Recenzja filmu

Zniewolony. 12 Years a Slave (2013)
Steve McQueen
Chiwetel Ejiofor
Michael Fassbender

Zniewolony w Hollywood

Amerykanie w końcu są gotowi otwarcie rozmawiać o swojej największej skazie z kart historii. Przez wiele lat byli przygotowywani do tej niełatwej międzynarodowej debaty. Za sprawą Steve'a
Amerykanie w końcu są gotowi otwarcie rozmawiać o swojej największej skazie z kart historii. Przez wiele lat byli przygotowywani do tej niełatwej międzynarodowej debaty. Za sprawą Steve'a McQueena dyskusja rozgorzała jak nigdy wcześniej. Dla USA to hańba na honorze, dla reszty świata to świetna lekcja poglądowa. Szkoda jednak, że nie tak doskonała, jak mogłoby się wydawać.



Steve McQueenSteve McQueen swoimi poprzednimi dziełami przesuwał granice etyczne w kinie. Fetyszystyczne spojrzenia na ludzkie ciało w "Głodzie" i "Wstydzie" mocno oddziałuje w jego najnowszej produkcji. Choć nie brak tu fizycznych tortur, które doskonale cechują jego poprzednie filmy, to obraz idzie zupełnie innymi torami. W "Zniewolony. 12 Years a Slave" chodzi przede wszystkim o etyczne, społeczne i kulturowe odniesienia do ludzkiego ciała. Brytyjski reżyser nie idzie na kompromis i mocno oddziałuje na naszą psychikę, podając nam danie zarówno wysmakowane, jak i niezwykle brutalne i realistyczne w swoim przekazie.

Warto wspomnieć, że "Zniewolony. 12 Years a Slave" oparty jest na powieści o tym samym tytule, autorstwa samego bohatera - Solomona Northupa. Dlatego też ciężko w dziele Steve McQueenSteve’a McQueena doszukiwać się jakiegokolwiek obiektywizmu. Wszystkie wydarzenia ukazane są z perspektywy Salomona, co ma oczywiście swoje zalety, ale też wady, niemniej zdecydowanie dodaje to dynamizmu całej opowieści. Nie znajdziemy tu żadnego tłumaczenia motywacji drugiej strony. Są tylko ci źli i bardziej źli. Ten film wystawia laurkę całej historii Ameryki, o której przez wiele lat było zupełnie cicho.



Na szczęście ocena reżysera jest prawidłowa. To nie były dobre czasy, a konserwatywni ludzie z Południa nie chcieli aż tak drastycznych zmian.
"Zniewolony" doskonale odzwierciedla ówczesne nastroje społeczne. Nawet wykształcony, zamożny i szanowany obywatel o czarnym kolorze skóry nie mógł się czuć bezpiecznie w tej lepszej części kraju. Sama postawa członków czarnej społeczności wiele mówi o ich strachu przed utratą życia. Niektórzy woleli siedzieć cicho i pogodzić się z losem, wszystko, żeby nie odebrano im tego, co najcenniejsze. Sam główny bohater okazuje w pewnym momencie brak empatii, tylko żeby nie narobić sobie kłopotów u swojego pana. Wszyscy zachowują relacje w klasycznym podziale mistrz-uczeń, tylko w sposób bardziej bezpośredni.

"Zniewolony" jednak nie jest kinem najwyższych lotów. Już pierwsze kilkanaście minut nie zachwyca, choć później jest już tylko lepiej. Jednak zabrakło pewnych sznytów, za które można byłoby okrzyknąć ten film wielkim. Choć taki na pewno jest w Ameryce, ale w Europie to bardziej ciekawostka i kawał dobrego kina. Wydaje się jakby Steve McQueenSteve McQueen podczas kręcenia cały czas się wahał między wielkim hollywoodzkim kinem, a obrazem nieco bardziej kameralnym przypominające jego poprzednie produkcje. Ten brak zdecydowanie wyszedł zdecydowanie na niekorzyść. Choć film potrafi trzymać w napięciu, a widz boi się o losy bohatera, to w gruncie rzeczy, sam tytuł zdradza jak ta cała historia się skończy. Jedynie bezkompromisowa brutalność i okrucieństwo, przede wszystkim sadystycznego plantatora Edwina Eppsa, niezwykle grają na emocjach widzów.



Genialną rolą popisał się Michael Fassbender jako wspomniany plantator Edwin Epps. Widać, że aktor świetnie czuje się u Steve McQueenSteve'a McQueena, a sam reżyser wykrzesał ze swojego podopiecznego wszystko, co się dało. Świetny jest również Chiwetel Ejiofor w roli Salomona Northupa, choć tu mamy do czynienia z pewną parabolą, bo aktor raz wznosi się na najwyższy poziom, żeby w kolejnej scenie nie zachwycić. Jednak całą uwagę widza kradnie Lupita Nyong'o, odtwórczyni roli Patsey, będącą niewolnicą i zarazem kochanką jednego z plantatorów. Jej rola to istny majstersztyk. Emocje towarzyszące każdej scenie z jej udziałem są ogromne.

"Zniewolony. 12 Years a Slave" nie zachwyca tak jak powinien. Jako najpoważniejszy kandydat do zgarnięcia najważniejszej statuetki powinien być filmem zdecydowanie lepszym i większym. Zamiast tego otrzymaliśmy obraz zwyczajnie dobry, który już zawsze będzie dobrą lekcją poglądową. Znakomita reżyseria i świetne role dodają wyrazu i specyficznego charakteru całej produkcji. Przeciętny widz po seansie będzie znudzony i zniesmaczony brutalnością. Dlatego jest to produkcja skierowana przede wszystkim do amerykanów.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Zniewolony. 12 years a slave" zamyka "trylogię cierpienia" Steve'a McQueena, na którą, poza jego... czytaj więcej
Wszyscy wiemy, jak to jest z rodzeństwem – choć korzenie ma wspólne, niektóre cechy odziedziczyło po... czytaj więcej
Gdy w 2008 roku na ekrany wchodził "Głód", wielu przecierało oczy ze zdumienia. Oto nikomu nieznany... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones