Recenzja filmu

RoboCop (2014)
José Padilha
Joel Kinnaman
Gary Oldman

Ulepmy Superglinę!

Kaseta wideo z filmem i zabawka o wizerunku RoboCopa to  rekwizyty, które w latach 90. albo się już miało, albo ich pożądało. Biorąc się za reżyserię nowej wersji legendy robotyki, José Padilha
Kaseta wideo z filmem i zabawka o wizerunku RoboCopa to  rekwizyty, które w latach 90. albo się już miało, albo ich pożądało. Biorąc się za reżyserię nowej wersji legendy robotyki, José Padilha zapewne zdawał sobie sprawę, że aby podołać i zaspokoić 20 letni głód widzów, przyjdzie stanąć mu przed zadaniem z gruntu niewykonalnym, choć nie niemożliwym. W istocie sprostanie takiemu wyzwaniu graniczyło niemal z cudem… ale, jak to mówią, nie święci garnki lepią, więc może uda się ulepić nowego "RoboCopa".

Jak pamiętamy, właściwą osią fabularną pierwowzoru był nie tyle sam bohater, co korporacja, która go stworzyła. OCP w nowej wersji swoimi technologiami podbiła cały świat, z wyjątkiem Stanów Zjednoczonych. Czemu? Oczywiście wychodzi na to, że Amerykanie są bardziej uczuciowi i współczujący niż reszta świata, więc nie chcą wprowadzać na swoje ulice bezdusznych robotów. Na pierwszy plan wysuwa się tym razem problem, nie tyle przygotowania miasta pod lifting, co oswojenia społeczeństwa w robotami. Z marketingowego, czy też PR’owego punktu widzenia idealnym rozwiązaniem byłoby więc połączenie maszyny z człowiekiem – brzmi całkiem sensownie, ale OCP mimo wszystko, nie robi już wrażenia super potężnej korporacji, zdolnej do przejęcia administracji państwowej.



Przyznam, że wcale nie nowy strój RoboCopa budził moje największe obawy. Padilha firmował swój film jako obraz o człowieku uwięzionym w ciele maszyny –  w takim razie o czym był według niego  pierwowzór? Jak dowiedzieliśmy się ze zwiastuna, różnica polegała na świadomości bycia maszyną oraz wymiarze ograniczeń emocjonalnych. RoboCop w obu filmach, startuje więc z różnych pułapów. W pierwowzorze maszyna odkrywa w sobie pierwiastek ludzki, w remake'u człowiek przeistacza się robota – efekt końcowy? Mniej więcej podobny. W istocie, choć pozornie odmienne, to mocno eksponowane w zapowiedziach nowe spojrzenie na "RoboCopa" jest tak naprawdę tym, co mieliśmy okazję obserwować w dwóch pierwszych częściach klasycznej trylogii, z tą różnicą, że tam wiele problemów było ukazywanych w sferze niedopowiedzenia i domysłu. W nowej wersji wszystko jest do wyjaśnione do bólu, bez jakiegokolwiek miejsca na samodzielną interpretację. RoboCop w wydaniu z 1987 toczył wewnętrzną walkę o własne człowieczeństwo, co objawiało się w scenach nacechowanych dużą dozą symboliki. Tu niestety o tej walce jesteśmy informowani w znacznej części z dialogów – tragizm tytułowego bohatera, jest o wiele mniej odczuwalny przez co film niewyobrażalnie traci na swojej głębi – nic, tylko podziękować twórcom za uproszczenia. Niewątpliwie docenić należy fakt, że starano się wrzucić stare pomysły do nowego opakowania. Fizyczna niepełnosprawność, była zwłaszcza w części drugiej, jedynie zaakcentowana przez wymowne sceny. W nowej części widać niestety pewien dysonans, problem potraktowano tak, jakby facet miał pod skórą wstawioną metalową płytkę zamiast kawałka czoła – straciłem swoje ciało, ale nic się nie stało, możemy być dalej szczęśliwą rodziną - gdzie w takim razie miejsce na tęsknotę za uczuciami? Dostajemy tego naprawdę niewiele…

W nowym „RoboCopie” krytyka korporacjonizmu przejawia się przede wszystkim w kpinie z marketingu i budowy wizerunkowej. Oryginał w znacznym stopniu drwił z mediów za pośrednictwem programu informacyjnego, który również w pewien sposób „oswajał” społeczeństwo z nowym produktem OCP. Pat Novak (Samuel L Jackson) w swoim autorskim programie zastępującym wiadomości, o RoboCopie co prawda mówi, ale o ile wymowniejsze było by przedstawienie jego koegzystencji ze społeczeństwem, skoro był produktem na który czekała Ameryka...



Warsztat aktorski w nowym "RoboCopie" jest naprawdę niezły, ale jedno trzeba sobie otwarcie powiedzieć. Joel Kinnaman ma naprawdę marne szanse, by zapaść w pamięci jako Alex Murphy/RoboCop – zwyczajnie brakuje tu błysku i charyzmy, jakie niewątpliwie wyróżniały Petera Wellera. W efekcie, dostajemy bohatera naprawdę mało charakterystycznego, przez co, słabo zapadającego w pamięć. Po aktorze klasy Garego Oldmana można było spodziewać się dobrej kreacji i trzeba przyznać, że Danett Norton – (dosłowne) uosobienie moralności i sumienia filmu – to mimo wszystko, znacznie ciekawsza rola niż ciapowaty komisarz Gordon z nolanowskiego Batmana. Pozytywnie zaskakuje również Michael Keaton - cyniczny, ale jednocześnie nie pozbawiony swoistego luzu szef OCP Raymond Sellars był naprawdę strzałem w dziesiątkę. O solidnym antagoniście Murphy'ego możemy zwyczajnie zapomnieć. Drugiego Clarenca Boddickera tu niestety nie uświadczymy...

Stworzenie ścieżki dźwiękowej mogącej konkurować z tym co wykreował Basil Poledouris graniczyło z cudem. Problem jednak w tym, że nikt nawet nie podjął rękawicy, a szkoda. Taką próbę podjęto za to w odświeżeniu samego stroju głównego bohatera. Czy była to próba udana, czy nie, najlepiej ocenić samemu. Design wypada w moim odczuciu całkiem nieźle, problem jednak w tym, że wygląda strasznie sztucznie. W oryginale receptą na metaliczny połysk, było posmarowanie zbroi olejem i odpowiednie oświetlenie. 27 lat później na taki pomysł nie wpadł nikt, włącznie z panami od CGI.



Dla entuzjasty oryginału ocena nowego filmu tak trudna jak wyzbycie się emocjonalnego związku z pierwowzorem. Niewątpliwie należy docenić to, że José Padilha starał się stworzyć coś nowego, ale jednocześnie nie odcinającego się zupełnie od oryginału. Film jest wręcz naszpikowany nawiązaniami do poprzedników, jednak czasem ma się wrażenie, że wszystko to zostało dodane na siłę. "RoboCop" ma u mnie poważnego minusa za próby robienia z widza idioty i osoby nie zdolnej do samodzielnego myślenia, co jest zresztą ostatnio bardzo modne. Tak jak w wielu produkcjach ostatnich lat, również i tu, porzucono komponowanie oryginalnej stylistyki, na rzecz wtłaczania obrazu do naszej rzeczywistości, a szkoda. RoboCop z 1987 to przecież nic innego jak kombinacja komiksowego sędziego Dredda z Robotem Futura z "Metropolis". Rozwinięcie pomysłów Verhoevena i zarazem powrót do korzeni z pewnością by nie zaszkodziło. Ostatecznie, samobója strzelili sobie sami producenci kategorią wiekową PG-13. Jaki jest zatem końcowy werdykt?

"RoboCop" trzyma dobre tempo i z pewnością nie nudzi, nieźle sprawdza się w kategorii filmu rozrywkowego z odrobiną refleksji. Wątpię jednak, by za kilka lat ktoś ze szczególnym sentymentem wspominał remake, który sukces zawdzięczać będzie głównie dzięki znanej i rozpoznawalnej marce.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W amerykańskim serialu "Almost Human", notabene dosyć wciągającym, główny bohater – policjant po... czytaj więcej
Alex Murphy był jednym z najtwardszych gliniarzy w okolicy, nade wszystko kochającym swoją rodzinę.... czytaj więcej
Na najnowszy wysokobudżetowy film akcji spod ręki Jose Padilhi można patrzeć dwojako – przyrównując go do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones