Recenzja filmu

Aż poleje się krew (2007)
Paul Thomas Anderson
Daniel Day-Lewis
Dillon Freasier

Zimne spojrzenie

Takiego filmu już dawno Amerykanie nie nakręcili. Wielkie epickie kino, chłodne i zimne w swojej perfekcji, zwieńczone makabrycznym i groteskowym finałem. Filmowy epos poraża zarówno swoją siłą,
Takiego filmu już dawno Amerykanie nie nakręcili. Wielkie epickie kino, chłodne i zimne w swojej perfekcji, zwieńczone makabrycznym i groteskowym finałem. Rozegrany na przemian na zbliżeniach twarzy i dalekich ujęciach jałowych przestrzeni epos poraża zarówno swoją siłą, jak i niepokojącą niejednoznacznością, która nie daje się zamknąć w prostych formułkach. Perfekcyjny formalnie, intelektualny i z pozoru bez uczuć, tętni jednak wewnętrznym, głęboko skrywanym napięciem. Koncept i charaktery zmagają się ze sobą niczym bezwzględny przedsiębiorca i cyniczny kapłan. Całość daje efekt na swój sposób porażający. W końcu doczekaliśmy się obrazu, wobec którego nie można przejść obojętnie. "Aż poleje się krew" to adaptacja "Oil" Uptona Sinclaira. Literacki pierwowzór posłużył Andersonowi tylko jako fabularna baza. Historia Davida Plainview to jego w pełni autorskie dzieło, które przenika duch Faulknera. Choć proza autora "Absalomie, Absalomie" jest duszna i gęsta, a film Andersona zimny i na swój sposób wykalkulowany, to łączy je podskórne podobieństwo. Wbrew temu co zwykło się mówić o "Aż poleje się krew" pod powierzchnią obrazu pulsują gorące emocje. Pożądanie, nienawiść, ambicja, cierpienie, pustka i niespełnienie – przenikają wszystkich bohaterów, a wyrażają je drobne gesty, spojrzenia i aluzje. Wszystko co stłumione musi kiedyś wytrysnąć niczym teksańska ropa – ten paroksyzm nie przyniesie nikomu spełnienia. A tytułowa krew niczego nie odkupi. Złośliwi twierdzą, że Paul Thomas Anderson zapragnął zostać drugim Orsonem Wellesem, a do szczęścia zabrakło mu własnego "Obywatela Kane'a". Co do jednego wszyscy się zgadzają: "Aż poleje się krew" to dzieło perfekcyjne formalnie. Każdy kadr, ujęcie, gest są tu bezbłędnie wystudiowane – prócz jednej sceny nie słychać w filmie ani jednej fałszywej nuty. Daniel Day-Lewis, to prawdziwy gigant, ale młody i niepokojący Dano nie ustępuje ani na moment pod jego naporem. Przy całych tych zachwytach dawno nie było amerykańskiego obrazu, który budziłby tak skrajne opinie u ludzi zawodowo parających się kinem. Anderson to dla jednych geniusz, dla innych pretensjonalny gówniarz obnoszący się z wykoncypowanym, pozbawionym życia molochem. Nie będę ukrywał, że zaliczam się do tych, którzy uważają, że Andersonowi udała się rzecz niezwykła. Zrobił film niejednoznaczny, dający odczytywać się na wielu płaszczyznach, w którym tak jak przestrzeń i krajobraz Teksasu mimo klaustrofobii nadbudowują się gdzieś w naszej świadomości, tak i w wystudiowane relacje między postaciami wsącza się niespodziewanie życie. "Aż poleje się krew" jest obrazem świadomie łamiącym konwencję. Filmem epickim, przywołującym skojarzenia chociażby z "Olbrzyma" George’a Stevensa. Pod koniec jednak przeradza się w makabryczną groteskę, pojedynek dwóch do granic możliwości przerysowanych monstrów, przywodzący na myśl dzieła Ferreriego albo Buñuela. To pękniecie, pozornie sprawiające wrażenie sztucznego i starannie wykoncypowanego, stanowi jednak o sile filmu i jego niebezpiecznym uroku. "Aż poleje się krew" czytano na wiele sposobów: politycznie jako rozprawę o korzeniach rozpasanego i świętoszkowatego amerykańskiego turbokapitalizmu; metaforycznie jako pojedynek między świętym i grzesznikiem; jako historię upadku i apokalipsy; psychoanalitycznie itd. Niektóre z tych analiz są ciekawsze, inne płytsze, jednak żadna z nich nie wyczerpuje potencjału obrazu Andersona. Porażający precyzją wykonania i aktorstwa zyska zagorzałych zwolenników i wrogów. Znajdą się i tacy, którzy uznają "Aż poleje się krew" za dzieło jałowe, twór szarlatana i fałszywego proroka. Jeżeli nawet tak, to Anderson jest z całą pewnością genialnym uzurpatorem.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W ostatnich latach nominacje do Oscara wzbudzają ogromne emocje i kontrowersje. Kinomani często narzekają... czytaj więcej
„I oto – ostatnie już narzędzie poszło w ruch i ostatnie spoidło przykręcono; - narzędzia wiertnicze były... czytaj więcej
Początek XX wieku. Daniel Plainview (Daniel Day-Lewis) wraz z przybranym synem H.G. (Dillon Freasier)... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones