Recenzja filmu

Raj (2016)
Andriej Konczałowski

Proszę państwa do gazu

Podczas seansu "Raju" można odnieść wrażenie, że oglądamy ekranizację nieistniejącej powieści Vladimira Nabokova. Konczałowski podziela, właściwą rosyjskiemu pisarzowi, fascynację światem
Andriej Konczałowski należy do najbardziej eklektycznych twórców współczesnego kina. Trudno przecież o reżysera mającego w dorobku filmy bardziej odmienne niż "Historia Asi Klaczinej, która kochała, lecz za mąż nie wyszła" oraz "Tango i Cash". Mimo niemal osiemdziesiątki na karku rosyjski mistrz wciąż stara się zaskakiwać swoją widownię. Po ascetycznych "Białych nocach listonosza Aleksieja Triapicyna", które zachwyciły Wenecję przed dwoma laty, tym razem przywiózł na Lido wystylizowany do granic możliwości "Raj". Niestety, nowe dzieło Konczałowskiego okazało się rozczarowaniem. Rosyjski reżyser stworzył fałszywe arcydzieło – film uwodzący wielkimi ambicjami, a jednak dziwnie płaski, niewolny od pretensji i sięgający po szantaż emocjonalny.

Podczas seansu "Raju" można odnieść wrażenie, że oglądamy ekranizację nieistniejącej powieści Vladimira Nabokova. Konczałowski podziela, właściwą rosyjskiemu pisarzowi, fascynację światem arystokracji, nienagannych manier i wysublimowanych gustów. Problem w tym, że ta wyrafinowana sztuczność, obecna na poziomie formy, nie przestaje towarzyszyć filmowi nawet, gdy centralne miejsce zajmuje w nim tematyka Holokaustu.

Początkowo może się wydawać, że motyw przewodni "Raju" stanowi iluzoryczność rządzących ekranowym światem wartości. W sprzyjających okolicznościach niedawni arystokraci obnażają drzemiące w nich instynkty, a ludzki los wydaje się determinowany wyłącznie za sprawą ślepego trafu. Tego rodzaju grozę ma w sobie choćby, pojawiająca się w rozmowie dwóch nazistów, historia niedoszłej narzeczonej Antona Czechowa, która jako stara kobieta została wysłana do obozu zagłady. Zamiast podsycać w widzach niepokój, Konczałowski woli jednak nieść pokrzepienie. Choć bohaterowie "Raju" robią czasem rzeczy niegodziwe, tak naprawdę nigdy nie tracą do końca obecnego w nich pierwiastka szlachetności. Zdecydowanie w najlepszym świetle reżyser przedstawia Olgę – mieszkającą w Paryżu Rosjankę, członkinię Ruchu Oporu zajmującą się ratowaniem żydowskich dzieci przed śmiercią z rąk hitlerowców. Gdy kobieta trafia za karę do obozu koncentracyjnego, ratuje się od śmierci za sprawą romansu z dawnym kochankiem będącym dziś prominentnym esesmanem. Historia Olgi wzbudza sprzeciw nie tylko dlatego, że reżyser sięga w niej po wyeksploatowany w kinie już do cna wątek "świętej dziwki" i wpisuje w tematykę Zagłady w schemat rodem z melodramatu. "Raj" irytuje głównie z tych samych powodów, które stanowiły słabość pokazywanej w Wenecji przed rokiem "Francofonii". Konczałowski, tak jak niedawno Aleksander Sokurow, przedstawia boleśnie wybiórczą wizję historii przeznaczającej swoim rodakom wyłącznie rolę ofiar i męczenników.

Terminy religijne funkcjonują w przedstawionym świecie nie tylko na prawach metafory. Reżyser podkreśla ekranową obecność sacrum niemal na każdym kroku. Dość powiedzieć, że fabularną ramę opowieści stanowią pośmiertne wypowiedzi bohaterów, którzy w zaświatach zdają sprawozdanie z przebiegu własnego życia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że równie metafizyczne podejście do Zagłady nie ma szans, by obronić się artystycznie w czasie, gdy Laszlo Nemes potrafił tak sugestywnie przedstawić namacalną grozę Holokaustu w "Synu Szawła".
"Raj" dużo traci także w porównaniu z – pokazywanym w Wenecji poza konkursem – rewelacyjnym "Austerlitz" Siergieja Łoźnicy. Urodzony w Kijowie reżyser zrealizował groteskowy dokument o turystyce w obozach zagłady. W porównaniu z ludźmi robiącymi sobie selfie na tle pieców krematoryjnych obdarzeni nienagannymi manierami bohaterowie Konczałowskiego wydają się wyjęci z jakiegoś nieprawdziwego, wyidealizowanego świata. W konsekwencji "Raj", zamiast podnosić na duchu, emanuje sztucznością. Potencjalne piękno zamienia się na naszych oczach w nieznośny kicz.
1 10
Moja ocena:
5
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones