje nudą.

W swoim filmie Refn opowiada historię zemsty związanej z utratą najbliższej osoby. Amerykanie Billy (Tom Burke) i Julian (Ryan Gosling) pod płaszczykiem organizowania walk bokserskich, rozprowadzają narkotyki w stolicy Tajlandii – Bangkoku. Starszy z braci, Billy, po całonocnym upajaniu się alkoholem, gwałci córkę właściciela domu publicznego. Zostaje za to zamordowany przez ojca dziewczyny. Nad zemstą pieczę trzyma policjant Chen (Vithaya Pansringarm), zwany Aniołem Śmierci. Julian oraz jego matka Crystal (Kristin Scott Thomas) postanawiają dokonać odwetu.

Świat przedstawiony obrazu "Tylko Bóg wybacza" jest oparty na twardych wartościach. Skupiają się one wokół – do pewnego czasu nieredukowalnych – ram kreowania naszego postępowania. Mianowicie: honor, męstwo, umiejscowienie rodziny na pierwszym miejscu czy potrzeba wyrównania rachunków to wyznaczniki ścieżek, jakimi poruszają się bohaterowie filmu. Wartości te nie podlegają kontekstualizacji, są granicą etyczności i warunkują wszystkie działania postaci obecnych na ekranie. Charyzmatyczna Crystal jako matka zamordowanego Billy’ego za wszelką cenę szuka zemsty na oprawcach swojego syna, emerytowany policjant Chen, zwany Aniołem Zemsty, stara się o przywrócenie męskiego porządku, w którym będą rządzić zasady, a nie ludzie, oraz główny bohater Julian, zagubiony miota się pomiędzy deklarowanymi wartościami a chęcią innego życia. Cała trójka znalazła się w świecie, gdzie jeśli po jednej stronie znajdą się żelazne zasady, to bezpośrednia potyczka przyniesie zwycięstwo temu, który pod tymi zasadami się nie ugnie. Refn w ten sposób chciał coś powiedzieć o współczesnej nam kulturze, być może przestrzec – bo tylko nienaruszalne wartości mogą nas uratować.

Utalentowany Duńczyk prawdopodobnie nie spodziewał się tak chłodnego przyjęcia jego najnowszego obrazu. Recenzenci przestali nosić go na rękach, a przyczyn tego stanu było kilka. Przerażająca brutalność oraz wlokąca się akcja jako pierwsze nie przysporzyły bezspornego entuzjazmu wśród piszących o filmach. Jeśli jeszcze dodamy zauważaną z perspektyw feministycznych mizoginię oraz oparcie świata przedstawionego na skrajnie męskich wartościach honoru i zemsty, wyjdzie nam niestrawny dla wielu koktajl nudy i niebezpiecznych fascynacji. I nie mogę też zapomnieć o podnoszonym argumencie o pseudoartystycznej wydmuszce – cokolwiek to znaczy.

Refn na potrzeby tego filmu stał się też lacanowskim psychoanalitykiem. Bo jeśli spojrzymy na ekranowy świat oczami Juliana, to zobaczymy krainę pełną dysonansów. Bohater grany przez Ryana Goslinga nie był ulubionym synem swojej matki. Dosięgała go symboliczna kastracja, chociażby w momencie, kiedy Crystal opowiadała o jego małym – w porównaniu do pierworodnego syna – penisie. Jednak mimo posiadania wiedzy o byciu kimś gorszym od swojego brata, starał się zachowywać nienaruszalne zasady życia rodzinnego. Lecz, jak wiemy z lekcji historii, musi nastąpić moment, kiedy nagromadzenie sprzeczności znajdzie się w punkcie krytycznym, co w konsekwencji zaważy na zerwaniu z przyjętym porządkiem. Julian nie wykonał rozkazu swojej matki i nie zabił córki Chena. Etyka rodzinna została dla niego zawieszona, a zasady zaczęła wyznaczać moralność ogólna. Taka gwałtowna zmiana nie mogła obejść się bez konsekwencji – w przedostatniej scenie filmu widzimy upragnioną przez Juliana, krok po kroku dokonywaną dzięki matce, symboliczną kastrację. W wilgotnym lesie, będącym metaforą macicy, poprzez odcięcie rąk maczetą, dokonuje się demaskulinizacja bohatera – od tej pory już nie musi grać roli, w której się nie odnajduje.

Refn celowo gra schematami: brutalność była estetyzowana na wiele sposobów – zestawienie popowych piosenek z niepohamowaną agresją znajdziemy m. in. u Lyncha, Tarantino czy Stone’a; powolność i precyzja kadru to pokłosie fascynacji Peckinpahem czy Leone; a bezpośredni cytat z "Psa andaluzyjskiego" zauważy każdy. "Tylko Bóg wybacza" nie jest arcydziełem. Jednak gromy, jakie spadły na ten film po premierze w Cannes, wydają się całkowicie niezasłużone, bo jakkolwiek wszystko już widzieliśmy, to jednak taka uczta dla oczu nie zdarza się często.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśli uznać "Drive" za flirt Windinga Refna z Hollywood, to "Tylko Bóg wybacza" jest jasnym sygnałem, że... czytaj więcej
O wysokiej jakości kapitalnego "Drive" nie mam zamiaru nikogo przekonywać. Racja jest bowiem niczym... czytaj więcej
Nicolas Winding Refn wychylił się z cienia kilka lat temu ukazując światu niezwykłe stadium ludzkiej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones