Recenzja filmu

Porwanie (2011)
John Singleton
Taylor Lautner
Lily Collins

Why so serious?

Piętą achillesową obrazu jest niestety Taylor Lautner. Młody aktor powinien poszukać dla siebie innego gatunku filmowego, ponieważ brakuje mu charyzmy, by być prawdziwym gwiazdorem kina akcji.
Pomysł na realizację młodzieżowego kina akcji mógł wydawać się karkołomny. John Singleton udowodnił jednak "Porwaniem", że to wcale nie taki idiotyczny koncept i może się udać. Wystarczy tylko jeszcze trochę nad nim popracować.

Głównym bohaterem jest Nathan, który wiedzie życie typowego nastolatka. Ma kochających, trochę nadopiekuńczych rodziców i problemy z dziewczyną, w której się kocha, ale której boi się swe uczucie wyznać. Wkrótce ten uporządkowany świat zostanie wywrócony do góry nogami. Chłopak najpierw się dowie, że jego rodzice wcale nimi nie są, a zanim zdąży wyładować na nich całą swoją złość, oboje zostaną zamordowani przez dwóch mięśniaków. Nathan wraz ze swą lubą, która zupełnie przypadkiem stała się świadkiem całego zajścia, stara się przeżyć i dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Fabuła "Porwania" idealnie wpasowuje się w schemat kina akcji. Singleton nie odważył się na jakiekolwiek eksperymenty, dlatego też całość ma klasyczną strukturę. Jeśli oglądacie sporo filmów akcji, to pierwsze 30 minut będzie dla Was stratą czasu. Ustawienie wszystkich pionków na szachownicy trwa zdecydowanie za długo. Potem jednak film nabiera tempa i okazuje się sprawnie zrealizowaną produkcją. Reżyser ma doświadczenie w kręceniu szybkich scen pościgów i walk, i to właśnie te sekwencje wypadają na ekranie najlepiej.

Piętą achillesową obrazu jest niestety Taylor Lautner. Młody aktor powinien poszukać dla siebie innego gatunku filmowego, ponieważ brakuje mu charyzmy, by być prawdziwym gwiazdorem kina akcji. Niby na ekranie robi wszystko tak, jak trzeba, ale nie ma w sobie tego "czegoś", co przyciąga nas do Jasona Stathama czy Angeliny Jolie. Może zabrakło mu trochę luzu. "Porwanie" zostało bowiem zrobione na serio. W chwili, w której zaczyna się właściwa historia, praktycznie nie ma żadnych lekkich tonów czy choćby odrobiny humoru.

Na szczęście twórcy nieco zneutralizowali niedostatki Lautnera, otaczając go kordonem drugoplanowych postaci zagranych przez naprawdę utalentowanych aktorów. Maria Bello i Jason Isaacs tak idealnie odegrali parę małżeńską, że z chęcią obejrzałbym prequel "Porwania" poświęcony właśnie im. Nieźli byli także Alfred Molina i Michael Nyqvist, który jako jedyny podszedł do swej postaci z dystansem, co granemu przez niego bandziorowi wyszło na dobre.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?