Recenzja filmu

Riddick (2013)
David Twohy
Vin Diesel
Jordi Mollà

Riddick dotrzymuje słowa

To opowieść rozpisana w zasadzie na jedno miejsce akcji i nieliczną grupę postaci. Napięcie jednak z każdą minutą rośnie, a kolejne wątki pączkują aż miło. O rodowodzie filmu najlepiej
Niebywałe, że w sezonie pełnym zombie, Kryptończyków, załogantów Star Treka i zbroi z linii produkcyjnej Stark Enterprises, dwa najlepsze filmy gatunkowe to opowieść o boksujących się z potworami robotach i produkcja z Vinem Dieselem. Tak, fani Riddicka mogą spać spokojnie. Trzecia część jego przygód to najbardziej udana z dotychczasowych. I przy okazji jedna z większych niespodzianek roku.  

"Riddickowi" bliżej do prostoty i przejrzystości "Pitch Black" niż space-operowego zamętu "Kronik Riddicka". Fabuła rozwija wątki z obu poprzednich filmów, ale ich znajomość nie jest niezbędna do cieszenia się najnowszą odsłoną perypetii kosmicznego awanturnika. To prosta historia. Pozostawiony na pewną śmierć na bezludnej planecie Riddick musi spożytkować swój instynkt przetrwania i pokonać kolejne przeciwności losu: od niesprzyjających okoliczności przyrody po zagrożenie bardziej ludzkiej natury. Film Davida Twohy'ego ze swadą odkurza najlepsze wzorce kina akcji science fiction z lat 80. Mamy tu nawiązania do "Mad Maxa 2" czy "Obcych – decydującego starcia"; ale podobne filmy były obecne w krwiobiegu Riddicka od początku. Płynąca z tych źródeł prostota ma w sobie jednak szlachetność i bezpretensjonalność, której brakuje większości współczesnych superprodukcji (zaszczytny wyjątek: "Pacific Rim"). Zamiast nachalnie meandrującej fabuły i posępnego tonu mamy jasność: akcja posuwa się tylko w jednym kierunku, a twórcy są świadomi umowności konwencji. Twohy oddycha kanonem gatunku i wykorzystuje to dziedzictwo w pełni, choć koncept wyjściowy jest dość surowy, a inscenizacja wręcz teatralna. To opowieść rozpisana w zasadzie na jedno miejsce akcji i nieliczną grupę postaci. Napięcie jednak z każdą minutą rośnie, a kolejne wątki pączkują aż miło.

O rodowodzie filmu najlepiej świadczy sama postać głównego bohatera. Riddick to twardziel, jakich w kinie coraz mniej (chociaż ostatnie sukcesy Dwaynea Johnsona wydają się temu przeczyć). Prowadzi wewnętrzny monolog rodem z literatury hard-boiled, jeśli się odzywa, to tylko smakowitymi one-linerami, i nigdy nie składa obietnic bez pokrycia. Jeśli usłyszysz z jego ust, że zaraz zginiesz, możesz być pewien swojego losu. Ale bohater ma też drugie oblicze. Historia X muzy – oraz poprzednie filmy o Riddicku – uczą nas, że tacy mocarze mają kruche serce i tendencję do zaprzyjaźniania się z (mniejszymi lub większymi) dziewczynkami. Tutaj – z braku dziewczynki – dostajemy drugiego po dziewczynce najlepszego kompana na świecie, czyli kosmicznego psa. Cóż to bowiem za bohater bez wiernego towarzysza? Cały drugi plan zresztą – oczywiście, z czworonogiem na czele – jest całkiem wdzięczny. Mamy weterana (Matthew Nable), twardzielkę (Katee Sackhoff), osiłka (Dave Bautista), młodziana (Nolan Gerard Funk) i wrednego gościa (Jordi Mollà). To standardowy gatunkowy typaż, ale odpowiednie zagęszczenie motywacji sprawia, że między postaciami wytwarza się niezła chemia. "Sam Riddick przeciw wszystkim" to tylko wyjściowa konfiguracja – czekają nas miłe przetasowania.

Paradoksalnie "Riddick" zyskuje przewagę nad tegorocznymi wielkimi blockbusterami dzięki swojej relatywnej taniości. To bowiem niezależna produkcja, a udział dużego studia sprowadza się do zapewnienia dystrybucji. O dziwo, nie cierpi na tym szczególnie strona wizualna. Fakt, widać pewną siermiężność cyfrowej magii. Ale – przykładowo – dość umowny krajobraz nie razi szczególnie, wpisując się w lekko przerysowaną tonację. Zresztą potwory, jakie masowo likwiduje Riddick, nie wyglądają wcale tak źle. Podobnie jego czworonogi przyjaciel. Przy niskim (jak na widowisko SF) budżecie ryzykowną wydawać się mogła decyzja o wprowadzeniu kluczowej postaci w całości wykreowanej w komputerze. Ale kosmicznemu psiakowi nie brakuje wiarygodności i uroku. W unikaniu cyfrowych wpadek pomaga też reżysersko-scenariopisarska ekonomia Twohy'ego. Reżyser odpowiednio gospodaruje dostępnymi mu zasobami; choć Riddick to film akcji, czystej nawalanki jest tu niewiele. Finałowa rozróba to zresztą najsłabszy fragment filmu, ale tylko dlatego, że ma w sobie posmak rutyny – to coś, co musi nastąpić, gdy już rozwikłały się zaplatane wcześniej fabularne supły. Ale choć Twohy oddaje pole w scenach akcji, to nadrabia to z nawiązką gęstą atmosferą i suspensem. Pierwsze dwadzieścia minut filmu spędzamy w zasadzie z samym tylko włóczącym się po pustyni bohaterem, a środek filmu z kolei odbywa się praktycznie zupełnie bez niego. A jednak napięcie pozostaje i obecność Riddicka ciągle daje się odczuć. Idźcie do kina, poczujcie ją sami.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Riddick to niewątpliwa wizytówka Vina Diesela. Zanim powszechnie znany gwiazdor kina akcji młodszego... czytaj więcej
Film "Pitch Black" stał się swego czasu istną trampoliną do sławy dla niezbyt znanego wówczas Vina... czytaj więcej
"Riddick" gwarantuje dwie rzeczy. Po pierwsze dowodzi, że Will Smith, wypowiadając w "1000 lat po Ziemi"... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones