Recenzja filmu

Kod da Vinci (2006)
Ron Howard
Tom Hanks
Audrey Tautou

Wielka mistyfikacja, czyli kto zepsuł film?

"Kod da Vinci" był skazany na sukces. Podejrzewam, że nawet gdyby film nakręcony był bez udziału gwiazd, sam fakt, że został oparty na najbardziej skandalizującej książce ostatnich lat,
"Kod da Vinci" był skazany na sukces. Podejrzewam, że nawet gdyby film nakręcony był bez udziału gwiazd, sam fakt, że został oparty na najbardziej skandalizującej książce ostatnich lat, wystarczyłby, żeby setki milionów widzów odwiedziło kina na całym świecie. Chyba twórcy wyszli z takiego założenia i specjalnie się nie wysilali podczas realizacji. Bo i po co?
Film Rona Howarda jest nudny. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to jeden z najbardziej nużących filmów roku. Gwoździem do trumny jest fakt, że seans trwa grubo ponad 2 godziny, że nie wspomnę o wersji poszerzonej dostępnej na DVD. Dialogi pchają akcję do przodu w ślimaczym tempie, co stoi w jawnej sprzeczności do reguł gatunku. Wydarzenia wprawdzie układają się w logiczny ciąg przyczynowo skutkowy, lecz często trudno nam uwierzyć w prawdopodobieństwo filmowych zdarzeń. Cała historia jest po prostu bardzo wydumana i naciągana. Ale chyba nie warto tutaj zagłębiać się w szczegóły, bo to już raczej jest temat dyskusji w stylu "Kod da Vinci - prawda czy mit". Film jednak jest na tyle mało intrygujący, że z całą pewnością trudno jest uwierzyć nam w to, że współczesna cywilizacja zbudowana jest na kłamstwie. Aktorstwo w filmie prezentuje średni poziom, co, zważając na listę płac, może być dla wielu sporym szokiem. W obsadzie znalazły się bowiem nazwiska takie, jak Hanks, Tautou, Reno i wiele innych mniej lub bardziej znanych gwiazd kina europejskiego i amerykańskiego. Kreacje, jakie jednak stworzyli, są bardzo mało przekonujące. Być może jest to wina samego płaskiego scenariusza. A być może po prostu Hanks nie pasuje do roli zapalonego i energicznego naukowca, a Tautou już wiecznie będzie każdą rolę odgrywać z aparycją kultowej "Amelii". Najgorzej chyba jednak spisuje się Reno. Oglądanie go po raz setny w roli twardego gliniarza po prostu nudzi, a miejscami nawet irytuje.
Z całej ekipy realizatorskiej najlepiej spisał się chyba kompozytor muzyki, Hans Zimmer. To jednak już klasa sama w sobie. Nastrojowe melodie towarzyszą nam od samego początku seansu. Monumentalne brzmienia czasem ustępują "ostrzejszym" utworom, lecz dzieje się to tylko w nielicznych scenach. "Kod da Vinci" to największe rozczarowanie roku 2006. Mógł powstać film ciekawy i intrygujący. W ostateczności otrzymaliśmy miks wielu gatunków nie bardzo wpasowujący się w konwencję całej, jakby nie patrzeć wydumanej historyjki o wielkiej mistyfikacji. Jedyny spisek, w jaki uwierzę, to ten, że ktoś celowo zepsuł ten film. A sztuka ta udała się niemal w stu procentach...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna to książka wszech czasów w kategorii "materiał na film". Powodów jest... czytaj więcej
W niektórych dziełach sam kontrowersyjny temat i aura skandalu mogą być swoistą motywacją do... czytaj więcej
"Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, bardzo szybo stał się popkulturowym fenomenem, lądując na samym... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones