Tego filmu nie zrobił <a href="http://quentin.tarantino.filmweb.pl/Quentin,Tarantino,filmografia,Person,id=111" class="n">Tarantino</a>, choć mógłby. <a
Tego filmu nie zrobił Tarantino, choć mógłby. Eli Roth, twórca "Hostelu" łączy motywy kina wschodniego i zachodniego, zupełnie jak reżyser "Kill Billa". Tyle, że czyni to bez tarantinowskiej swobody, ironii i zgrabności. W horrorze Rotha elementy zachodnie to: narracja, (pełen żenujących klisz) scenariusz, (schematyczne) postacie, (mająca budować atmosferę grozy) muzyka, itd. Bohaterami filmu są dwaj amerykańscy studenci, podróżujący z plecakami po Europie. Zwabieni obietnicą seksualnych ekscesów, przybywają do malutkiej mieściny na Słowacji. Dla rozpuszczonych Jankesów jest to niezwykle egzotyczne miejsce - pozostałości po fabrykach, wąskie brukowane uliczki, kamienne budynki oraz ponury hostel, który nieco przypomina transylwański zamek. Turyści szybko przekonają się, jak bliskie rzeczywistości jest skojarzenie z ojczyzną Vlada Tepesa oraz Eliżbiety Batory. Z dalekiej Azji reżyser "Hostelu" pożyczył raczej umowny stosunek do przemocy, której zagęszczenie na metr taśmy filmowej zdecydowanie przekracza zachodnie normy. Film Rotha to głęboki ukłon w stronę nie jatki spod znaku księcia Drakuli, ale japońskiego reżysera Takashiego Miike ("Gra wstępna", "Ichi the Killer"), który notabene pojawia się na. Miike to twórca tyleż kultowy, co niszowy. Spod jego ręki wychodzi kilka horrorów rocznie, które szokują brutalnością. Dawka przemocy sprawia, że przekroczone są granice realizmu, a sceny balansują na krawędzi groteski. Przy czym u Miike stanowią one element języka filmowego. Mechanicznie i bez dystansu kopiowane przez Rotha owocują w "Hostelu" niespójnością i bzdurną ohydą. Do tego Roth dorzuca moralne refleksje typu: czy mord z zemsty jest zbrodnią, że kat może stać się ofiarą, a ofiara katem itd. Czyni to jednak w sposób toporny, jakby przy pisaniu scenariusza brakowało mu kilku palców do trzymania pióra. Na nic zdaje się posiłkowanie odniesieniami do Kafki oraz Freuda, które giną w powodzi przemocy oraz scenariuszowych bzdur, w tym "ciekawostek" geograficzno-politycznych (na Słowacji nie ma mężczyzn, bo poszli na wojnę), czy historycznych resentymentów (źli Ruscy kontra dobrzy Amerykanie). Czyli zamiast tarantinowskiego misz-maszu, powstała obrzydliwa hybryda. Pozostaje liczyć, że następny film Roth zrealizuje z większym dystansem do swoich mistrzów, bo "Hostel" nie jest kompletnie nieudany. Atmosferę grozy i niepokoju Roth buduje całkiem sprawnie.