Recenzja filmu

Kamienie na szaniec (2014)
Robert Gliński
Tomasz Ziętek
Marcel Sabat

Przeszłość o przyszłości

Polskie filmy, jeżeli nie są komediami zazwyczaj traktują o wojnie. Wojnie patetycznej, pełnej bohaterów pozbawionych jakichkolwiek wątpliwości. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądać kolejnej
Pamiętam to jak dziś (albo tylko mi się wydaje), lekcje o "Kamieniach na szaniec". Wyryło się we mnie wyraźnie stwierdzenie "musieli przedwcześnie dorosnąć". Banał nad banałami, ale przez lata właśnie to towarzyszyło moim wyobrażeniom o młodych ludziach w okresie stanu wojennego. Dekadę przynajmniej nie wracałam do tej książki, ani opisywanych w niej wydarzeń. Aż w kwietniu 2013, niejaka Elżbieta Janicka, postanowiła odgrzebać przedstawione przez Aleksandra Kamińskiego wydarzenia i doszukiwać się wątków homoseksualnych. Tak, jakby orientacja seksualna wnosiła cokolwiek do tematu walczących z Niemcami harcerzy. Myślę, że ta ożywiona dyskusja stała się właśnie przyczynkiem do nakręcenia ekranizacji "Kamieni na szaniec" dla Roberta Glińskiego. Oczywiście nie mam na myśli wątku preferencji seksualnych, ale ogólnego powrotu do wspomnianego tematu. Niestety, Glińskiemu wyryło się chyba w pamięci coś innego niż mi, bowiem "przedwczesnego dorastania"w prezentowanej przez niego historii, nie dostrzegłam.

Fabułę „Kamieni na szaniec" zna zapewne każdy (albo przynajmniej większość), kto kiedykolwiek chodził do szkoły. Przedstawia rzeczywistość harcerzy, którzy w okupowanej Polsce, próbują walczyć o wolność. Organizują mniejsze i większe akcje, od zadymiania kina, przez zmianę faszystowskich flag na polskie aż do zbrojnych i starannie (bardziej lub mniej) przemyślanych działań zbrojnych. Poza żołnierzami Rudy (Tomasz Ziętek), Alek (Kamil Szeptycki) i Zośka (Marcel SabatMarcel Sabat), to młodzi ludzie, dopiero dojrzewający i poznający świat. Uczą się, przeżywają pierwsze miłości, a nawet kłócą z rodzicami. To nie figury, charaktery, czy fikcyjnie bohaterowie powieści, a ludzie z krwi i kości.

Miałam mieszane uczucia, kiedy rozpoczynałam filmowy seans. Przede wszystkim dlatego, że polskie filmy, jeżeli nie są komediami zazwyczaj traktują o wojnie. Wojnie patetycznej, pełnej bohaterów pozbawionych jakichkolwiek wątpliwości. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądać kolejnej tego typu produkcji. Robert Gliński pokazał jednak, że można mówić o wojnie inaczej. Mówić o relatywizmie moralnym, o trudnościach w podejmowaniu decyzji, o strachu, głupocie i brawurze. To wszystko jest i zawsze było w "Krople wody na rozpalonych kamieniach (2000)Kamienie na szaniec (2014)Krople wody na rozpalonych kamieniach (2000)Kamieniach na szaniec", ale na ekranie zdaje się wybrzmiewać głośniej i bardziej wyraźnie.

W całym swym skomplikowaniu emocjonalnym "Kamienie na szaniec" nie są jednak ekranizacją idealną. Brakuje w niej owego, wspomnianego wcześniej elementu, przedwczesnego dojrzewania. Film Roberta Glińskiego zdaje się poniekąd produkcją młodzieżową i dla młodzieży. Opowiada o buncie i braku rozwagi typowych dla współczesnych młodych ludzi, nie dla tych "przedwcześnie dojrzewających". Bohaterowie "Kamieni na szaniec" działają w oderwaniu od rzeczywistości, odchodzą od rozumowego podejścia do sprawy na rzecz młodzieńczej porywczości i momentami skrajnej nieodpowiedzialności.

Aktorsko "Kamienie na szaniec" nie wyróżniają się zanadto. W filmie występuje kilku sztandarowych aktorów z filmów wojennych, np. Krzysztof Globisz, który jak zwykle jest typem nieco przestraszonego intelektualisty. Młodzi aktorzy raz wypadają lepiej, raz gorzej. Lepiej wypadają mimo wszystko mężczyźni, bo kobiety ze sztuczną histerią w głosie i na twarzy oraz absolutnym brakiem zrozumienia świata, sprawiały, że na przemian chciało mi się śmiać i wrzeszczeć. Aktorskie niedoszlifowanie jeszcze bardziej skłania mnie ku przekonaniu, że film nakręcono głównie z myślą o ludziach nastoletnich.

Wrażenie młodzieńczego charakteru produkcji potęguje muzyka (wyjątkowo omówię ją jako pierwszą, przed zdjęciami). Mocne brzmienia gitary elektrycznej i perkusji, miksowane z faszystowskimi przemowami, brzmią nieco dyskotekowo (zbyt dyskotekowo, jak dla mnie). Dopiero później, wraz z kolejnymi porażkami i stratami, buntownicze melodie ustępują dojrzałym i klasycznym brzmieniom pianina oraz instrumentów smyczkowych. Przyznać muszę, że chociaż nie do końca zgadzam się z koncepcją melodii w pierwszej części filmu, to dostrzegam zamysł, który przyświecał Łukaszowi Targoszowi przy jej komponowaniu. Bohaterowie zmieniają się z chaotycznych młodzieniaszków przepełnionych ideami o konieczności toczenia krwawego boju w imię ojczyzny – ideami samego poświęcenia bez strategii – w ludzi dojrzalszych, obarczonych poczuciem straty, widokiem śmierci i świadomością, że sama ofiara w obliczu wojny nie wystarczy. Myślę, że gdzieś w nich wszystkich, w tych harcerzach, tliła się obawa, że mogą przegrać i poświęcić się na marne; że to walka dla walki, byle się nie poddać. Doskonale odbija się to wszystko w muzyce. 
Zdjęcia w "Kamieniach na szaniec" to zdjęcia doskonale dopracowane pod każdym względem. Paweł Edelman nie zapomina, że każda barwa i każdy kąt mają dla obrazu znaczenie. Serwuje również widzom kilka naszpikowanych – co prawda prostymi, ale wciąż – metaforami-zwiastunami nadchodzących wydarzeń scen. Ukazywane w zbliżeniach przedmioty są elementami całej historii, a nie wyłącznie przestrzeni. Dziewczyna Zośki, która zbyt długo napełnia kieliszek winem i napój przekracza barierę brzegów naczynia, by rozlać się wielkim, krwistym kleksem na białym obrusie, akurat przed akcją ukochanego, to jeden ze smaczków, których nie sposób nie zauważyć. Moment katowania Rudego, w którym kolejne ujęcia zdają się przeskakiwać, jak w przypadku zacinającej się płyty, znaczą milion razy więcej niż bezpośrednio pokazywane ciosy i ciało zalane krwią.

Przyznaję, że spodziewałam się kina kiepskiego, nudnego i wojennie siermiężnego – stereotypowo polskiego. Dostałam tymczasem produkcję niekoniecznie łatwą w odbiorze, przypominającą o przemianach, jakie zaszły we współczesnym społeczeństwie, zwłaszcza wśród ludzi młodych. Zachęciła mnie do zweryfikowania nastawienia do życia i zainteresowania się codziennością. Zwłaszcza, że widmo wojny, chociaż wciąż jeszcze niewyraźne, czai się w cieniu naszej rzeczywistości. Może na widmie się skończy, ale… A może Rudy, Zośka i Alek też mieli takie nadzieje?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nasze rodzime kino od zawsze słynęło z widowiskowych ekranizacji kultowych, powszechnie znanych powieści.... czytaj więcej
Jeszcze przed premierą wywołał on sporo kontrowersji. Środowiska prawicowe bojkotowały oraz oskarżały go... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones