Recenzja filmu

Moja super eksdziewczyna (2006)
Ivan Reitman
Uma Thurman
Luke Wilson

Rozterki superbohaterki

Nietrudno było przewidzieć, że prędzej, czy później powstanie kobieca wersja Supermana. No i doczekaliśmy się. Komedii z superjędzą. Zaczyna się trochę jak kolejny odcinek <a
Nietrudno było przewidzieć, że prędzej, czy później powstanie kobieca wersja Supermana. No i doczekaliśmy się. Komedii z superjędzą. Zaczyna się trochę jak kolejny odcinek "Supermana", włamanie, strzelanina, ucieczka, przerażeni amerykańscy obywatele w tle, gdy wtem do akcji wkracza, a właściwie wlatuje superbohater. Tyle, że tym razem w spódniczce. Potem cięcie i mamy zwyczajne nowojorskie metro, a w nim zwyczajnego sfrustrowanego seksualnie współczesnego faceta ze swoim kumplem, współczesnym erotomanem gawędziarzem. Sfrustrowany (Luke Wilson) za namową erotomana (Rainn Wilson) podrywa dziewczynę (Uma Thurman), która okazuje się - a jakże - supermanką. Tyle, że niestety, superdziewczyna ma problemy emocjonalne poważniejsze jeszcze niż sfrustrowany. Ba, ma superproblemy. I tu dopiero zawiązuje się właściwa akcja - on chce się jej pozbyć, ona mu nie pozwala. W dodatku on zakochuje się w innej, żadnej tam superwoman, po prostu miłej zwyczajnej dziewczynie z biura. Odrzucona superbohaterka urządza im istne piekło na ziemi. Słowem, dalej dostajemy czystą komedię romantyczną. No, prawie czystą, gdyby nie wmiksowana w to wszystko superwoman, a właściwie supergirl, bo latająca Uma Thurman nazywa się tu G-Girl (erotoman spekuluje, że to od punktu G...). Ze schematu opowieści o superbohaterze w obcisłym kostiumie ostały się superzdolności, powietrzne loty i podwójne życie, jakie wiedzie Jane vel G-Girl. Do tego jeszcze oczywiście antagonista - szrwaccharakter profesor Bedlam, ścigający szlachetną supermankę. Tylko właśnie z tą szlachetnością jest coś nie tak. Superwoman jest zaborcza, agresywna i neurotyczna (to chyba resztą ulubione słowo scenarzysty). Średnio realizuje się w roli wybawczyni świata, czyli Ameryki, wolałaby raczej zjeść spokojnie kolację ze swoim facetem. Jak się nie udaje, urządza demolkę. Do męskiego pierwowzoru jej daleko. No, ale to w końcu, nie zapominajmy, głównie komedia romantyczna. I jak to w komedii romantycznej bywa, zamiast romantyzmu jest okraszona seksualnymi aluzjami (eufemizm) pulpa fabularna o tym, że ten chciałby przespać się z tamtą, ale nie wie jak się do tego zabrać, tamta kocha się w tym, ale tamten ją zdradza, a za komizm robią tu gagi, też głównie seksualne. I na koniec naturalnie happy and. Po drodze jeszcze takie atrakcje jak karkołomny seks z superbohaterką, damska bójka, czyli pióra i pazury w akcji i przemiana Jane w G-girl, czyli pani rosną piersi, włosy robią jej się, a jakże, blond - w końcu mężczyźni wolą blondynki - a z zębów spada szpecące żelastwo korygujące. "Moja super eksdziewczyna" to dziełko Ivana Reitmana, reżysera "Pogromców duchów" i coś z tamtego klimatu unosi się nad tym filmem. Realizacyjnie wszystko pozostaje bez zarzutu, popisowe wyczyny kaskaderskie i efekty specjalne momentami nawet zabawne, jak rzucanie rekinem w niewiernego, jak ktoś bardzo chce, to i doszuka się łagodnego szyderstwa ze stereotypów i mitów kultury popularnej. No i jest jeszcze Uma Thurman jako superheroska - wybór niby słuszny, ładnie się prezentuje, obraca w powietrzu, po "Kill Billu" wszyscy kojarzą z wojującą damą z mieczem. Jednak zderzenie tegoż z nieporadnością i szaromyszowatością zagubionej w roli niby-supermana panienki już drażni. Tylko co ja się czepiam. Przecież stara prawda jest taka, że kino u swych źródeł to głównie jarmarczna rozrywka. A przecież na taką właśnie, wcale niemałą publiczność, "Moja super eksdziewczyna" jest obliczona.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film pokazuje, jak niebezpieczna może być dziewczyna, którą się porzuca. Co więcej, w tym przypadku jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones