Recenzja filmu

Zostańmy przyjaciółmi (2005)
Roger Kumble
Ryan Reynolds
Amy Smart

Przyjaciele?

<b>Szalenie ważna z punktu widzenia twórców filmu kwestia - jak z kumpelki zrobić kochankę - przemielona według wzorców komedii romantycznej, czyli wszystko się kręci wokół tyłka i okolic, ale za
Szalenie ważna z punktu widzenia twórców filmu kwestia - jak z kumpelki zrobić kochankę - przemielona według wzorców komedii romantycznej, czyli wszystko się kręci wokół tyłka i okolic, ale za to z morałem. Chris Brander (Ryan Reynolds) jest młody, przystojny i pracuje w przemyśle muzycznym. Pozazdrościć. Niby, bo okazuje się, że Chris też był kiedyś zwykłym chłopakiem i zgodnie z zasadą, że każdy dźwiga swój krzyż, Chris dźwigał tonę sadła na grzbiecie, biodrach i innych częściach ciała. Pocieszeń dla widza na tym nie koniec, bo Chris nie dość, że gruby i pośmiewisko całej szkoły, to jeszcze nieszczęśliwie zakochany w swojej najlepszej przyjaciółce, Jamie Palamino (Amy Smart) - szkolnej bogini wdzięku i seksu. Pierwszą kulminację w fabule serwuje Chris podczas maturalnego balu, czyli wyznaje, co go względem dziewczęcia gniecie. No i jak nietrudno się domyślić, pada z ust dziewczęcia przeklęte i tytułowe zarazem "zostańmy przyjaciółmi". Po takim dictum, Chris wyjeżdża - z pianą na ustach i na zawsze, a następnie na złość wszystkim robi karierę, chudnie, przystojnieje, słowem z poczciwego fajtłapy przemienia się w playboya. Przeszłość jednak powraca, bo oto parę lat później, lecąc do Paryża z molestującą go seksualnie gwiazdeczką estrady, zmuszony jest wylądować w rodzinnym New Jersey. I tak oto staje nagle przed nim kobieta, którą kochał i pytanie, co dalej z tym fantem, a wraz z nim zagadnienie natury etycznej - co ważniejsze - szlachetne wnętrze, czy wygląd i atrybuty sukcesu, bowiem Chris, chudnąc, zamienił się w wyrachowanego łajdaka. Problem, wiadomo, pozorny, bo filmy tego typu zawsze udzielą odpowiedzi, że wnętrze, ale tak przy okazji dobrze jest być młodym, pięknym i bogatym. Zatem Chris w bólach, ale odnajduje zapomnianą część swojej osobowości (bo jako grubasek był przemiły i w ogóle naj) i życiową mądrość, że najważniejsze to być sobą oraz że stara miłość nie rdzewieje. Ale, żeby było śmiesznie - w końcu ma być komedia - wcześniej pokręcą się wokół siebie z Jamie - raz nie chce ona, raz on nie wie jak się zabrać do rzeczy. Na okrasę jeszcze do Jamie zacznie się mizdrzyć jakiś kretyn. Humor niby amerykański, ale są też sceny o wymowie internacjonalnej, mam tu głównie na myśli przypominającą wypisz wymaluj naszą Dodę - Samanthę James (Anna Faris) - blondyna w mini kończącej się w okolicy pasa, wulgarny sposób bycia, takt słonicy, mentalność naspidowanego kibica. I piosenki tak samo dobre, w których wokalistka zdecydowanie stawia na tekst i siebie jako tekstu autorkę. Głos ma tylko Samantha od Dody gorszy, trzeba uczciwie przyznać. Taki mały bonus dla polskiego widza;) Poza tym, seksualna mielonka, jak to w komediach zwanych romantycznymi bywa. Mistrzostwo w konkurencji jak poświntuszyć, nie pokazując nic i nie obrażając nikogo, czyli niby ostro i drapieżnie, a jak przychodzi co do czego, zamiast seksu oralnego panienka gra na gitarze. Momentami śmieszne, a raczej pocieszne, jednak nic ponad konwencję. Trzeba się ostro nagimnastykować, żeby znaleźć coś ciekawego, czy oryginalnego w robionych seryjnie komediach romantycznych - przypomina to czasem kawał z brodą, w którym brzydka dziewczyna w niecodziennej dla siebie sytuacji pyta faceta "czy jest we mnie coś ładnego?"
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czego oczekuję od komedii romantycznej? Żeby primo - była zabawna, secundo - inteligentna, tertio -... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones