To jest mój karabin, bez niego jestem niczym

Być Marines to marzenie chyba każdego małego chłopca w Stanach. Podobnym powodzeniem cieszyli się u nas tylko czołgiści na fali "Czterech pancernych...". Amerykanie wokół Marines stworzyli całą
Być Marines to marzenie chyba każdego małego chłopca w Stanach. Podobnym powodzeniem cieszyli się u nas tylko czołgiści na fali "Czterech pancernych...". Amerykanie wokół Marines stworzyli całą legendę. Być Marines to zaszczyt, honor, najwyższa odznaka. "Jarhead" prezentuje nam historię młodych chłopaków, marzących lub nie marzących o tym zaszczycie, możliwości odsłużenia swojego długu wobec ojczyzny w najlepszy możliwy sposób. Pochodzą z różnych warstw, niektórzy mają żołnierskie korzenie w rodzinie, inni uciekają przed więzieniem. Każdy zostawia za sobą jakąś rodzinę, czy jest to dziewczyna, żona czy tylko pies. Z miejsca zostają zrównani z błotem. Sierżant wykrzykujący prowokujące teksty prosto w twarz świeżo wciśniętych w mundur chłopaków, przygotowuje ich do tego, co ich czeka w obozie szkoleniowym. Tam dopiero czeka ich "ścieżka zdrowia". Nauka strzelania, czołganie pod gradem kul (ostra amunicja), częste zbiórki i kary za jakiekolwiek błędy. Nie każdy to wytrzymuje. I wtedy Irak najeżdża na Kuwejt, władze małego arabskiego państewka zwracają się do Stanów Zjednoczonych o pomoc. Ci wspaniałomyślnie wysyłają swoje oddziały, by chroniły zupełnie obcych ludzi. Ich motywacje są nieznane, jedni dopatrują się opieki nad polami roponośnymi, inni widzą po prostu szansę wykazania się w imię Ojczyzny. Tam, na miejscu, ich szkolenie ma ciąg dalszy. Nawadnianie, bieg w maskach, nawadnianie, okopy, nawadnianie, strzelanie. I tak cały czas. Aż do oficjalnego rozpoczęcia operacji Pustynna Burza. Wkraczają na pustynię, bezkresną równinę pokrytą gdzieniegdzie spalonym autem albo grupką wędrujących Arabów. Wtedy puszczają nerwy kolejnym, nie jest bowiem łatwo żyć w ciągłym stresie, gdzie można być ostrzelanym przez własne samoloty. W filmie padają słowa, że "każda wojna jest taka sama, pomimo tego, że każda jest inna". Zmieniają się warunki i broń, takie same pozostają spustoszenia jakie robi ona w głowach żołnierzy. Nie każdy bowiem jest w stanie znieść paromiesięczną rozłąkę, z dala od ludzi bliskich, gdzie można w każdej chwili wejść na minę albo znaleźć w śpiworze skorpiona. Dodatkowo niesamowity nacisk kładzie się na bycie Marines, bycie twardym, skutecznym, idealne oblicze amerykańskiego superżołnierza. I jak tu spełnić swój obowiązek nie wydając żadnego strzału? Gdy się jeszcze zostało wyszkolonym na snajpera? W filmie szczególne wrażenie robią zdjęcia. Nieważne, czy oglądamy rekrutów, tarzających się w błocie pod ostrzałem, czy oddział maszerujący po pustyni pokrytej pyłem, zostawiający za sobą białe ślady, jest w tym coś z życia. Niemal jesteśmy tam obok nich, niemal czujemy ten piach pod butami. Do tego niesamowite wrażenie równinnej pustyni, ciągnącej się gdzieś po odległy horyzont. Na horyzoncie pojawiające się płonące szyby sprawiają wrażenie wręcz bajkowe, ale taka była prawda. Do tego świetna scena z koniem. Idealnie wybrano ścieżkę dźwiękową, i tu ironicznie wskażę również na moment, gdy cała kompania ogląda "Czas Apokalipsy", na ekranie widzą pamiętny nalot i dźwięki Wagnera, po prostu chce się tam być wśród tych mężczyzn, chłopaków, połączonych przyjaźnią zrodzoną w barakach. Ciekawie dobrano aktorów, nieopatrzone twarze, wobec których nie ma się żadnych oczekiwań. Po prostu ogląda się ich, a przez głowę przechodzą myśli, co też ja bym zrobił na ich miejscu? Jak to jest spędzić Boże Narodzenie na pustyni i zakładać rękawiczki? Albo gdy cała kompania ogląda żonę zdradzającą swego męża? Bardzo dobrze został dobrany Jake Gyllenhaal w roli głównej, w jego oczach widać na początku bunt, później przeradzający się w cierpliwość, ból, zmęczenie, wściekłość. No i trzeba przyznać, że świetnie wygląda w czapkach świętego Mikołaja. Skoro wszystko było takie świetne, to co nie wyszło? Gdzieś upadła atmosfera tej paczki kolesi, którzy potrafią w razie czego stanąć za sobą, trzymać kciuki za kumpli ruszających w pole. Świetne sceny z koszarów obozu szkoleniowego, gdzie widać rodzące się przyjaźnie, antagonizmy, ustępują potem pustyni, gdzie ta atmosfera ucieka pod horyzont. Coś z niej pozostaje, cały czas dopinguje się chłopaków, żeby wreszcie dopięli swego, ujrzeli tą różową mgiełkę, a jednocześnie zachowali człowieczeństwo. Jednak, niestety, pustynia połyka ten film, ustępując deszczowi ropy.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Każda wojna jest inna. Każda jest taka sama". To zdanie pada w filmie, który jest swoistym reportażem z... czytaj więcej
Filmy o tematyce wojennej zazwyczaj wyglądają tak samo: reżyserzy i panowie od efektów specjalnych... czytaj więcej
Mówiąc najkrócej, film jest według mnie zbyt przeciętny jak na taką ciekawą tematykę, a wręcz nudny.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones