Recenzja filmu

Zaklęte rewiry (1975)
Janusz Majewski
Marek Kondrat
Roman Wilhelmi

Uniwersalnie o robocie

Nieważne, gdzie pracujesz, czy przerzucasz papiery w korporacji, czy u prywaciarza zbijasz domki z drewna, czy w budżetówce grzejesz stołek. Wszędzie panują te same zasady i trwa ten sam wyścig
Nieważne, gdzie pracujesz, czy przerzucasz papiery w korporacji, czy u prywaciarza zbijasz domki z drewna, czy w budżetówce grzejesz stołek. Wszędzie panują te same zasady i trwa ten sam wyścig szczurów, podczas którego każdy chwyt jest dozwolony. Kierując się tą dewizą Henryk Worcell napisał 1936 r. powieść pt. "Zaklęte rewiry", którą prawie 40 lat później na ekran przeniósł Janusz Majewski.

Prawdopodobnie większość widzów nie miało styczności z tekstem Worcella, w tym także ja, jednak główna myśl pisarza wydaje się zachowana. "Zaklęte rewiry" to po prostu uniwersalny film o robocie. O szefie - "starym" - który klepie cię jednego dnia po twarzy i nagradza dodatkiem, a drugiego zwalnia, bo mu podpadłeś. O kierowniku, który ma się po wszystkich drzeć, a jak trzeba to w mordę przywalić. O pracownikach, którzy, gdy góra nie patrzy, odkładają łopatę i podpierniczają co się da. W końcu o klientach, petentach i całej tej zgrai, która za cel nadrzędny stawia sobie testowanie wytrzymałości i cierpliwości pracowników. Od lat reguły gry się nie zmieniają - albo my, albo oni. Filmowym tyglem obowiązków i przekrętów staje się restauracja Posejdon, w której główny bohater - Roman Boryczko stara się nie utracić resztek człowieczeństwa i moralności, a przy okazji zdobyć kelnerskie ostrogi. Romek to zwyczajny chłopak, który przyjechał ze wsi do miasta, aby po prostu zarobić. Tęskni za domem, wolnością, spokojem i tym co znane. Takich młodych ludzi, którzy opuszczają rodzinne gniazdko, było, jest i będzie jeszcze wielu. I, tak jak Romek, będą wyżynać głową pełną marzeń i ambicji w mur rzeczywistości.

Powieść pochodzi z okresu przedwojennego, film ma na karku ponad 40 lat, a tematyka do dzisiaj pozostaje aktualna. Dzieło Majewskiego nie pokryło się kurzem głównie dzięki wspaniałemu warsztatowi reżyserskiemu, scenariopisarskiemu i przede wszystkim aktorskiemu. Restauracja Posejdon to rodzinne gniazdo żmij. Można tu załapać za byle przewinienie, jednak kucharki nie pozwolą chodzić z pustym brzuchem i dla każdego znajdzie się choćby izdebka do przekimania. No i jakoś tak sielsko i przyjemnie w tych pokoikach dla służby, z których widać salę pełną gości. W ten sposób reżyser umiejętnie i autentycznie portretuje środowisko pracy. Bo czy nie jest tak, że nawet najwredniejsza praca ma w sobie jakiś element, budynek, w którym jest to poczucie przynależności do czegoś, jest ten robotniczy żargon, klimat, są ci ludzie i jest to coś? Tę atmosferę nakręcają genialnie rozpisane i autentyczne postaci, które lecą na skrzydłach wybitnych aktorów. Szczególnie godny uznania jest tutaj młodziutki Kondrat jako Romek oraz Wilhelmi jako starszy kelner Fornalski - wiecznie drący się i przenoszący problemy rodzinne do pracy.

Swojego nie znamy, a cudze chwalimy. Polska kinematografia, zwłaszcza ta starej daty, wydawać by się mogła zatęchła, zleżała i zgrzybiała. Tworzona w erze, gdy brawurą było pokazanie dekoltu, bohaterowie byli posągami moralności, a na karbach symboliki spoczywał cały ciężar filmu. "Zaklęte rewiry" to drugi film, po "Siekierezadzie", który zrobił na mnie wrażenie swoją szczerością, autentycznością i bliskością człowiekowi. Nieważne, czy główny to poeta, czy ostoja człowieczeństwa w czasach sztormu.Ważne, że jest prawdziwy, że ścina drzewa z drwalami w Bieszczadach, że lata ze szklankami po sali. Mówi, a nie deklamuje, płacze, a nie łka pozersko, czuje, a nie chowa się w gąszczu przenośni i metafor.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film z klasą - to pierwsze stwierdzenie, jakie nasunęło mi się zaraz po zakończeniu projekcji. Istotnie,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones