Recenzja filmu

Ghost in the Shell (2017)
Rupert Sanders
Scarlett Johansson
Pilou Asbæk

To nie będzie klasyk

"Ghost in The Shell" ujrzało światło dzienne pierwszy raz w 1989 roku. Od tego czasu dorobiło się aż dwóch filmów i dwóch seriali. Razem z mangą uznano je za kanon. Kanon, bo każda produkcja
"Ghost in The Shell" ujrzało światło dzienne pierwszy raz w 1989 roku. Od tego czasu dorobiło się aż dwóch filmów i dwóch seriali. Razem z mangą uznano je za kanon. Kanon, bo każda produkcja przedstawiła inny aspekt świata i samej protagonistki w sposób spójny, zwarty i przede wszystkim interesujący. Minęło już 28 lat, ale manga nie daje się odstawić na półkę. Wraz z nowym filmem animowanym nadchodzi wersja aktorska. Czy zostaną ciepło przyjęte? Czy będziemy je wspominać za kolejne 28 lat? Obawiam się, że nie. 56 lat po narodzinach mangi dalej żywe będą pytania Motoko o granice człowieczeństwa postawione w filmie z 1995. To stanowi o sile kanonu; tak powstał klasyk.
Każda adaptacja jest skazana na porównanie z materiałem źródłowym. Doszukujemy się podobieństw; tępimy różnice. Zwykle negatywne opinie łapią sprawnie wiatr w żagle i panoszą się po forach i komentarzach; cieszą się uwagą, na którą wręcz nie zasługują. Powstają takie babole jak bolączki "a gdzie był Bombadil? jak można go pominąć!" ("Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia"). Oglądając "Ghost in the Shell", nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że scenarzyści pracowali w strachu przed negatywnymi opiniami. Aby zadowolić widza garściami czerpali ze źródła pakując wszystkie dostępne motywy. A paleta nie była wcale uboga.

Ostrożna strategia scenarzystów jest dla mnie zaskakująca. Ja zapoznałem się pierwszy raz z filmem Ghost in the Shell z 1995. Potem przeczytałem mangę i okazało się, że i ton o wiele weselszy, i historia inna; film znacznie różnił się od mangi. A przecież tak nie może być, co nie? Podobnie miała się sprawa z innym gigantem japońskiej animacji. Akira film jedno a manga niby to samo, ale jednak inaczej. Takie to były czasy, tak się wtedy kręciło.

Seriale też nie trzymają się wiernie ani stylu ani zdarzeń z filmów czy mangi. Każdy dodawał coś od siebie i to właśnie stanowi o sile kanonu. Jakie w takim razie motywy są dostępne w "Ghost in The Shell"? Między innymi: granica między człowiekiem a maszyną, utrata człowieczeństwa, "władca marionetek", utrata tożsamości, dobrowolna robotyzacja własnego ciała, przemyt i wykorzystywanie ludzi, zły dyrektor HANKA, programista robotów o "dobrym sercu", "matka" robotów i tak dalej. Dużo.

Można z tego zrobić co najmniej kilka filmów. W dobie sequeli, prequeli i rebootów to się aż prosi o wieloletnią franczyzę. Jednak zapadła inna decyzja; zrobiono jeden film i wpakowano do niego wszystko. Poważnie. Ja też w to nie mogę uwierzyć.

Nie jestem bezstronnym widzem. Nie ma co ukrywać. Miałem własne oczekiwania. W trakcie seansu do każdej sceny szukałem w pamięci motywu czy wręcz odpowiednika z kanonu. Przez to mój odbiór filmu będzie inny niż nowego widza. Dla mnie film jest zlepkiem scen i pomysłów zaczerpniętych ze źródła; zlepionych mniej lub bardziej sprawnie. Mottem filmu nie jest płynna granica człowieczeństwa i pytanie czym jest świadomość lecz wierne trzymanie się sprawdzonych prefabrykatów. Efekt końcowy jest jak blok z wielkiej płyty; niby też dom, ale jednak wszędzie ta taśma izolacyjna.

Połowę filmu poświęcono, aby wystartować te wszystkie wątki. Ja się w tym prawie pogubiłem. Z drugiej strony szybki przebieg fabuły powinny równoważyć sceny, gdzie Motoko poszukuje swojego człowieczeństwa. Rezultat dla mnie jest niepewny.

Brakuje dobrego antagonisty. Zapowiadał się interesująco, ale w połowie scenarzyści porzucili wątek i kogo innego postawili w tej roli. Tak, wiem, to się nazywa zwrot akcji. No, ale w rezultacie jeden bohater z wielkim poświęceniem dążył do celu, który bez powodu porzucił, a drugi jest zły do szpiku kości i tyle. Wystarczyłby jeden a prowadzony sumiennie od początku do końca.

Kryzys tożsamości dopadł również protagonistkę. W oryginale jest gruboskórną przywódcą sekcji 9-tej wydziału bezpieczeństwa. Brutalna słowem, brutalna czynem, ale o bogatym życiu wewnętrznym. Z charakteru przypomina mi Ritę z Na skraju jutra. Tutaj miało być podobnie. Niby jest, ale raz prawie pokonuje ją, a kiedy indziej własnoręcznie rozwala czołg.

Piętnuję niekonsekwencje bo mi przeszkadzały w odbiorze filmu. Film jest jednak całkiem dobry. Wizualnie trzyma się stylu wypracowanego w filmie z 1995. Soundtrack jest żywszy, bo też nie ma długiej ekspozycji samego miasta. Kadry zapełniały postacie i zjawiska, które chciałbym lepiej poznać. Modyfikacje/ulepszenia jakie serwowali sobie bohaterowie jednocześnie fascynowały i budziły szczery niepokój. Nawet Aramaki, który wydawał się nijaki i nie na miejscu, gdy pokazał pazur, z miejsca wskoczył na podium moich ulubionych postaci.

Co dla mnie jest wadą, dla innych może być zaletą. Może mnogość motywów i postaci zamiast przytłoczyć, oczaruje? Ja już to wszystko widziałem, co nie zmienia faktu, że otwierająca scena "narodzin" cyborga, przesłuchania czy pościgu dają radę.

Dla mnie film zbyt odcina kupony, ale przecież nie należało oczekiwać nowego rozdziału od aktorskiej adaptacji. Film zyskałby gdyby autorzy ograniczyli scenopisarskie ambicje i odchudzili fabułę. Pewnie to tylko moja opinia. Już tak mam. Lubię kierować się znaną wszystkim programistom zasadą KISS - Keep It Simple Stupid.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Cyberpunk jest gatunkiem tyleż wdzięcznym, co i niezwykle plastycznym. Dekadencka wizja świata malowana... czytaj więcej
Nowe widowisko odwiedziło polskie kina pod tytułem "Ghost in the Shell". Tytuł ten dzieli ono, jak... czytaj więcej
Zacznijmy od oczywistego twierdzenia - niemal każdy remake jest gorszy od oryginału. Fani poprzedniej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones