Recenzja filmu

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (1968)
Sergio Leone
Charles Bronson
Henry Fonda

Western totalny

Sergio Leone to prawdziwy geniusz. Bardzo rzadko zdarza się, aby kontynuacja filmu była lepsza od pierwowzoru. Ja potrafię podać jedynie dwa takie przypadki, "Terminator 2" Jamesa Camerona oraz
Sergio Leone to prawdziwy geniusz. Bardzo rzadko zdarza się, aby kontynuacja filmu była lepsza od pierwowzoru. Ja potrafię podać jedynie dwa takie przypadki, "Terminator 2" Jamesa Camerona oraz "Mroczny Rycerz" Christophera Nolana. Leone nakręcił słynną "trylogię bezimiennego" ("Za garść dolarów", "Za kilka dolarów więcej", "Dobry, zły i brzydki") i dosłownie każda następna część była lepsza od poprzedniej, a ostatnia to prawdziwe arcydzieło westernu. Wydawało się, że po takim westernie jak "Dobry, zły i brzydki" lepiej już być nie może, jednak okazało się, że w przypadku tego słynnego włoskiego reżysera może być jeszcze lepiej. Takie właśnie jest "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie". Obraz opowiada historię Jill McBain (Claudia Cardinale), która niedawno wyszła za mąż, chciała rozpocząć nowe życie i przyjechała do swojego nowego domu, gdzie mieszkał jej mąż. Niestety, bezduszny bandyta imieniem Frank (Henry Fonda) wraz ze swoją bandą zabił jej ukochanego i całą jego rodzinę, wliczając w to kilkuletniego chłopca. Od tej pory za wszelką cenę będzie próbowała utrzymać ranczo partnera, na które ochotę ma jeszcze ktoś inny. O morderstwo podejrzewany jest Cheyenne (Jason Robards), który niedawno uciekł z więzienia. Na dodatek w mieście pojawia się tajemniczy człowiek, którego zwą Harmonijka (Charles Bronson). Westerny Leone mają to do siebie, że nie ma w nich dobrych i sprawiedliwych szeryfów, i tak jest też tutaj. Główni bohaterowie są można powiedzieć brudnymi bandytami, jeden uciekł właśnie z więzienia, a drugi szuka zemsty, i to właśnie on (Harmonijka) jest najważniejszą i najbardziej tajemniczą postacią. Przez cały film widz nie wie, o co temu facetowi chodzi, jest niezwykle spokojny i pewny siebie. Przyczynę, dla której się pojawił, poznajemy dopiero na końcu obrazu, do tej pory Leone trzyma widzów w niepewności. Nowością w "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" jest pojawienie się kobiety, niezwykle silnej i pięknej, czego do tej pory nie widzieliśmy w filmach tego reżysera. W ten sposób pojawia się też mały wątek miłosny, przynajmniej ze strony Jill McBain, która bardzo potrzebuje takiego mężczyzny, jak Harmonijka. Jednym z wielu atutów tego obrazu, jest genialna reżyseria. Leone rozwija akcję powoli, dostarcza publiczności naprawdę długich ujęć, na których widz ma czas pomyśleć i wczuć się w sytuację oraz narastające napięcie. Te sceny to takie "cisze przed burzą", na początku są spokojne, ale gdy dochodzimy do końca, dostajemy naprawdę mocne "uderzenie". Niektórym to może wydać się nudne, jednak trzeba to zobaczyć na własne oczy, gdyż tego nie da się opisać. To wszystko jest dopieszczone genialnymi zdjęciami, które naprawdę robią wrażenie. Oczywiście nie mogę zapomnieć o niesamowitej muzyce Ennio Morricone, który przeszedł chyba samego siebie. Moim zdaniem jest to zdecydowanie najlepsza ścieżka muzyczna, jaką słyszałem w westernie i jedna z najlepszych w historii filmu. Aktorstwo w "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" również stoi na bardzo wysokim poziomie. Prawdopodobnie każdy z aktorów zagrał rolę swojego życia, w najlepszym filmie, w jakim występował. Żaden z nich nawet w jednym momencie nie pokazuje żadnej słabości czy jakiegoś niedociągnięcia w ukazywaniu postaci, którą gra. Wszystkim należą się wielkie brawa, oczywiście wliczając w to reżysera, ponieważ to on "wyciągnął" z nich tę perfekcję. Nie mogę przeżyć tego, że ten obraz, mimo iż w każdym calu jest doskonały, nie dostał nawet jednej nominacji do Oscara. W 1968 roku powstały przynajmniej dwa arcydzieła filmowe, "2001: Odyseja kosmiczna" i właśnie "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie". Zostały one całkowicie pominięte (no może z wyjątkiem Kubricka, który dostał nominację za reżyserię swojego żelaznego arcydzieła), a nagrodę Akademii za najlepszy film zdobył mało znany "Oliver". Ja wiem, że ta wielka Akademia uwielbia musicale i melodramaty, ale żeby takie dzieła nie zdobyły nawet nominacji za najlepszy obraz roku? Tego nigdy nie zrozumiem. "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" zostało dopracowane pod każdym względem i nawet gdyby ktoś się starał z całych sił, i tak nie znajdzie najmniejszego błędu w tym arcydziele. Jest to bowiem western idealny, bez najmniejszych wad, w którym wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Jeden z najlepszych filmów, jakie dane mi było oglądać. Polecam każdemu miłośnikowi kina.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy Sergio Leone przyszedł prosić szefów studia Paramount o pieniądze na swój nowy projekt, usłyszał:... czytaj więcej
Sergio Leone, jeden z najwybitniejszych twórców westernów, gdy pod koniec lat sześćdziesiątych udał się... czytaj więcej
Do wyreżyserowania tego filmu Sergio Leone został nakłoniony przez wytwórnię Paramount. Amerykanie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones