Coś mi tu pachnie... Hartnett, Willis, Freeman, Kingsley (Sir Kingsley) i oczywiście, a może przede wszystkim, Lucy Liu... No właśnie. To nie może być kiepski film, to może być ciche arcydzieło.
Coś mi tu pachnie... Hartnett, Willis, Freeman, Kingsley (Sir Kingsley) i oczywiście, a może przede wszystkim, Lucy Liu... No właśnie. To nie może być kiepski film, to może być ciche arcydzieło. Kiedy do kina idziesz z jednoczesną wątpliwością i podekscytowaniem, niczego nie oczekując, a zasadzie oczekując czegoś wielkiego, jesteś dobrym widzem. Tak można to określić: dobre kino dla kinowych bywalców. Morderstwo... Telefon... Morderstwo... Rozmowa z nieznajomym... Morderstwo... Pechowiec przez wielkie "P". Slevin, bo o nim mowa, nakrywa swoją dziewczynę z innym (wiadomo na czym), dowiedziawszy się, że nie ma już mieszkania. Potem traci portfel, zegarek, a na końcu, jakby tego było mało, ktoś łamie mu nos. Za chwilę okazuje się jednak, że dotychczasowe doświadczenia są kropelką w morzu zmartwień, "zabójczych" zmartwień. "Zabójczych", bo jest wmieszany we wcześniej wspomniany morderczy ciąg, który paradoksalnie kompletnie go nie dotyczy. Jeśli powyższy opis początku filmu wydaje się trochę zagmatwany, to dobrze, bo będzie to przydatna rozgrzewka przed tą całkiem skomplikowaną i równie świetną historią pomyłek i zemst. Jeżeli chodzi o aktorstwo, to można powiedzieć, że ucztujemy. W filmie gra cała plejada gwiazd: Josh Hartnett znany z "Helikoptera w ogniu", Bruce Willis, czyli pierwszy twardziel Hollywoodu, Morgan Freeman, król owej filmowej krainy, Sir Ben Kingsley, odtwórca "Gandhiego", oraz przepiękna Lucy Liu, najważniejsza kobieta w tej do bólu męskiej historii. Poza tym na uwagę zasługują znakomity Stanley Tucci, a także niewielkie role Mykeltiego Williamsona, Doriana Missicka oraz Danny'ego Aiello. Solidność gry aktorskiej to niewątpliwy atut filmu. Reżyser Paul McGuigan powraca w wielkim stylu, do którego przyzwyczaił widzów chociażby filmem "Gangster Numer Jeden". Ów styl charakterystyczny jest dla takich uznanych twórców jak Tarantino czy Ritchie, jednak McGuigan nie ustępuje kolegom po fachu. Stworzył bowiem komedię sensacyjną, która wraz z rozwojem akcji przeradza się w świetne gangsterskie kino. Słowa uznania należą się także za znakomity scenariusz Jasona Smilovica. Od strony technicznej "Zabójczy numer" prezentuje się także nieźle. Kilkakrotnie już współpracujący z reżyserem Peter Sova tworzy swoimi zdjęciami interesujący, kolorowy i żywy obraz. Nic do zarzucenia nie ma również muzyka Joshuy Ralpha, dla którego jest to kompozytorski debiut. "Zabójczy numer" to świetny, wciągający i zaskakujący film, którego obsada gwarantuje doskonały poziom aktorstwa. Spokojnie można powiedzieć, że obok "Podejrzanych", "Porachunków" czy "Przekrętu" film Paula McGuigana prezentuje się równie znakomicie. Zachęcam do obejrzenia.