Powrót kapitana, czyli awantura o skrzynię

Był to z całą pewnością najbardziej oczekiwany film tego lata i trudno się dziwić, że przyciągnął on do kin tłumy fanów historii o piratach i nie tylko, ponieważ w tej historii prawie każdy może
Był to z całą pewnością najbardziej oczekiwany film tego lata i trudno się dziwić, że przyciągnął on do kin tłumy fanów historii o piratach i nie tylko, ponieważ w tej historii prawie każdy może znaleźć coś dla siebie. Po doskonałej "Klątwie Czarnej Perły" z wielką niecierpliwością czekałam na "Skrzynię Umarlaka", mając nadzieję, że w tym filmie również znajdę nietuzinkowy humor i pełne niespodzianek przygody kapitana Jacka Sparrowa. To, co zobaczyłam na ekranie, od razu ujęło mnie za serce i pozwoliło spędzić ponad dwie godziny na doskonałej zabawie. Kapitan Jack powrócił w naprawdę wielkim stylu, nie tracąc przy tym nic ze swojego dawnego, otoczonego aurą niepoczytalności wizerunku. Powrócił, by spłacić dług zaciągnięty niegdyś u Davy Jonesa – tajemniczego i budzącego powszechny strach kapitana "Latającego Holendra". A wraz z nim powrócili również inni bohaterowie, znani z pierwszej części. Jesteśmy świadkami nie tylko ślubnych perypetii Willa i Elizabeth, lecz także nieoczekiwanego powrotu pewnego wilka morskiego. Wielka jest potęga kina, skoro okazuje się, że śmierć niekoniecznie oznacza dla postaci wyeliminowanie z rozgrywającej się historii. Produkcja Gore Verbinskiego to obraz bardzo dobry, zwłaszcza od strony wizualnej, ponieważ ilość i drobiazgowe dopracowanie efektów specjalnych zasługuje na szczególne uznanie. Do tego dochodzą kaskaderskie popisy głównych bohaterów podczas niezliczonych pojedynków, pościgów i ucieczek, do moich ulubionych scen należy widowiskowa potyczka na toczącym się młyńskim kole. Warto również wspomnieć o widocznych w filmie osiągnięciach animacji komputerowej, które są widoczne choćby na przykładzie mitycznego potwora morskiego Krakena, przywodzącego na myśl mroczne stwory z "Władcy Pierścieni". Na tym tle nieco słabiej wypada scenariusz, który poza niezwykle dynamiczną akcją i zabawnymi dialogami niezbyt wiele ma do zaoferowania. Pamiętajmy jednak, że "Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka" to film czysto rozrywkowy, którego zadaniem jest dostarczyć widzowi powodów do uśmiechu, a nie skłonić go do głębokich refleksji nad największymi problemami tego świata. Jestem pewna, że każdy, kto przyjmie takie założenie, wyjdzie z kina w pełni usatysfakcjonowany. Od strony gry aktorskiej mocną stroną filmu jest postać kapitana Jacka Sparrowa, kreowana przez doskonałego Johnny’ego Deppa, który po raz kolejny pokazał, że jest absolutnie bezkonkurencyjny w tworzeniu postaci barwnych, nietuzinkowych, z pogranicza realizmu i szaleństwa. Taki jest właśnie kapitan Jack – nieszablonowy pirat, który pod maską zabawnej niesamowitości ukrywa całą gamę sprzecznych emocji, balansując od wyrachowania i egoizmu aż do poświęcenia w imię przyjaźni. Jego zachowanie budzi bardzo dużo kontrowersji, ponieważ bardzo trudno jest rozszyfrować jego prawdziwe zamiary, jednak zdecydowanie nie można go znielubić. Wirtuozerii Deppa jest w stanie dotrzymać kroku jedynie Billy Nighy jako Davy Jones, który również mistrzowsko ukazuje nam, że nawet budzący postrach kapitan statku – widma nie jest w stanie oprzeć się potędze miłości. Pozostali aktorzy wypadają bardzo blado na tle tych dwóch wielkich indywidualistów, jednak nie rzutuje to bezpośrednio na jakość filmu. Orlando Bloom raczej nie będzie nigdy mógł się popisać tak doskonałym warsztatem aktorskim i charyzmą, jaką widzimy w wykonaniu Johnny’ego Deppa, i zdecydowanie powinien popracować nad swoją mimiką, lecz za to całkiem nieźle spisuje się w scenach pojedynków. Znacznie lepiej rokuje Keira Knightley, której rola, w porównaniu z pierwszą częścią, została znacznie rozszerzona. Rozczarowuje za to ścieżka dźwiękowa, która jest łudząco podobna do tej z pierwszej części filmu. To rozczarowanie potęguje fakt, że jej twórcą był Hans Zimmer, a po tak uznanym kompozytorze mieliśmy prawo spodziewać się czegoś więcej, niż kopiowanie lwiej części muzyki napisanej przez Klausa Badelta na potrzeby "Klątwy Czarnej Perły". Mimo tych niedociągnięć gorąco polecam drugą część "Piratów z Karaibów" wszystkim zmęczonym głupawymi komedyjkami, ponieważ jest to komedia zdecydowanie z wyższej półki. Można w niej znaleźć sporo dobrej rozrywki, inteligentne, a nie obsceniczne dialogi, humor, który naprawdę bawi i przede wszystkim doskonałe aktorstwo. Moim skromnym zdaniem "Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka" to danie dobre na wszystkie pory roku – świetnie sprawdza się podczas letnich upałów, nie zatonie podczas jesiennych ulew, znakomicie rozgrzeje zimową porą, a wiosną pobudzi do życia. Po tej przystawce już nie mogę się doczekać przyszłego roku, kiedy to popłynę z moimi ulubionymi piratami na koniec świata, a może jeszcze dalej.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kontynuacja "Piratów z Karaibów" była przeze mnie najbardziej oczekiwaną premierą roku. Muszę przyznać,... czytaj więcej
Każdy jako dziecko chociaż raz bawił się w piratów. Był albo dzielnym kapitanem zdobywcą skarbów i... czytaj więcej
Wróżono spektakularną klapę, a tymczasem poprzednia część "Piratów z Karaibów" – "Klątwa Czarnej Perły"... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones